25 listopada 2021

Od Cytrynowego Liścia CD Stokrotkowego Płatka

W tamtym opowiadaniu akcja działa się dwa lata temu. Teraz robię time skip nie do teraźniejszości, ale do ostatniej zimy, bo głupio pominąć dwa lata ich znajomości. (Słowem: Akcja dzieje się nie dwa lata temu, ale rok temu, jupi. Flowery, przyśpieszamy)

Zima minęła, a wraz z nią największa żałoba. Śnieg zaczął topnieć, ustępując miejsca trawie i kwiatom; na drzewach zaczęły pojawiać się pąki, później różowe i białe kwiaty. Cytrynowy zaczął na nowo uczestniczyć w życiu klanu; chodził na patrole, polował, pomagał uczniom. Po jakimś czasie opowiedział o śmierci swojego partnera siostrom, które wiedziały o jego związku, a również rodzicom, którzy zatroskani śledzili jego rozpacz i brak chęci do czegokolwiek. Wkrótce dowiedziała się o tym także Aroniowa Łapa, która dotychczas nie wiedziała nawet, kim jest Bolesny.
Po wiośnie przyszło lato. Słońce prażyło piekielnie mocno, suszyło rośliny. Wojownicy wychodzili jedynie wieczorem i wczesnym rankiem, a południe przesypiali, rozmawiali, uczniowie pomagali starszyźnie, która wyjątkowo mocno odczuła wysoką temperaturę. Cytrynowy nieźle dawał sobie radę w tym czasie. Polował, rozmawiał, poszedł na zgromadzenie; jedynie w nocy nawiedzały go sny z Bolesnym, po których przychodziła rozpacz.
Jesień, a w zasadzie Pora Spadających Liści, przyszła powoli, spokojnie. Było pięknie, kolorowo, deszcz nawet nie padał tak często, jak się wojownik spodziewał. Liście szeleściły pod łapami, szczeniaki obrzucały Cytrynka jak i innych członków klanu całymi kolorowymi garściami, śmiejąc się wesoło, więc uśmiechał się też Cytrynowy.
Wspomnienia o zmarłym wróciły z podwójną siłą wraz z przyjściem mrozów, śniegu i głodu.

***

Śnieg prószył delikatnie, wirując powoli. Niebo było czarne jak smoła, w oddali migały światła pędzących potworów, a ich ryki rozbrzmiewały z oddali.
Wracałem z polowania wraz z Stokrotkowym Płatkiem, trzymając w pysku zasypaną śniegiem wychudzoną ryjówkę. Kierując się do obozu, szedłem wzdłuż granicy z Industrią, wpatrując się w okute lodem jezioro. Stokrotka podążała za mną, w zębach mając zabitą srokę; szła powoli, z niepokojem obserwując moje ciche zainteresowanie terenami Industrii.
Zwolniłem, a po chwili stanąłem w zaspach śniegu. Obserwowałem ozdobiony świątecznymi lampkami magazyn, migający do mnie uspokajająco.
— Zaniesiesz moją zdobycz do obozu? — wyjąkałem cicho, kładąc na ziemi martwe zwierzątko. Niepewnie uniosłem pysk, wpatrując się w wojowniczkę. — Chciałbym tu chwilę posiedzieć.
Stokrotka westchnęła, obdarzając mnie nieodgadnionym spojrzeniem; jej oczy przez ułamek sekundy miały trochę troski, odrobinę zawiedzenia i zdziwienie, a potem, nagle i niespodziewanie, zapełniły się zrozumieniem.
Usiadła lekko, a śnieg prawie w ogóle nie zatrzeszczał pod jej ciężarem.
— Zostanę z tobą.
Kątem oka zerknąłem na nią. Śnieżynki opadały lekko na nasze futra, z biegiem czasu zamieniając się w zimną wodę. Siedzieliśmy w ciszy. Ja, pogrążony we własnych rozmyślaniach, a obok mnie czuwająca Stokrotka — wydawało się, że nie umie znaleźć słów, którymi mogłaby dodać mi otuchy.
— Cytrynowy Liściu, Bolesny chciałby, abyś był szczęśliwy — po chwili powiedziała z nutką ciepła w głosie. — Gdziekolwiek jest, na pewno na ciebie patrzy razem z innymi Gwiezdnymi i wie, że będziesz mógł żyć normalnie.
Przez długą chwilę milczałem. Po kilkunastu uderzeniach serca westchnąłem, zwieszając pysk do piersi. Wojowniczka utkwiła we mnie swoje głębokie, brązowe ślepia, które, odbijając blask kolorowych lampek, z śnieżynkami na rzęsach, spoglądały prosto na mnie.
— Wierzysz w to? — spytałem się ze zwątpieniem.
W odpowiedzi na moje słowa na pysku wojowniczki pojawił się wyraz zakłopotania.
— W drugą część tak... — powiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszałem. Zaskoczony podniosłem głowę, dotychczas bezwładnie zwisającą.
— Nie wierzysz? — niemal lękliwie zapytałem. Serce zabiło mi szybciej.
— To nie tak — wyglądała na zakłopotaną. — Wierzę... Tylko... — zająknęła się. Po chwili kontynuowała cicho, z wyraźną skruchą. — Trudno mi uwierzyć. Sama nie wiem. Często mam chwile zwątpienia.
Powoli kiwnąłem głową. Kto… Kto ich nie ma?
Nastała cisza. Moja towarzyszka ewidentnie chciała zabrać głos, jednak wyglądało na to, że brakuje jej odwagi. Kiedy w końcu zebrała siły, jej ton brzmiał, jak gdyby zżerały ją nerwy.
— Cytrynowy Liściu... Ja... Znaczy...
Stokrotka zamknęła swoje piękne ślepia, marszcząc w zamyśleniu czoło. Śnieg zaczął padać gęściej, a wiatr szeptał niezrozumiałe słowa w koronach nagich drzew.
— Naprawdę bardzo cię lubię, wiesz? Możesz na mnie liczyć.
Polizała mnie w czoło. Chociaż zrobiło mi się ciepło w środku, jedynie skinąłem głową. Ból po utraceniu Bolesnego nie zniknął, a wręcz przeciwnie; jawne okazywanie sympatii ze strony Stokrotkowej sprawiło, że przed oczami stanęły mi wspomnienia. Przysunęła się bliżej mnie. Jej ciepły oddech roztapiał śnieżynki na moim futrze, gdy zatopiła w nim swój pysk. Gdy przemyślała swój ruch, speszona, skromnie wbiła wzrok w ziemię. Uśmiechnąłem się delikatnie.
— Dziękuję — powiedziałem, a po chwili wahania dodałem: — Myślę, że... powinienem iść dalej. To były piękne czasy, ale się skończyły. Mam jeszcze własne życie do przeżycia, prawda? — spytałem, szukając poparcia.
Stokrotka uniosła pysk.
— Prawda — odparła ze spokojem.
Siedzieliśmy w ciszy; obserwowaliśmy przystrojony, migający światełkami magazyn, jezioro okute lodem i gwiazdy, rozsiane po calutkim, zimowym niebie.
— Kto śmie… wpierniczać się na tereny klanu Tenebris?! — wyjąkałem, starając się mówić śmiertelnie poważnym głosem.
Przybrałem groźny wyraz pyska, jednak nie mogłem powstrzymać się od merdania ogonem. Lubiłem Bolesnego coraz bardziej i zabawy z nim były znacznie lepsze niż z innymi psami, ponieważ zawsze mówił coś śmiesznego i wymyślał fajne zabawy. Jednak czasami po prostu czułem, że jestem za głupi na jego gry i za wolno wymyślam odpowiedzi. Tak jak na przykład dzisiaj.
— Kto odważył się dokonać najazdu na tereny klanu Tenebris, tego spotka śmierć! Kimże jesteś, złowrogi nieznajomy? — podpowiedział mi Bolesna Łapa, szepcząc, a jego oczy błyszczały z rozbawienia.
— Tak! Kto odważył się dokonać najazdu na tereny klanu Tenebris, tego spotka śmierć! Kimże jesteś złowrogi nieznajomy? — posłusznie powtórzyłem za nim, jeżąc sierść i warcząc. Przełknąłem zażenowanie faktem, że po raz setny musiał mi mówić, co wypada powiedzieć.
— Waćpan Bolesny! A kimże ty jesteś, że śmiesz do mnie w te słowa przemawiać? — odwarknął mój najdroższy przyjaciel, szczerząc kły.
— Jam jest Cytrynowa Gwiazda, zaiste! — krzyknąłem, skacząc na niego. — Waćpanie, nie odważysz się już więcej wcho… przycho… właz… wpierniczać na tereny klanu Tenebris!...

<Stokrotkowy Płatku? Możesz zrobić skip do teraźniejszości>
[948 słów Cytrynowy Liść otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz