25 listopada 2021

Od Sikorkowego Szczęścia do Konwaliowego Szronu

 Ostatnio w obozie było cieplutko! Nie, żeby przeszkadzało mi to w czymś; tak czy siak dokończyłam swój projekt skrzydeł, chociaż nie wyszedł on tak, jak zamierzałam. Oryginał powinien mieć dwie części z ptasich piór, a to coś bardziej przypomina reklamówkę dwunożnych porwaną przez wiatr. Ale i tak jestem z siebie dumna! Najważniejsze, że powinno działać!
Początkowo zamierzałam sprawdzić, dlaczego dwadzieścia księżycy temu katapulta od Cytrynka nie zadziałała, ale kiedy wybrałam się tam z Konwaliową owe narzędzie już nie istniało. Marne szczątki, porozrzucane dookoła — tym musiałam się zadowolić.
— Trudno — westchnęłam wtedy do Konwaliowej. — Zbuduje ją od nowa. Ale najpierw mój projekt Latająca Sikorka!
— Co, przepraszam? — spytała powoli wojowniczka, chociaż bez irytacji, jakby wskazywała treść jej wypowiedzi.
— Dzięki, że mi pomożesz! — z uśmiechem odparłam. — Aroniowa Gałąź ma już dosyć moich wynalazków — wyjaśniłam.
— Aha — niezbyt inteligentnie powiedziała.
— Nabierasz patyków, szmatek i liści? 
Pokiwała spokojnie głową w zgodnym geście. Jak dobrze jest mieć  taką przyjaciółkę! Może nawet zaproszę Stokrotkowy Płatek? Ja nie mogę, byłoby super, gdyby przyszła! Wyobraźcie sobie, że zobaczyłaby, jak Konwalia dzięki mnie unosi się w powietrzu, a ja, jako specjalista, wyznaczam jej trajektorię lotu i krzyczę: ,,Leć, leć pod niebiosa, czarna ptaszyno!" 
Zapowiada się zarąbiście! Nie mogę się doczekać!
Pełna zapału przekąsiłam coś, zupełnie nie zwracając uwagi, co właściwie jem. Potem natomiast poszłam na poszukiwania Stokrotkowego Płatka, jednak, o dziwo, jej nie znalazłam — wyszła na patrol. Byłam co najmniej zawiedziona. Eh... Czemu moje życie jest takie smutne? Chyba dostaje depresji.
Postanowiłam razem z moją testerką, że pójdziemy na Gwiezdny Szczyt. Oczywiście nie powiedziałam jej, po co tam idziemy, bo przecież niespodzianki są takie zabawne! Cóż, ona chyba tak nie uważała, bo kiedy wyjaśniłam jej, że obwiążę ją sznurkami i zepchnę z klifu nie wyglądała na zadowoloną. Dziwne! Ja bym się na jej miejscu cieszyła.
— Nie zamierzam popełniać samobójstwa. Gdyby Gwiezdni chcieli mnie przywołać do siebie, zesłali by na mnie chorobę.
— Więc ochronią cię, żebyś się nie zabiła! — ze zdziwieniem nie umiałam przyjąć jej odmowy. — No weź! Proooszę!
Nie chciała się zgodzić, a ja nie chciałam zrezygnować. Zdenerwowałam się, ładnie mówiąc. Sama założyłam mój sprzęt i przygotowałam się do rozbiegu, z wesoło skaczącym sercem. Trudno stwierdzić, czy waliło ono z ekscytacji czy z nerwów.
— Co ty robi...
Skoczyłam.
— WOW! WIDZISZ MNIE?!
Mój wynalazek dziwnie trzeszczał, ale leciał — powiedzmy. Ledwo unosił się w powietrzu, wciąż spadając w dół, ale robił to powoli i równomiernie, przez co mogłam oglądać okolicę z góry; a było na co patrzeć. 
— WOAHAHA! 
Spróbowałam skręcić, ale nie doceniłam zwinności Latającej Sikorki. Błyskawiczne odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni w pionie, żeby po chwili z łopotem walnąć w Gwiezdny Szczyt.
— Ooch... — westchnęłam, powoli się osuwając. Konwalia zasłoniła pysk swoją łapą, nie wierząc, co właśnie widziała. 
— Gwiezdni, trzymajcie mnie  cicho mruknęła, bynajmniej nie zadowolona.
— Leciałam! — wrzasnęłam, podbiegając do niej. — Jestem pierwszym, latającym psem! Czy to nie super? Wiesz co, myślę, że możemy udoskonalić nasz pojazd i sprawić, żeby tak nie spadał ciągle! Mogłybyśmy latać nim księżycami... Lepiej nad księżycem! Albo to i to! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Wątpliwe, że moja partnerka biznesowa śledziła z uwagą to, co mówię.
— Masz mnie w dupie — powiedziałam zasmuconym tonem. — A ja mówię naprawdę ważne rzeczy. Opowiadam ci o naszych planach. 
— Słucham cię z uwagą — z wrodzonym spokojem oznajmiła. — Mogę ci pomóc, jeżeli mej pomocy potrzebujesz, ale nie oczekuj, że będę latać. Nie zamierzam testować twoich... wyrobów.
— Nie ma sprawy! — mój ogon zaczął merdać. — Dobra, to co robimy? Proponuje relaks przy koktajlach, a w międzyczasie obmyślimy plan Latającej Sikorki 2. Albo katapulty. Po co się ograniczać! Zrobimy obie rzeczy!
— Skoro chcesz — odparła bez przekonania.
Poszłyśmy więc obie za mną w stronę śmietnika, a w trakcie naszej drogi gadałyśmy obie wesoło (chociaż, o dziwo, Konwalia praktycznie tylko słuchała). Słońce nadal świeciło, a mi nadal to nie przeszkadzało! Najważniejsze, że nie przeszkodzi to nam w naszych pla—
Obóz w płomieniach? Co do kurwy nędzy?

<Konwaliowy Szronie?>
[638 słów: Sikorkowe Szczęście otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz