Akcja dzieje się zimą, przed mianowaniem szczeniaków Rzepki.
W Industrii wciąż panowała ostra zima. Prawdę mówiąc, śnieg bardziej leżał i zamarzał, niż sypał przez silny mróz, który nie odpuszczał przez długie tygodnie.
Mały potomek liderki klanu był na tym świecie od niedawna, więc nie miał szansy poznać innego krajobrazu niż wszechobecna biel, ale w swoim własnym mniemaniu pojął już wszelkie tajniki życia. Według Kłaczka to, co najważniejsze, to robić rzeczy nieprzyjemnych tyle, ile to konieczne, a przyjemnych, ile się da. Można było uznać to za jego pewnego rodzaju motto.
Do tej drugiej kategorii zaliczał się ostatnimi tygodniami przede wszystkim sen. Temperatury dawały w kość, było nieprzyjemnie, a większość rodzeństwa zdawała się małemu indywidualiście namolna. Idealne warunki do zagrzebania się w starym, kraciastym kocu i odespanie swojego, póki się mogło.
Jak do tej pory szczeniak nie znalazł jeszcze dla siebie żadnej interesującej pasji. Początkowo frajdę sprawiało mu badanie obozu ognistych oraz przyprawianie wszystkich wokoło o ból głowy nieprzyjemnymi pytaniami. Jednakże wraz ze wzrostem ich niezręczności oraz niezadowoleniem reszty klanu, zdecydował się na odpuszczenie. „Czy nie za długo trenujesz? Jest to tak trudne czy jesteś aż tak słaba?”, tym naraził się Piaskowej Łapie. „Czy tak wiele przekleństw to nie oznaka niewychowania?”, zapytał kiedyś swojego ojca, usłyszawszy to od kogoś innego. To także nie wywołało zbyt pozytywnego odzewu.
Prawdziwą radość czerpał jedynie poprzez rozmowę z Węgorzykiem. Siostra nie oceniała jego często uszczypliwych pytań, a co najwyżej zwracała ostro uwagę, by przymknął pysk. Co jednak najważniejsze, zdawała się nie chować o to urazy.
Tak czy inaczej, nie sposób kłócić się ze stwierdzeniem, że zimą sen zdawał się być jego głównym hobby. Jeden z nich nawet stał się ważnym elementem późniejszego życia malca jak i całej Industrii.
***
Kłaczek biegł przez białe zaspy. Przypominały one nieco te, które widywał przez okno magazynu, ale były dużo miększe i przede wszystkim cieplejsze. Po paru susach spod jego łapek zaczęły wylatywać piórka. Może jednak stąpał po poduszkach? Rozważał chwilę to pytanie, przyglądając się opadającej przed jego oczami drobinie, aż jego uwagi nie zwróciła postać obserwująca go z oddali. Był to ewidentnie pies, ale jakby widziany zza brudnej szyby. Rozmazany, niewyraźny. Nie poruszył się, aż szczeniak nie zaczął podejrzewać go o bycie zagrożeniem. Obcy, dziwny osobnik nie mógł w końcu być dobrym znakiem.
Zanim jednak syn Rzepakowej zdołał posłać prośbę pomocy w eter, nieznajomy odwrócił się i wyskoczył w powietrze, jakby wskakiwał na jakąś niewidzialną półkę.
Jak to w krainie marzeń bywa, obraz zmienił się bez ostrzeżenia. Kłaczek był teraz w miejscu przypominającym park, który znał jedynie z opowieści. Dokładniej rzecz biorąc, jego oczy były na wysokości dorosłego. Drzewa się rozstąpiły, a przed nim pojawiła się wielka otwarta przestrzeń zastawiona mniejszymi od magazynu budynkami, niektóre z nich stały na dziwnych nogach. Na środku znajdował się krąg kamieni.
— Może połączymy przyjemne z pożytecznym i poszukamy czegoś do żarcia? — usłyszał nagle niezwykle wyraźnie głos swojej matki, który na tych falach podekscytowania wydał mu się niezmiernie irytujący.
Spojrzał w tamtą stronę, ale nie był w stanie kontrolować tego co mówi, a tym bardziej, co robi.
— Dobry pomysł — odparł, tonem, którego nie potrafił do nikogo przypisać, mimo dobrej jego znajomości.
Podejrzewał, że prawdopodobnie wciela się w kogoś z klanu.
Oba psy ruszyły po zadziwiająco realistycznie odtworzonym miejscu. Szczeniak nigdy jeszcze nie miał tak perfekcyjnie wyraźnego sennego obrazu. Fascynowało go to, ale i odrobinę niepokoiło zarazem.
W swoim zachwycie dopiero po kilku krokach zauważył mankamenty tej wizji. To, co widział, było do złudzenia prawdziwe, ale kosztem tego były pozostałe zmysły. Poza wypowiedzianymi słowami stał się całkiem głuchy na otoczenie. Śnieg pod jego łapami nie skrzypiał, targający futro wiatr był całkowicie bezgłośny, oddechów równie dobrze mogłoby nie być. Wszystko pozbawione było również zapachu. Kłaczek widział swoją mamę, ale przypominała mu bardziej kukiełkę, nędzną imitację oryginału.
Tym bardziej zaskoczyło go gdy nagle coś poczuł. Była to woń spalenizny. Nie wiedział, skąd się ona wzięła. Przystanął i rozejrzał się, nic jednak nie zauważył. Natomiast, kiedy znaleźli się w samym centrum polany. Wyrósł przed nimi wielki, czarny jak węgiel, płonący pies. Gdy otworzył pysk, zionął z niego żar. Stwór złapał w paszczę liderkę Industrii, po czym nieco karykaturalnie zaczął potrząsać nią niczym zabawką. Absurdalność tej sceny wcale jednak nie odbierała jej grozy. Nogi postaci, w którą wcielał się malec, drgnęły i wbrew jego woli ruszyły w kierunku bestii. Nie chciał tego robić, nie chciał jej pomagać, nie chciał w taki sposób ginąć. Ten desperacki krok nie miał najmniejszego sensu. I szybko okazało się, że racjonalny egoista przez niego przemawiający miał rację. Kolejna ognista paszcza wyrosła z boku ogara i złapała ciało psa, będącego powłoką Kłaczka. Młody poczuł zdecydowanie zbyt rzeczywisty ból.
I tyle, cięcie. Nagle zapanowała ciemność, jak na sali kinowej, zaraz rozbłyśnięciem świateł po seansie. Brązowy piesek oddychał ciężko, wciąż jeszcze drżąc po czym, co zobaczył. Na alegorię napisów końcowych w postaci podsumowania nie musiał długo czekać. Przed oczami znów zamajaczyła mu rozmyta postać.
— To nie musi się wydarzyć. — Było to jedyne, co wypowiedział, żeński, smutny głos.
***
Młody poderwał się z cichym piskiem. Nie był pewny, czy w końcu to, co wokół siebie widzi, można nazwać światem rzeczywistym, aczkolwiek miał inny priorytet. W jego głowie nadal pulsowała fraza niewyraźniej suki, niczym napis „Koniec”. Jego oczy kilka sekund błądziły nerwowo, aż zatrzymały się na dwóch postaciach stojących przy wyjściu. Obraz nadal miał z lekka rozmazany przez nagłą pobudkę, ale pozostało to kolejnym zignorowanym przez niego szczegółem. Jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego. Łapki jakby same zaniosły go w tamtym kierunku, aż z impetem wpadł w Rzepakową.
— Ojejku, Kłaczku, w porządku? Chciałbyś iść z nami? — zaświergotała radośnie jak zwykle.
— Mamo, nie wiem, czy to dobry… — zaczął mówić do Ciepły, będący od początku drugim z kształtów.
Widząc niecodzienne rozemocjonowanie szczeniaka, zdecydował się nie kończyć zdania.
— Gdzie idziecie? — zapytał podejrzliwie maluch.
— A widzisz, idziemy na kemping. Muszę rozprostować łapy, a może przy okazji znajdziemy jakąś zagubioną w akcji kiełbaskę — wyjaśniła mu cierpliwie mama.
Oczy Kłaczka się rozszerzyły. To naprawdę się działo! Ale dlaczego? Jak mogło mu się przyśnić dokładnie to, co się stanie? To nie miało najmniejszego sensu!
— Nie możesz tam iść! — zawył głośno.
Teraz uwaga wielu psów była na nich zwrócona. Większość z nich miała miny zaskoczone lub niezadowolone przerywaniem ciszy.
— Dlaczego nie? — zapytała jawnie zaskoczona Gwiazda.
— Miałem bardzo, bardzo prawdziwy sen i był tam potwór i zrobił ci krzywdę! — wyjaśnił, jak umiał szkrab, każde “r” wymawiając po swojemu.
— Słonko, nie masz się o co martwić. Twoja mama jest silna, a to był tylko koszmar — nagle wtrącił się do rozmowy inny pies, prawdopodobnie zmęczony krzykami i bezradnymi minami opiekunów szczeniaka.
To jeszcze bardziej wzmogło zirytowanie w brązowym kłębku sierści. Nikt nie chciał mu wierzyć! To było nie do pomyślenia!
— Nie o to chodzi! Ona powiedziała mi, że to nie musiało tak być, dlatego ktoś inny powinien iść na ten cały kemping i jak znajdzie potwora, to zobaczycie, że miałem rację! — uparł się, a w jego oczach zebrało się kilka łez.
Niestety nie nauczył się jeszcze zbyt dobrze siły perswazji, dlatego polecał na tym, co potrafił, czyli wzbudzaniu litości. Trójka dorosłych zamilkła na chwilę, każdy w ciszy dumał kolejne sekundy, co zrobić, by szczeniak nie zaniósł się dalszym lamentem.
— W porządku, mogę sprawdzić z Omszonym, czy jest czego się bać. — Pleśń złamał się dość szybko, widząc wpatrzone w siebie błagające ślepka.
Spotkało się to od razu z urażonym parsknięciem.
— Chyba cię coś, kurwa, boli. Myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty, niż pilnować twojej pierdołowatej dupy przed wymyślonym potworem? — zadrwił Krtań.
— Myślę, że siedziałbyś i gapił się w ścianę, a tak może, chociaż znajdziemy coś do jedzenia.
Wspomnienie o żarciu okazało się nie najgorszym pomysłem, bo Mech klnąc pod nosem, niechętnie wstał i wyszedł za Ciepłym na dwór. Liderka wraz z medykiem pozostali ze szczeniakiem, który od razu rozpromienił się, po otrzymaniu tego, czego chciał. Radość nieco zelżała, kiedy Rzepakowa zaczęła lizać go po głowie, próbując uspokoić.
— Co dokładnie ci się śniło? — zapytał, do tej pory pogrążony w swoich myślach, Szara Skała.
— Na pewno coś okropnego, zobacz, cały się trzęsie! — wypaliła od razu suczka, tuląc do siebie coraz bardziej zirytowanego malucha.
— Brzmi jak prorocza wizja od Gwiezdnych, dlatego chciałbym go wysłuchać — wyjaśnił medyk.
Kłaczek nie był pewien, co ma to oznaczać, ale brzmiało na ważne, a przede wszystkim interesujące. Dlatego właśnie opowiedział najlepiej, jak umiał wszystkie szczegóły swojego niedawnego przeżycia. Pod wieczór, gdy wojownicy wrócili, opowiedzieli Peterowi i Rzepie, co im się przydarzyło. We wskazanym miejscu wpadli na hycla, na szczęście udało im się uciec. Jeśli do tej pory ktoś miał jakieś wątpliwości co do wizji szczeniaka, właśnie zostały rozwiane.
[1401 słów, Kłaczasta Łapa otrzymuje 14 punktów doświadczenia i 1 punkt treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz