21 grudnia 2021

Od Cienia

opko ma miejsce przed śmiercią Laurencego
Wychodząc na chwilę z obozu, by zaczerpnąć świeżego powietrza, zacząłem się zastanawiać. Skoro już jestem bogiem, to... powinienem się jakoś nazywać. Jakoś... godnie. Bóg Cień brzmi głupio. Nie chcę być bogiem cieni, a bogiem świata.
Zgadza się, aby wzbudzać szacunek wśród moich pobratymców, muszę się przemianować. Ale nie tak, jak nazywają się te głupie psy, wierzące w Gwiezdnych. To, stawiałoby mnie na stanowisku boskiego sługi. Nie, muszę znaleźć miano, które będzie sprawiać, że krew zamarznie moim wrogom w żyłach, gdy tylko je usłyszą. Miano, które będzie natychmiast mówiło, że ma się do czynienia z kimś wielkim. Miano godne boga.
Cienista Gwiazda? Nie, to imię dobre dla przywódcy. Ja, ja jestem kimś więcej.
Gwiezdny Cień? To brzmi głupio.
Wielki i Niesamowity Cień? Nie, to, że jestem bogiem, nie znaczy od razu, że jestem też egoistom.
Po chwili mnie olśniło. Wiem, jak się będę nazywać. Tak, to imię ponad wszelkie inne. Każdy pies, będzie wiedział, że jestem kimś wielkim, ale również skromnym, gdy tylko się przedstawię.
Connor.
Tak, uśmiechnąłem się, napawając się brzmieniem mojego imienia. Tak właśnie się teraz nazywam. Bóg Connor.
Radość kazała mi natychmiast przedstawić się pobratymcom moim nowym mianem. Tylko do kogo pierwszego się zgłosić? Na pewno nie do wojowników. Są zadufani w sobie i nie potrafią przyjąć łaski, jaką daje im ich bóg, pozwalając im przebywać w swoim towarzystwie.
To może uczniowie? Mogę próbować dyskutować ze swoim rodzeństwem i kuzynami. Młodsze szczeniaki nie zrozumieją. Będą myśleć, że to tylko zabawa, a nie poważne życie. Tylko do kogo się zwrócić? Chwast, czy Drzazga?
Potrząsnąłem głową, wiedząc już, kto jest najlepszym wyborem. Chwast.
Nie mogę powiedzieć, żebym nie kochał Drzazgi, ale jest dość... trudną suczką. Ostatnio wypadła się swojej wiary i zagroziła, że jeśli nie dam jej spokoju, to odgryzie mi ucho. Cóż, rodziny się nie wybiera. A ja jestem sprawiedliwym bogiem i potrafię wybaczać. Kiedy wreszcie rozwinę swoją prawdziwą moc, tylko delikatnie przypiekę ją piorunem. Nie może być, aby po tym, co mi zrobiła, ominęła ją kara.
Zadowolony, ze swojego planu, poszedłem do legowiska uczniów i zastałem tam Chwasta. Ucieszyłem się, że jeszcze nie wyszedł i nie muszę go szukać po całym terenie
— Witaj, Chwaście — powiedziałem prowokująco. — Co u ciebie?
— W porządku — mruknął sennie Chwast. — Nic się nie dzieje. Laurency dał mi dzień wolnego. Widzę, że Ostrokrzew tobie również odpuścił.
— Tak, bracie Chwaście, postanowiłem zrobić sobie przerwę od tego zwykłego prostego życia ucznia wojownika, by choć przez chwilę oddać się w pełni mojej roli stworzenia wyższego.
— A ty dalej się w to bawisz? — Mruknął cicho Chwast.
— Co masz na myśli? — Obnażyłem dumnie kły. — Dla ciebie to może i zabawa, ale dla mnie, życie.
— Wybacz, Cień — zawstydził się Chwast.
— Tak lepiej — uśmiechnąłem się łaskawie, zadowolony, że dał mi okazję przekazania mu dobrej nowiny. — I dla twojej wiedzy, nie jestem już Cieniem, a Connorem.
— Tak? — Chwast nawet nie mrugnął.
— Może myślisz, że to Dym mnie mianował — zaśmiałem się. — Nic bardziej mylnego. Sam się tam nazwałem. W zasadzie wreszcie odkryłem swoje prawdziwe miano!
ć To wspaniale — zamruczał sennie Chwast i ponownie zapadł w sen.
Westchnąłem z irytacją. Cóż, nie takiej reakcji się spodziewałem. Jaka to zawiść w psach płynie, że wolą spać, niż cieszyć się z bratem ich szczęściem. I że też nawet Chwast nie jest na to odporny?
Cóż, trudno, trzeba się pogodzić z tym, że nikt (poza mną) nie jest idealny. Czas poszukać pozostałych psów. Ktoś musi w końcu ucieszyć się z wieści, że odkryłem wreszcie, kim konkretnie jestem.
Bogiem Connorem. 
 
[594 słowa: Cień otrzymuje 5PD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz