Tuż przed śmiercią Brzozowego Kła. Koniec opowiadania po niej.
Leszczynowa Kępa była wówczas Leszczynową Łapą; zresztą, wraz z jej wiekiem zmieniło się tylko imię. Księżyc, czy dziesięć księżyców wstecz, ona nadal jest najbardziej optymistyczną optymistką z wszystkich istniejących, wierzącą w siłę i potajemne sprzyjanie wszechświata wszystkim żywym stworzeniom.
A to był natomiast tylko jeden z tych pięknych dni; słońce świeciło, psy rozmawiały w obozie, a Leszczynka uganiała się od wojownika do wojownika, by sprawdzić, czy — nie daj boże — w kimś nie zaległ się smutek. Jeżeli natomiast takowy znalazła, robiła co w swojej mocy, by go wygnać. Z uśmiechem na pysku i żwawym krokiem cieszyła się, że i ten dzień dane jej będzie przeżyć.
Gdzieś w głębi jej podświadomości, za wszystkimi myślami i cytatami zasłyszanymi od małych dwunożnych czaiła się myśl, że jej ojciec nadal nie wyzdrowiał, i jemu to może nie być dane. Brzozowy Kieł samotnie walczył z chorobą, a chociaż ona potrafi pomóc innym odgonić się od smutku, od choroby nie jest w jej mocy. I za każdym razem gdy na niego patrzyła, za każdym zerknięciem bała się, że to jego ostatnie chwile. I kiedy tylko usłyszała plotkę, że podobno to jego brzegowe oddechy, pędziła co sił do medyka, by upewnić się, że plotka jest tylko plotką — jak długo jednak nią pozostanie? Ta niepewność trapiła ją za dnia i włóczyła się za nią po nocach, by śledzić ją w krainach jej najwspanialszych snów. Jej piękne senne marzenia zamieniała w koszmary, a jej zwykłe myśli w pełne smutku wrzaski; wiedziała ona sama, że tak być nie może. W związku z tym starała pozbyć się tych czarnych rozmyślań, szczęściem próbując wygonić rozpacz.
A jednak wiedziała, że to się zbliża — wrota do zaświatów stoją już niemal otworem, trzeszcząc okropnie, a ona sama nie da rady ich zamknąć. Chociaż rwie, w szalonym impecie chciałaby wyrwać śmierci swojego ojca, to jest to niemożliwe. Zostały modlitwy, w których błaga Gwiezdnych o litość. Dla swojej matki, która przecież straciła tyle dzieci. Jak pogodzi się z utratą partnera? A jak pogodzi się z tym starsze rodzeństwo Leszczynowej Łapy? Błaga ona o litość dla wszystkich psów, które życzą Brzozowemu, by ten wyzdrowiał; i w ich płaczach ona sama dołącza do gromady jego najdroższych przyjaciół.
Czuła na swoim karku duszny oddech, a kątem oka widziała czarny cień końca. Nieuniknione się zbliżało, a ona wychodziła mu naprzeciw z uśmiechem — tylko tyle jej zostało, w przypływie tylu strasznych rzeczy na świecie, które w jej mniemaniu nigdy nie istniały. Leszczynowa Łapa zrobiłaby wszystko, by było tak naprawdę, i była ona o tym święcie przekonana. Niech się dzieje, co ma się dziać, ona smucić się nie będzie!
A jednak stało się. Jej ojciec umarł, pozostawiając ją na tym świecie samą i samotną.
Gdyby wiedzieli, jak trudno było jej powstrzymać łzy! Gdyby spodziewali się, że słowa, które wygłosiła, iż „Jest on w opiece Gwiezdnych, w Coleum, gdzie już nigdy nie zazna bólu”, były gorzkie, i ona sama zmusiła się do ich wypowiedzenia! Ach, i oczywiście, że wszyscy się domyślali, że mała czuje się źle. Nikt natomiast nie domyślał się, jak głęboką ranę jej to uczyniło, i jak wielki wpływ wyparło na jej ogromne dotychczas szczęście.
Dzień po dniu walczyła samotnie, próbując nie poddać się rozpaczy. Jej uśmiechy były puste, a śmiech płytki. Kiedy dawniej śmiały się oczy i śmiała się jej dusza, teraz był to tylko odgłos paniki, że nie uda jej się na duchu podeprzeć swojej rodziny, która przecież tyle straciła…
Wiedziała, że będzie lepiej; bo mogło być tylko lepiej. Leszczynowa wówczas, będąca Łapą, czekała tylko powoli, jak czekają zwierzęta na nadejście słońca. Wiedziała, że może być jak dawniej, a ona potrafi przyłożyć do tego swoją małą cegiełkę, by razem z innymi mogła zbudować most na drugi koniec świata. Ten, wszystkim znany, mógł się zawalić złem, a ona zawsze miałaby w sercu ognik dobra, i dążyła teraz już tylko do jego utrzymania. Czuła, że musi zrobić wszystko, aby ten się nie wypalił, chociaż rozpacz czekała ją na każdym rozdrożu.
To w końcu nie była ostatnia tragedia, jaka miała ją dotknąć; nikt nie jest nieśmiertelny, i płakać będą również po niej. A gdyby ktoś zapytał się jej, jakie jest jej przedśmiertelne życzenie, to osobiście wybrałaby, by nikt po niej nigdy nie płakał. Chciałaby łzy usunąć z rzeczywistości, dlatego też po śmierci swojego ojca, Brzozowego Kła, tym właśnie postanowiła się zająć; usunięciem smutku. Najpierw jednak musiała wyplenić go z samej siebie, a było to zadaniem trudnym i czasochłonnym.
Klany w końcu nie powstały przez kilka dni, prawda? Potrzeba było księżyców.
<Popielata Łapo? A co ty o tym sądzisz?>
[736 słów: Leszczynowa Kępa otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz