— Pręgowana Skóra…. Ona… Nie wróci.
— A kiedy przyjdzie? Właśnie chciałam jej powiedzieć, że Kruczy-
— Nie wróci.
— Ale jak to? Przecież każdy wraca. Ona-
— Umarła.
— Zabawy jesteś! Ale ona nie umarła. To świetna wojowniczka. A Gwiezdni mają ją w opiece.
— Widziałem jej ciało. Nie żyje.
— Wcale nie. Przewidziało ci się!
— Sarnia, Sarnia! Przejrzyj na oczy, ona nie żyje!
— NIE! Żyje!
— …Nie rób sobie nadziei. Nikt nie może zmartwychwstać. A nie ma wątpliwości, że jej ciało jest martwe. Teraz jest tylko w Coleum, i nigdzie więcej. Nie tutaj. Nie obok ciebie. Gdzieś w górze, o ile nie trafiła do Vanity. Bo skąd mamy wiedzieć, gdzie jest Vanita? Pewnie gdzieś pod ziemią, obok Infernum. Teraz nie módl się o jej życie, tylko o to, gdzie spędzi śmierć.
Wydawało jej się, że była w transie. Minęło trochę czasu, ale ona nadal nie rozumiała. Czego? Tego też nie rozumiała. I nie rozumiała tego, że nie rozumie, czego nie rozumie. Jej głowa była jednym wielkim chaosem, w całym swej wielkości będącym spokojnym, poukładanym, ponieważ… Nie wiem. Sarenka tego nie wie. I nigdy się tego nie dowie, tak samo jak nie pozna powodu, dlaczego Szrama musiała odejść. To była taka wielka cisza w sercu jej umysłu, podczas gdy wszystko huczało. To było, jakby podczas burzy ukryła się gdzieś, i czekała, aż ta przejdzie. Ale to było absurdalne! To była przecież tylko młoda wojowniczka! Skąd miała wiedzieć, że pioruny nadal będą trzaskać? Gdziekolwiek by nie poszła, tak naprawdę musi wyjść i zmierzyć się z tym samotnie. Tylko, że Sarni Tupot nie umie walczyć. Nie umie być stanowcza. Nie umie zaakceptować odejścia i pozostawienia ją samą. Ona po prostu nie umie. I nie rozumie, dlaczego. Może Pręgowana Skóra była przy niej za krótko, by pomóc jej odnaleźć odpowiedź na to pytanie?
— Mamo, tato? — spytała z nadzieją.
— Tak? — pytaniem na pytanie odpowiedziała Pręgowana Skóra.
— Czy mogę wyjść porozmawiać z wojownikami? — spytała, uśmiechając się. — Proooszę!
— A o czym chciałabyś z nimi rozmawiać? — Obłoczne Poroże bystrym wzrokiem zmierzył córkę, nieznacznie się uśmiechając. Pręgowana Skóra natomiast liznęła swoją pociechę.
— O miłości — oznajmiła wesoło. — Prawda, że fajnie jest kogoś kochać? Chciałabym dowiedzieć się, kto jest w kim zakochany! — Jej ogon merdał w rytm słów, jakie wypływały falą z pyska młodzika.
— Och — niepewnie zaczęła matka Sarenki, z obawą spoglądając na partnera. — To świetnie, skarbie, ale chyba nie możemy cię puścić.
— Nieee…! — zawyła. Jej oczy zrobiły się okrągłe z zawiedzenia. — Przecież może mi mamusia lub tatuś towarzyszyć! Albo zapytacie jakiegoś wojownika…?
— No dobrze. — Dorosła suka, znana pod imieniem Szrama po raz kolejny liznęła szczeniaka. — Poradzisz sobie z nimi?
— Myślę, że tak — odparł Obłoczne Poroże, do którego zostało skierowane pytanie. — Prędko zasną.
— Nie chcemy spać! — buntowniczym tonem oznajmił Obdartusek. Lilia natomiast wydawała się wahać, czy aby nie dołączyć do swojej siostry w przedsięwzięciu. Zrezygnowała jednak z tego, pytając się po raz dziesiąty Nocka, czy aby na pewno jest wystarczająco czysta.
— Dobrze, dobrze — lekko rozbawiony oznajmił jego ojciec, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Pręgowaną Skórą. „Zasną” — zdawał się mówić.
Sarenka szybko podreptała za swoją rodzicielką, która ruszyła do wyjścia, nie chcąc zostawać w tyle. Wciąż była w świetnym humorze, mimo że przez chwilę zwątpiła w realność jej wywiadu. Teraz była pewna, iż racja jest po jej stronie i pozna wiele interesujących historii!
Sarni Tupot chciała chodzić po obozie zapłakania. Nie chciałaby zjeść tej kiełbasy, nie chciała spać tamtej nocy, ani wyjść na to cudowne słońce. Jakim prawem mogło ono świecić, skoro właśnie zaczynał się koniec świata Sarenki? Runął on w posadach, nie pozostawiając nawet ruin po sobie. Żadnej pamiątki, tylko żywe, w postaci szczeniąt i partnera ze wspomnieniami. Czy nie powinna była do nich przyjść? Cierpieć razem z nimi? Płakać w ich futro? Albo pójść do Kruczego? Pogadać z nim? Wyżalić się komukolwiek, na tym cholernie niesprawiedliwym świecie?!
Nie, nie powinna, ponieważ muszą myśleć, że da radę. Musi być silna dla nich. Nie może dokładać im zmartwień. I może była inna droga, może była, ale... Nie. Muszą starczyć jej te dwie minuty przed snem, kiedy nie ma nikogo w legowisku. Wtedy, owszem, będzie mogła płakać i robić smutne miny. Ale kiedy rano wstanie, jedyne, o czym powinna myśleć, to uśmiech. Sztuczny, wymuszony uśmiech, dzięki któremu przecież tyle osób będzie w dobrym humorze; bo przecież nie każdemu właśnie zawalił się idealny świat, bez wad i śmierci, ukazując swoją drugą stronę. Nie każdy stracił rodzica, kiedy nie był na to gotowy.
Ale czy Sarenka mogła się na to przygotować?
Nie wie. I nic na to nie poradzi.
[736 słów, Sarni Tuport otrzymuje 7 punktów doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz