9 listopada 2021

Od Ćmy (Ćmiej Łapy) — ,,Grandpa, Tell Me a Story’’ cz.1

Część akcji dzieje się jesienią, kiedy jeszcze Burzowe Gardło żył. Pisałam to nie wiadomo jak dawno, gdy jeszcze na terenach klanów były wnyki.

,,…Gałęzie jesiennych drzew trzeszczały głucho, a wiatr wiejący z północy przyniósł ze sobą pierwsze krople deszczu, które bijąc regularnie o ziemię, obmywały opadłe liście.
Otoczenie było ciche, pogrążone we śnie. Zimny, księżycowy blask padał przez ciemne gałęzie drzew na wąską drogę grzmotu, biegnącą między starymi, spróchniałym klonami. Pewna, hmm…, nieznana tobie suczka zadrżała, zmuszając do marszu zamarznięte łapy.
Rozglądnęła się, gdy w ciemności dostrzegła biegnący kształt, który, nie zatrzymawszy się nawet na chwilę, zniknął w odległych zaroślach, będących plątaniną gałązek, korzeni i łodyg.
Zamrugała zdziwiona oczami, jednak szła przed siebie dalej; na wszelki wypadek ominęła rozgałęziony krzak; mimo, że szła daleko od niego, wydawało jej się, że długie, rozcapierzone gałęzie wyciągają w jej stronę kolce, kołysząc się na wietrze.
Deszcz przybrał na sile. Suczka położyła po sobie uszy, mrużąc czekoladowe oczy. W oddali dostrzegła rozproszone światło i nastawiła uszu, słysząc cichy, przybierający na sile ryk.
Potwór.
Skoczyła na bok, przyciskając sierść do najbliższego drzewa, gdy gorący podmuch spalin zawiał w jej pysk, uderzając w nią wraz z deszczem; poczuła na wargach gorzki posmak. Zmarszczyła nos, a wraz z następnym podmuchem lodowatego wiatru jej nozdrza zalały kolejne nieznane wonie.
Ruszyła dalej, ignorując strugi deszczu zalewające jej oczy i krople bębniące o ziemię. Nadstawiła uszu, gdy w oddali huknął grzmot, a niebo przeszyła błyskawica; przerażona podkuliła ogon i zjeżyła sierść na karku.
,,To tylko grzmot" powtarzała cały czas w głowie. ,,Totylkogrzmot". Powoli te słowa traciły sens.
Gnana ciekawością i ambicją, chciała jedynie pójść na spacer i zobaczyć tereny klanu, co mogłoby się jej przydać w treningu na wojowniczkę; nie musiałaby poznawać terenów Wodnych, a od razu zacząć polować i walczyć. Wymykała się tak już od jakiegoś czasu, regularnie odkrywając coraz to nowe miejscówki. Przy okazji poprawiła swoją orientację w terenie, poznała wiele nowych zapachów, ale również o mały włos, a pięćset razy samochód zdążyłby zrobić z niej galaretę, bądź borsuk rozszarpać na kawałki.
Kiedyś musiał się jej zdarzyć wypadek i oto nadeszła ta nieszczęsna chwila.
Piorun przeszył niebo, w oddali ponownie odezwał się grzmot. W jednej chwili z czarnych chmur zaczęły bombardować kolejne krople deszczu, zalewając zupełnie na to nieprzygotowaną suczkę.
Suczka, drżąc cała, z zimna i strachu, rzuciła się pędem drogą powrotną, przeciskając się pomiędzy mokrymi chaszczami. Zastrzygła nerwowo uszami, gdy niebo ponownie rozjaśniła błyskawica.
Była pewna, że pioruny deptają jej po piętach, deszcz rani skórę. Po jej kręgosłupie przebiegały dreszcze; zarówno z zimna, jak i przerażenia. Jej marne szczenięce futerko stanowiło nijaką ochronę przed rozszalałą burzą.
Kolejna błyskawica rozjaśniła niebo, rzucając swój chłodny, biały blask na chude pnie drzew oraz migając złowieszczymi iskierkami w oczach szczeniaka, który lawirował pomiędzy zaroślami, próbując na ślepo uciec od czyhającego w głośnych chmurach zagrożenia.
Suka wrzasnęła, gdy rozmokłe liście osunęły się spod jej łap, a ona sama upadła prosto na pysk w stertę gnijących roślin. W panice, nie mogąc uspokoić dreszczy, które przebiegały po jej ciele, zaczęła rzucać łapami na wszystkie strony, próbując niezdarnie wstać. Wiła się jak wąż dopóty, dopóki nie natknęła się poduszką na coś dziwnego, metalowego, chudego i zimnego.
Zanim zrozumiała, z czym ma do czynienia, zanim dotarło do niej, że jest to coś niepokojącego, zanim nie zamajaczyło jej w głowie wspomnienie o słowach jej mam, które zamartwiały się wnykami na terenach klanu, poruszyła łapą o milimetr za daleko.
Błyszcząca, srebrna pętla w jednej chwili oplotła jej kończynę, obejmując ją w bolesnym uścisku…’’
— Burzowe Gardło?
— Dziadziu?
— Ej no, słyszysz mnie?
Starszy zaniósł się ochrypniętym kaszlem, przerywając swoją historię. Zgromił swoją suczkę pozornie gniewnym wzrokiem, chociaż w głębi jego oczu można było dojrzeć radosne ogniki.
—  Co chciałaś, Ćmo? — zapytał się z niezadowoleniem, lecz i także pewną dumą ze swoich umiejętności wymyślania bajek z morałami. Obserwował swoją zniecierpliwioną wnuczkę, która była zaciekawiona i zezłoszczona zarazem.
— Ale jak ta suczka się nazywała? Z jakiego klanu była? I dlaczego, na rozłożone kości moich praprababek, tak bardzo przypominała mnie? — wyrzuciła z siebie z pretensją. — Też mam czekoladowe oczy i dwie mamy. Również wymykam się nocami z obozu, ale dziadziu, obiecałeś, że nie będziesz się ze mną z tego powodu droczył i że nikomu nie powiesz!
Ze starego gardła wydobył się głośny pomruk, a wyglądające groźnie, jak na wojownika przystało, oczy się rozszerzyły w rozbawieniu.
— A czy ja komuś zdradziłem twój sekret? — odpowiedział pytaniem na pytanie starzec. — Jeśli chcesz się dowiedzieć, co było dalej, to siedź cicho i słuchaj.
Ćma nie spierała się więcej, tylko z powagą usiadła, podwinęła ogon pod łapy i wlepiła w swojego dziadka uważne, lekko ponaglające spojrzenie, jednak oprócz tego było to spojrzenie na pierwszy rzut oka chłodne, poważne, skrywające pod obojętnością wielkie zniecierpliwienie i ekscytację. Bowiem sztuczkę ukrywania emocji i zachowania stoickiego spokoju w (prawie) każdej sytuacji Ćma opanowała do perfekcji. W końcu chciała być w przyszłości wojowniczką, sprawiedliwą zastępczynią i wybitną liderką, czyż nie?
W jej sercu odezwał się cichy głos, nieśmiałe przeczucie, że ktoś wybrał dla niej inną ścieżkę; albo też, że to ona ją wkrótce wybierze. 
,,Nigdy nie będziemy na ciebie źli-
Potrząsnęła gwałtownie głową, uspokajając trzepoczące serce. Postanowiła stłumić tę myśli, tę intuicję, na nowo dając się wciągnąć w bajkę Burzowego Gardła.
,,Nagle z ciemności wyszedł dziadek nieznanej ci suczki, który usłyszał jej krzyki i złapał jej trop. Ponieważ bardzo ją, ekhem-, bardzo lubił jej opowiadać różne historyjki, postanowił ją uratować. 
Był to stary wojownik, doświadczony. W swoim życiu nie raz i nie dwa spotkał na swej drodze wnyki. Przy pomocy jego masywnych łap i ostrych zębów wyciągnął drobną kończynę suczki z metalicznej obręczy.
Szczenię leżało w bezruchu przez dłuższą chwilę. Próbowało złapać oddech, a gdy chciało się odezwać, złamać swą dumę i wychrypieć jakieś podziękowanie, grzmot zagłuszył jej drżący szept. Ulewa wzrastała na sile, wiatr był już nie tyle, co zimny, a lodowaty. Chmury w zupełności przysłoniły księżyc, a na terenach zgadnij-jakiego-klanu zapanowały egipskie ciemności.
Burza rozpętała się na dobre. Starzec złapał swoją wnuczkę za skórę na karku i zaciągnął do ciepłego obozu, gdzie czekała na nią pulchna mysz, którą niedawno sam upolował. Jednak suczka, mimo głodu, nie miała ochoty na jedzenie. Niepewnie wąchała zwierzę, za każdym grzmotem podskakując nerwowo i jeżąc sierść.
Jej przodek ją jednak pocieszył i przekonał, że nic jej już nie grozi. Wytłumaczył, że burza nie ma nic wspólnego z gniewem Gwiezdnych, to po prostu pada deszcz — a deszcz jest zbawieniem dla psów, szczególnie Wodnych. A co najważniejsze, przekonał swoją wnuczkę, by ta już nigdy sama nie wychodziła z obozu, dopóki nie dorośnie’’.
Gdy Burzowe Gardło zakończył swoją wymyśloną opowieść, przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.
— Dziadziu? — szczeknęła Ćma po chwili przyciszonym głosem. — Nie wiem, jak ta suczka, ale ja nadal boję się burzy.
Starszy westchnął przeciągle, lekko poirytowany. Pewnie przypomniał sobie jak poprzedniej nocy, gdy rozpętała się burza, jego wnuczka poszła do jego posłania ze łzami w oczach i, cała roztrzęsiona, próbowała zasnąć.
— Szkoda, że nazywasz się Burzowe Gardło. Jak burza — powiedziała cicho, tracąc trochę na pewności siebie; wbiła wzrok w ziemię i mamrocząc coś do siebie pod nosem, kalkulowała, czy jest sens kontynuować, czy nie.
Po paru uderzeniach serca sztywno podniosła pysk, wlepiając zamglone spojrzenie w nieznany punkt w tle, za sylwetką Burzowego.
— Twoje imię mi się źle kojarzy — szepnęła dość sztywno, poważnie. — Wolałabym mówić na ciebie Burzek.
Odpowiedział jej oburzony wzrok dziadka, którego dumę wyraźnie zraniła.
— A co, wyglądam ci na jakiegoś szczeniaka? — mruknął z sarkazmem. — Burzek! — pokręcił głową z dezaprobatą. — Skąd ten pomysł? Lider i Gwiezdni wybrali dla mnie takie imię, jakie mam nie bez powodu! Jakbym w ogóle jeszcze pamiętał, jak matka mnie tak nazywała! 
— Przypomnisz sobie — zapewniło szczenię z pewnością siebie. — Proszę!
Burzowe Gardło był dumnym, poważnym i lekko poświrowanym dziadkiem. Miał swoje poglądy, swoje zdanie na każdy temat, był cholernie uparty, nierzadko jego komentarze zwalały z nóg. Ćma odziedziczyła wiele cech po nim, wiele po Rozżarzonym Języku, inteligencję także posiadała; dlatego wiedziała, że kłótnię z dziadkiem może sobie odpuścić.
— Dobrze, rozumiem — wydusiła z siebie bez emocji, kierując się w stronę wyjścia z legowiska starszych. — Dobranoc… — uśmiechnęła się chytrze, z błyskiem upartości w oku. — …Burzku.
I w podskokach wybiegła z legowiska.
,,Burza nie ma nic wspólnego z gniewem Gwiezdnych’’ — przeleciało jej przez myśl.

[1329 słów: Ćmia Łapa otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz