20 grudnia 2021

Od Cytrynowego Liścia CD Stokrotkowego Płatka

Zastępca lidera klanu, zachowujący się jak szczeniak? Bawiący się z wojowniczką w berka...? Gdyby ktoś powiedział mi to parę księżyców temu, odesłałbym go do medyka, myśląc, że zwariował. Teraz trudno mi nie wierzyć, skoro zastępcą jestem ja, a wojowniczką moja przyjaciółka, Stokrotkowy Płatek. Nie wiedziałem, dlaczego się tak zachowuję, ale przecież nie mogło mi to wyjść na złe. Prawda? Wydawało mi się, jakbym obudził się z zimowego snu; po tym całym smutku, jakiego doznałem, nareszcie świat zwrócił mi zwyczajną radość z głupiej zabawy. W zasadzie nie świat, a Stokrotka.
Nasza przyjaźń rozwijała się stopniowo, lecz równomiernie. Zyskała ona trwałe fundamenty, których prawdopodobnie nawet Gwiezdnym nie udałoby się skruszyć. Ufałem jej tak, jak mało komu zaufałem w całym moim życiu. Ufam jej tak, jak ufałem kiedyś Bolesnemu. ,,Bolesna Łapa’’. To dzięki Stokrotce to imię nie przywołuje u mnie bólu, a szczęśliwe wspomnienia, które pozostają ze mną do końca życia; mogłem być wdzięczny jej za wiele, ale to za to byłem najbardziej. Wreszcie mogłem pozytywnie patrzeć i w przeszłość, jak i w przyszłość — pogodziłem się, że Bolesny nie wróci. Zresztą, nie mógłbym się przygotować na to, by go znów zobaczyć. Nie mógłbym z nim porozmawiać.
Nie.
Nie chciałbym z nim rozmawiać. Nie chciałbym, żeby wracał.
Kocham go, ale kocham go tak, jak się kocha kogoś, kto odszedł. Kocham wspomnienia, które zostawił. Jednak nie chciałbym, żeby znów się pojawił. Żeby do mnie wrócił. Ja… pogodziłem się z tym i boję się, jakby to miało wyglądać, gdyby nagle znów się pojawił.
Nie wiem, dlaczego tego nie chcę; przecież jeszcze kilkanaście księżyców temu było to moje największe marzenie.
Zerknąłem kątem oka na Stokrotkę; wojowniczka śmignęła przede mną, na co delikatnie się uśmiechnąłem.
— Hej! — krzyknąłem, próbując zwrócić jej uwagę. Obejrzała się na mnie przez bark, zatrzymując się i sapiąc. — Może odpoczniemy? — wyszeptałem, siadając na lekkim podwyższeniu. Moja przyjaciółka usiadła obok mnie i skinęła głową.
Patrzyliśmy razem na panoramę obozu Tenebris. Naszego domu. Zbliżał się wieczór; psy stawały się czarnymi cieniami, przemykającymi pod ścianami legowisk. Ruiny, chociaż w niczym nie przypominały wyniosłej budowli, teraz skryły się pod jakąś tajemniczą peleryną i wydawały się starym zamkiem. Jednym z tych, o których tak chętnie opowiadał Bolesny; mój były partner lubił dzielić się wytworami swojej wyobraźni.
Niebo przyjęło trzy kolory. Na samej górze były białe, puszyste chmury, które stopniowo zlewały się w róż, by ostatecznie zmienić się w pomarańcz. Ów jasne wytwory płynęły spokojnie po niebie, pociągane przez podmuchy wiatru, które mierzwiły nam sierść.
W ciszy czułem jedność z tym miejscem i będącymi tutaj psami. W głowie pojawiła mi się pewna myśl: Czy zawsze byłem wobec nich w porządku? Przecież kodeks wojownika nie zakładał, że można mieć partnera w innym klanie.
Nie byłem najwierniejszy swojemu klanowi. A teraz zostałem zastępcą przywódcy — kiedyś ich poprowadzę. Mój wzrok stał się zamglony, kiedy skruszony opuściłem go na ziemię.
— Chodźmy — stwierdziła nagle Stokrotkowy Płatek, nie odrywając wzroku od krajobrazu rozciągającego się przed nami. Widocznie wyczuła moje zmieszanie.
— Gdzie? — spojrzałem na nią zdziwiony.
— Gdziekolwiek… — mruknęła, żartobliwie trącając mnie łokciem w żebra; pod wpływem kuksańca zakrztusiłem się powietrzem i własną śliną. — ...zastępco przywódcy!
Mimowolnie uśmiechnąłem się. To zabrzmiało bardzo wyniośle. Starałem się ignorować dziwne, nerwowe kłucia w brzuchu, które mówiły mi, że jestem parodią zastępcy.
— Skoro chcesz… — wydukałem, nagle onieśmielony, nie mając żadnego pomysłu, gdzie można by się wybrać.
Stokrotkowy Płatek zerknęła na mnie, po czym wstała.
— W takim razie poprowadzę — odparła, delikatnie merdając ogonem.
Kiwnąłem głową i, lekko zmęczony długim, bezsensownym bieganiem, podążyłem za nią.
Szliśmy przez pokryte szeleszczącymi, opadłymi z drzew liśćmi podłoże, upstrzone gdzieniegdzie mulistymi kałużami. Promienie zachodzącego słońca oświetlały nasze barki, gdy przemieszczaliśmy się, chłonąc wieczorne widoki pory spadających liści.
Lodowisko jeszcze nie było gotowe na porę nagich drzew, a pozostawało zwykłym, miejscami oblodzonym placem. Stokrotka ominęła śliskie miejsca z niebywałą łatwością, a ja, próbując nadrobić rosnący między nami odstęp, przyśpieszyłem.
Sęk w tym, że przechodząc do truchtu, natrafiłem łapą na kupkę oszronionych liści, które uciekły mi spod nóg, okazując schowany pod nimi lód; wytrzeszczyłem oczy i dziko machając łapami, starałem się złapać równowagę.
Stokrotka najwyraźniej usłyszała moje nieudolne próby wyprostowania się z godnością i wyraźnie zdziwiona, zatrzymała się. Tymczasem ja, możecie mi pogratulować, uderzyłem w nią tak gwałtownie i szybko, że z wyrazem zaskoczenia nagłą sytuacją malującym się na jej pysku, zachwiała się.
Jakimś cholernym cudem suczka utrzymała się na łapach, a równocześnie dała mi podporę, dzięki której nie wywróciłem się na krzywy ryj.
Za wszelką cenę unikałem jej wzroku, czym prędzej prostując się i starając się pewniej stanąć na nogach. Czułem, jak moja skóra pod gęstą sierścią oblewa się czerwienią, co, dodatkowo, odebrało mi mowę. Stokrotkowy Płatek również była zawstydzona; przez dłuższy czas strzelaliśmy naokoło rozbieganym wzrokiem, by patrzeć wszędzie, tylko nie na siebie nawzajem. Czułem, jak spina się i, gdy tylko w stu procentach odzyskałem kontrolę nad kończynami i złapałem jakoś przyczepność z podłożem, zawstydzony, odskoczyłem od niej.
— Um… Eee… Przepraszam.
Zaciskając zęby, lekko spanikowany, spróbowałem złapać z nią kontakt wzrokowy, którego jeszcze przed chwilą tak gorąco unikałem i, o zgrozo, udało mi się.
Trwał on dosłownie sekundę, ale, jak się łudziłem, zamiast spowodować jakąś normalną reakcję i być dobrym początkiem do jakiejkolwiek rozmowy, spotęgował uczucie zażenowania które odczuwałem.
W mojej głowie narodziły się też nowe pytania.
Dlaczego tak gwałtownie reaguję? Dlaczego to, co robię i myślę, nie ma najmniejszego sensu? Dlacze-
Przerwałem. Nie byłem pewien, czy chcę znać odpowiedź. Czułem, że nie jest to coś, czego teraz chcę się dowiedzieć.
Idiota. Jesteś idiotą, Cytrynowy Liściu.
— Uhm… Może… Znaczy… Chyba wystarczy na dziś spaceru — zaczęła Stokrotka, z zakłopotaniem wbijając wzrok w swoje łapy. — Tylko… Sama nie wiem… 

<Stokroteńko? Hetero związek wreszcie zaczyna nabierać realnych kształtów>
[ 918 słów, Cytrynowy Liść otrzymuje 9 punktów doświadczenia ] 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz