Podczas zimy, niedługo po śmierci skalnego: Aronia i Konwa są uczennicami.
Wpadłam na całkiem fajny pomysł. Cytrynek lubi kwaśne, nie? To może dałabym mu spróbować lemoniady, i powiedzieć, że przesyła ją Konwalia?
Właśnie to było powodem mojego odejścia i porzucenia mej siostry; nie miałam bladego pojęcia, gdzie mogę znaleźć lemoniadę. Kiedy wróciłam z bezowocnych poszukiwań, i tak soczek nie był potrzebny, bo Konwaliowa Łapa zdążyła już wszystko zniszczyć, znów próbując powiedzieć Cytrynowemu Liściu, jak bardzo jej na nim zależy.
— Zwariowałaś? — poirytowana wywróciłam oczami. — Ustaliłyśmy, że…
— Nic nie ustalałyśmy! — warknęła spokojnie uczennica, i chyba tylko ona umie się spokojnie wkurwić. — Sama wszystko ustaliłaś i dałaś mi gotowca.
Byłam zdenerwowana. I to jak. Ale co mogłam zrobić? Niech odpierdala jakie tylko chce cyrki, i tak to ona straci miłość! A w zasadzie ją straciła. O ile kiedykolwiek ją miała.
Chyba każdy z nas posiadał takie szczenięce zauroczenia…
— Co ty tutaj robisz? — zdziwiona i zmieszana spytałam się Fiołkowej, nie wiedząc, czy mam patrzeć razem z nią na wejście, czy ze zdziwieniem obserwować jej zafascynowany wyraz twarzy.
— Czekam na Cytrynka! On jest taki słodki i przystojny, że nie mogę! Zagadam go, jak tylko tu przyjdzie. Wiesz, chcę, aby był moim partnerem! To takie ekscytujące! — Jej ogon merdał jak szalony, a jęzor, wywieszony, latał w tę i we w tę. — Dobrze wyglądam? Specjalnie wskoczyłam do kałuży, chociaż nie lubię wody, no ale trzeba być czystym i schludnym.
Odebrało mi mowę. Spoglądałam na nią jak na śmiertelnie chorą, co w sumie było prawdą. Mruknęłam coś, na potwierdzenie jej słów. Zastanawiałam się, czy jej rak nie ma przerzutów i czy właśnie nie żeruje na fiołkowym mózgu. Wtedy odezwała się, jak zawsze pojawiająca się znikąd, Konwaliowa Łapa. Moja druga siostra, trochę normalniejsza. Tak mi się przynajmniej wydawało, zanim przeprowadziłam z nią rozmowę. Kiedy usłyszałam jej głos, podskoczyłam przerażona, przestraszona jej nagłym pojawieniem się.
— Wiecie, że kochacie go tylko dlatego, że jest najbliżej wam wiekiem? — ze spokojem powiedziała, jednak również szukała czegoś wzrokiem. Lub kogoś. Czy one obie się zakochały? Serio? Mają dopiero sześć księżyców. Wtem zorientowałam się, że ona też mówi o mnie! Też mi coś! Ja?! Zakochana?!
— Ale ja go nie…?!
— Jak śmiesz! — Sikorkowa Łapa, która właśnie podeszła wprost zagotowała się ze złości. Skąd ona się pojawiła? Ta rozmowa robiła się coraz dziwniejsza. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. — Dyskryminujesz płeć piękną? Ja wolę suczki, bo ładnieeejszee ... sąą... — zamilkła, widząc przerażony wzrok Fiołkowej. — Hm... Ale obecnie rozglądam się za starszymi, wiecie, tak z 30 księżyców… One chyba doświadczone bardziej są… I nie będzie wypadków…
— Co ty… — próbowałam coś powiedzieć, ale słowa zamarły mi w gardle. Wycofałam się parę kroków. Fiołkowa Łapa mnie ubiegła, sama wyrażając swoją opinię na temat przemówienia naszej… przyjaciółki.
— To trochę dziwne… Wiecie co, ja suczki może zostawię ci… — powiedziała powoli, jakby ważąc każde słowo. Nadal nie czuła się pewnie po jej wyznaniu.
— Dzięki, ale już mam na oku…
— Wiecie, ja nie wiem co mam o tym sądzić — powiedziałam, ale nie dokończyłam. Konwaliowa obserwowała nas wszystkie, nie dając znaku życia. Być może Fiołkowa zaraziła Sikorkową rakiem miłości, który z kolei przesiadł się na Konwalię. Tak czy siak, kolejna uczennica przerwała nam.
— Cześć, dziewczyny, co robicie? — Słodka Łapa, siostra Sikorczej podeszła do nas, wesoła jak zawsze.
— Rozmawiamy o Cytrynku i starszych suczkach. — Jej siostra bez skrupułów podzieliła się tematem naszej rozmowy. — Nie uważasz, że Stokrotkowy Płatek jest se…?
— Chyba wy rozmawiacie, bo ja nie biorę w tym…!
— Dobra, weźcie sobie Stokrotkową, ale zostawcie mi Cytrynowego!
— Co? Biedna Konwa! Nie ekscytuj się nawet na jego widok, bo on jak chooooleeeraa kocha Konwaliową! Całowali się, namiętnie na całego i mielibyśmy w klanie miot, gdyby nie moja akcja ratunkowa. — Wszystkie suczki przerwały przekrzykiwanie się i gapiły się na nią, łącznie ze mną. — Serio, szkoda, że tego nie widziałyście! Chociaż może lepiej dla was, bo niektóre z was są trochę młode. Moja interwencja oszczędziła jej rodzenia, którego Konwa by nie przeżyła, no, chyba że jej wybranek romantycznie by ją uratował. Ale nie wiem jak, bo chyba musiałby włożyć pysk do jej organizmu. Wątpliwie przyjemne. Wracając do tematu, bo trochę odbiegłam… — Chyba nikt nie przejawiał zainteresowania (czyt. Wszyscy oprócz mnie) dalszym ciągiem wypowiedzi. — Lizali się jak najęci po pyskach, i widziałam, jak na siebie zerkali. Chociaż w sumie gdzie sobie zerkali. Myślałam, że on na nią lada chwila wskoczy!
Pokręciłam głową.
— Rób, co chcesz.
Nie minęło wiele czasu, kiedy rozmawiałyśmy znów; śnieg wydawał się powoli rzednąć, odsłaniając nagie konary drzew. W obozie wciąż panował głód, chociaż z racji lokalizacji w mieście nie było nowych zgonów. Ja sama zdążyłam przyłączyć się do paru patroli, na których odbierałam wciąż to nowe wskazówki od Krwawego Zewu i broniłam naszego jakże wspaniałego obozu.
Trochę nie rozumiałam, po co w ogóle patrolujemy te granice, skoro w taką pogodę nikt nas nie zaatakuje, ale okej, może chociaż zapach odświeżymy.
Tak, jak już oznajmiłam, z moją siostrą rozmawiałam ponownie. A nie była to najmilsza rozmowa.
— Aroniowa Łapo — donośnym tonem oznajmiła Konwalia, chociaż z sporą dawką smutku. — Musimy porozmawiać.
W ciszy więc usiadłyśmy w legowisku, zakopane pod warstwami grubej ściółki.
— Słucham?
— Daje sobie spokój.
Zlustrowałam ją zdziwionym spojrzeniem. Czemu? — spytałam.
— Mam dosyć. On sobie nic ze mnie nie robi, wszystko, co wyprawiam, jest na nic! — gdyby nie jej konwaliowość, mogłabym uznać jej ton za zdenerwowany.
— Czemu? — ponowiłam pytanie.
— Co czemu? Jego się spytaj Czemu?.
— No ale czemu do jasnej cholery?!
— Co czemu?
— No czemu nic ci nie idzie?
— No a skąd ja mam wiedzieć czemu, na Gwiezdnych?
— A czemu już od razu na Gwiezdnych? Czemu sama nie znajdziesz powodu?
Zamyśliła się na chwilę. Odparła ze zrezygnowaniem:
— No nie wiem czemu.
— A może on cię nie kocha? Tylko czemu…? Ach, dobra, wiem, też bym cię nie kochała na jego miejscu.
— …Co? — niezbyt inteligentnie poprosiła o powtórzenie.
— No co? Powiedziałam tylko, że na jego miejscu bym zabiła skurwysynów co próbują ciebie podrywać.
— Aronia, wyrażaj się… — westchnęła.
— A może on cię nie kocha?
Zapanowała cisza.
— Teraz to zauważyłaś?! — z nieskrywaną irytacją, obcą dla niej samej zapytała.
— Znaczy…
— Wypierdalaj.
— Konwa, wyrażaj się…
I tak oto, moi mili, zakończyło się Polowanie na Cytrynę. Jedno z najpiękniejszych zdarzeń w historii klanu. I mam nadzieję, że doczeka się ono własnej przepowiedni; te oto zdarzenie to był czyn legendarny, wynik wielu poświęceń, wspaniała historia miłosna i efekt idiotyzmu wszystkich uczestniczących.
Także dziękują za udział.
<Konwaliowy Szronie?>
[1040 słów: Aroniowa Gałąź otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz