Sarni Tupot nadal nie wierzyła, że nie jest już Sarnią Łapą; jej wesołe emocje rozwalały jej wnętrze, roznosząc całe serce i umysł, a objawiając się w jej oczach i w jej mowie. Nie potrafiła mówić o czymś innym, i robiła to, aż do momentu, kiedy ktoś zwracał jej na to uwagę. Wtedy, jak na grzeczną wojowniczkę przystało, zamykała swoją paszczę i wdawała się w interesującą dyskusję o kwiatkach. Mimo to jej myśli wciąż krążyły obok Gwiezdnych, kodeksu wojownika oraz jej wspaniałej mentorki — w końcu to dzięki niej teraz ma o czym mówić!
— Mamo, mamo, ale super! — wołała, skacząc obok Szramy dookoła. — Nie mogę uwierzyć! Zostałam wojownikiem.
I jeszcze to imię! Sarni Tupot. Przecież to tak bardzo ją pokazywało, prawda?
Pełna szczęścia z uśmiechem na pysku pojawiała się na każdym patrolu, na którym tylko mogła, i chodziła na polowania, z których jednak wracała z ziołami i jadalnymi roślinami – oczywiście umiała polować, jednak robiła to tylko na specjalne prośby, a za każdym razem, gdy zabijała zwierzę, zamykała oczy. Ze względu na nieprzychylność innych klanowych wojowników do jej słabości względem zwierzyny, Sarenka na polowania chodziła niemal zawsze sama. Właśnie podczas nich wyrobiła sobie pewne dziwactwo, dokładnie; rozmawianie z roślinami.
— Cześć, kochane! — mówiła do kwiatków. — Piękna dzisiaj pogoda, prawda?
Za dnia będąc dziwakiem, wieczorami zamieniała się w romantyka na pełen etat. Wybierała się na plaże, gdzie przy szumie morza zachwycała się melodyjnością fal oraz okrzykami ryb. Podziwiała barwy toni, chodząc po łapy w wodzie.
I wtedy właśnie zakochała się po raz pierwszy.
Na horyzoncie zajaśniała jej sylwetka psa. Co prawda nie szedł on po wodzie, ani nawet nie szedł w niej, ale zmierzał po piasku w jej stronę. Patrzył się na nią, czy polował na mewę? Nie ważne! W świetle zachodu słońca Sarni Tupot poczuła słodycz wypełniającą jej serce, i miłość to tego osobnika.
— Cześć — nieśmiało zagadnęła.
Pies zmarszczył brwi, niepewny, co ta samica jego gatunku chce; zresztą, przez jej dziwną minę pewnie trudno było rozpoznać w niej cechy charakterystyczne dla psów.
— Krucza Łapa — pies ostrożnie powiedział.
— Kocham cię, Krucza Łapo! — krzyknęła Sarenka emocjonalnie. — A ty mnie?
— Ale… my się nie znamy — Kruczy wyglądał, jakby był na lekcji matematyki.
— Możemy się poznać — powiedziała Sarnia z zapałem. — Widzę w tobie tego jedynego! Chcesz razem polowa-
Zająknęła się. Uświadomiła sobie, że raczej nie chce, by książę z bajki poznał sekret jej nieudolnego zabijania zwierząt.
— Jak chcesz — uczeń nie wyglądał na przekonanego, ale ewidentnie podobało mu się, że komuś się spodobał.
Poszli więc razem, w świetle zachodzącego słońca, gdy na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Nowo mianowana uczennica nieśmiało opowiadała o sobie, jednocześnie próbując wyciągnąć jak najwięcej informacji z swojego partnera. … Partnera do polowania, rzecz jasna.
— Jest — powiedział Kruczy, kiedy zobaczył mewę. – Bierz ją.
— Ta-aa-kk — Sarenka uśmiechnęła się na wpół uroczo i ze strachem, podchodząc do ptaka.
Cip cip cip — szeptała. Starała się go nie spłoszyć, i z obrzydzeniem przełykała ślinę, słysząc, jak jej kroki zagłusza morze. Wzywała do udanego polowania wszystkich Gwiezdnych, jakich imiona pamiętała oraz tych, których imion nigdy nie znała. Skoczyła, zamykając oczy.
Poczuła ciało mewy pod swoimi łapami, i usłyszała odgłos płoszącego się stada. Serce w niej zmiękło, gdy obserwowała, jak ofiara usiłuje dołączyć do swej rodziny.
— Przepraszam — czuła, jak do jej oczu nachodzą łzy.
Jakiś czarny kształt obok niej błyskawicznie zabił zwierzę, przychodząc jej z pomocą. Przez słoną wodę nie widziała tożsamości osobnika, ale oczywiste było, że obok niej stał Kruczy.
— Nie maż się. Przecież jesteś wojowniczką.
— Jakim cudem ona przeszła test na wojownika? — uczeń wymamrotał pod nosem, ale Sarenka zdołała go usłyszeć. Zrobiło jej się smutno.
— Zanieś zwierzynę dla głodnych psów z twojego obozu. Jeżeli ptaki się uspokoją, to zapoluję i ja – Krucza Łapa dodał.
— Chciałbyś… Chciałbyś się ze mną spotykać? — cicho spytała Sarnia. — Moglibyśmy razem polować.
Członek Industrii wyglądał, jakby bił się z własnymi myślami. Po chwili jednak skinął głową.
— Możemy polować… Razem — powiedziała z nadzieją wojowniczka — co trzeci dzień. Czyli za trzy dni. Pójdziesz na najbliższe zgromadzenie?
— Nie wiem — uczeń rzucił na odchodne i zniknął w zaroślach.
— No to pa! — krzyknęła ze szczęściem Sarenka, płosząc znów ptaki, które niemal zdążyły się uspokoić. Kruk raczej nie był zadowolony. Ale ona była; w podskokach powróciła do obozu i zwierzyła się swojej mamie oraz tacie, że ma chłopaka. Jednocześnie poprosiła o tajemnicę, obiecując, że niedługo wyjawi jego tożsamość.
Jak ona nie mogła doczekać się ich następnego spotkania!
<Krucza Łapo?>
[717 słów, Sarni Tupot otrzymuje 7 punktów doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz