12 listopada 2021

Od Szczurzej Łapy do Gołębiej Łapy

  Ta mała, kulka szczęścia, nie wiedziała jeszcze, że tego dnia odkryje coś, za co mógłby być chwalony i uznawany za wodza plemienia (znaczy się, klanu). Szczurek bowiem, jak każdego swojego poranka, przeciągnął się na wszystkie możliwe strony, ziewnął pięć razy oraz do tego wyjątkowo głośno mlasnął, co działało już na nerwy jego rodzeństwu. Szczurek jednak nigdy nie pomyślał, że jego zachowanie będzie można uznać za dziwne. 
Wyczołgał się z legowiska dla uczniów, gdyż niedawno został mianowany na jednego z nich. Nie mógł w to uwierzyć — biegał w kółko, skacząc po rodzeństwie i wykrzykując, że będzie cudownym wojownikiem, najpiękniejszym na świecie, który swoich wrogów będzie zabijać urodą. 
Swojego mentora poznał bardzo szybko — jak tylko dowiedział się, kto nim będzie, od razu pobiegł przywitać się i opowiedzieć historie z życia wzięte. Miał jednak bardzo duże szczęście, gdyż mentorką tego niezwykle energicznego dzieciaka została Uszaty Niedźwiedź. Oboje nie potrafią zamknąć pyska, kiedy trzeba, więc ich pierwsze treningi wyglądały właściwie jak dwuosobowa debata, w której dyskutowali, czy lepiej jest zjeść martwego świerszcza, czy nadjedzonego, brudnego gołębia. Szczurek postanowił, iż nigdy, nawet, gdyby umierał z głodu, nie tknie jedzenia, które będzie brudne. Szanujmy się — Szczurek nie może pobudzić sobie nawet pyska. 
Dzisiejszy dzień również miał zacząć się od treningu, lecz Uszaty Niedźwiedź szybko powiadomiła go, iż dzisiaj nie ma czasu. Szczura Łapa, bo chyba już tak powinien być nazywany, bardzo się zasmucił, gdyż miał mentorce do opowiedzenia pięć kolejnych nic nieznaczących historii. 
— A jutro? — zapytał, patrząc na suczkę, która ciężko westchnęła i zawiesiła głowę. 
— Wieeesz — przeciągnęła — mam dzisiaj taką ochotę udać się na wycieczkę. 
Szczurek podniósł wyżej łeb.
— Wycieczka?! — krzyknął i podskoczył w miejscu. 
Machał ogonem tak szybko, że z łatwością mógłby robić za helikopter. 
— O, o, o! — Mentorka uśmiechnęła się. — Pozbieramy razem ładne kamyczki, co ty na to? Oczywiście, że chcesz, znam cię już i wiem, że się zgodzisz!
— Idziemy nad rzekę? — Oczy Szczurka zabłyszczały. — Ale... może być tam dużo błota. Jest Pora Nowych Liści i biały puszek topnieje, a ziemia robi się mokra. Pobudzę sobie łapy...
— Nieee, no co ty! — Mentorka trąciła nosem jego obwisłe ucho. — Wszystko już dawno wyschło, zaufaj mi! 
Szczurek nie był pewien, co do słów Uszatej. W ciągu ich stosunkowo już długiej znajomości zrozumiał, że suczka sama czasem nie wie, co mówi. Nie uznawał tego za wadę, co prawda, jednak jego sierść, łapy, nos i całe jego ciało, było dla niego cenniejsze. Bał się, iż błoto będzie przy rzece i ubłoci sobie łapy.
Pomimo tych zawahań, udał się razem z suczką nad rzekę. Krajobraz podczas Pory Nowych Liści był niesamowicie piękny: trochę śniegu pozostało przy brzegach, a zielona trawa miło rzucała się w oczy. Oczywiście, nie zapominajmy o ćwierkających ptakach i przyjemnie chłodnym wiatrem, który niedługo się ociepli, przynosząc ze sobą upały. 
— Ach — mentorka westchnęła i przycupnęła przy brzechu.
Jej czarne łapy dotykały białego puchu, który pod wpływem ciepła szybko topniał. Szczurka przeszły dreszcze, bo nie mógł sobie wyobrazić dotykania czegoś, co mogłoby pozbawić go pięknej, lśniącej sierści. 
— Gdybym tylko znalazła odpowiedniego psa...
— Masz partnera. — Szczurek uniósł brwi.
— Nie o tym mówię — fuknęła. — Gdybym znalazła tylko psa, z którym mogłabym wejść do rzeki...
Uszata odwróciła wzrok tak, by spojrzeć na swojego ucznia. Szczurek od razu zrozumiał, że mówiła o nim.
— Nie. — Cofnął się. — Dobrze wiesz, że nie lubię być mokry!
— Jesteś z wodnego klanu! — jęknęła.
— W takim razie muszę być podmieniony! Nienawidzę wody! — krzyknął zrozpaczony.
Przez te rozpacz też nie poczuł, jak Uszata chwyta go za łapę i ciągnie powoli ku brzegowi. Gdy Szczurek wyczuł na swoich łapach, mokrą, zimną breję, od razu zrozumiał, że dotknął topniejącego śniegu. Wzdrygnął się i wyswobodził z uścisku mentorki.
— Powiedziałem nie! — wydarł się i odbiegł.
Z niezwykłą zaciekłością zaczął wycierać łapę o trawę. Wyglądał co najmniej tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać, uciec do domu i płakać w kącie pokoju przez najbliższą godzinę. 
Nim mentorka zdążyła do niego podejść, by rozpocząć długi monolog o wszystkim i o niczym, zaskoczył ich niespodziewany krzyk. Odwrócili głowy w stronę źródła dzięki i wtem dostrzegli sporego psa, skaczącego z łapy na łapę. 
— Hej! — Szczurek podniósł się, zapominając już o mokrych łapach. — Potrzebujesz pomocy?
Pies odwrócił głowę w jego kierunku i gdy nawiązali stosunkowo niezręczny kontakt wzrokowy, wzdrygnął się całym ciałem. Szczurek, jak to Szczurek, podszedł do nieznajomego, który swoją drogą nie był tak nieznajomy, bo skądś kojarzył ten pysk. 
— Boże, co to za obrzydlistwo! — Podskoczył na widok grubej, ubłoconej dżdżownicy.
— Co nie?! — Zawył drugi. 
Przyglądali się oboje temu niezwykle obrzydliwemu stworzeniu, chcąc przy tym jednocześnie uciec, jednak ciekawość brała górę. Szczurek jednak po chwili, może dziesięciu minutach, nie mógł wytrzymać, kiedy dżdżownica zbliżyła się niebezpiecznie do jego łapy. Tej łapy, która przed chwilą została potraktowana śmiercionośną wodą. 
— Dlaczego my tu stoimy? — pisnął. — To obrzydliwe. 
— Może jest smaczne?
— Słucham?! — w Szczurzej Łapie narodziła się nagle agresja. — Jesteś... jesteś! To chore, jak można jeść takie obłocone, śliskie... — Przybliżył się do psa, zapominając o leżącym na ziemi "obrzydlistwu", w które oczywiście właśnie musiał wdepnąć. — Moja łapa! To przez ciebie! Dotknęło mnie to! O mój... mamo... — Zawiesił łeb, gdy skończył krzyczeć. — Wiesz co, tyle się starałem, by utrzymać moje łapy, sierść i wszystko w najlepszej kondycji. Wkładałem w to całe serce, a teraz... a teraz wdepnąłem w dżdżownicę. 
— Przepraszam, ja...
— To twoja dżdżownica? — Podniósł łeb. — Nie, ona należy do tej brudnej ziemi, więc mnie nie przepraszaj, okej? I nie zabijaj tego, słyszysz mnie. Nawet jak jest obrzydliwe i właśnie pobrudziło moją łapę, to wciąż ma prawo do życia. Musisz to zapamiętać. — Odsunął się i pochylił, by sprawdzić, czy dżdżownica żyje. 
Gdy stwierdził, że pierścienica wciąż "oddycha" postanowił się przedstawić:
— Jestem Szczura Łapa, uczeń Flumine. Kojarzę cię skądś, ale zapewne cię pomyliłem, bo nie pachniesz jak ktoś z naszego klanu. — Widząc wzrok psa od razu pokręcił głową. — Nie, spokojnie, ja cię nie będę wyrzucać. Mogłeś pomylić drogi albo właśnie trafić na taką dżdżownicę, która zaprowadziła cię w złą stronę... nie ma w tym nic złego. Wciąż możemy zostać przyjaciółmi nawet, jak nie jesteś stąd, prawda? — Uśmiechnął się.
<Gołębiu?>
[986 słów: Szczura Łapa otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia i 1 Punkt Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz