14 grudnia 2021

Od Ciepłej Pleśni CD Żałobnej Pieśni

Ciepły wlepił w suczkę spojrzenie swoich dwukolorowych oczu. Nie rozumiał, czemu zaproponowała mu spacer, w zasadzie się nie znali. Może chciała po prostu pomocy z polowaniem? To była najprawdopodobniejsza odpowiedź. Młody wojownik zawahał się, czy powinien się zgadzać. Zerknął w kierunku Ognistego Maku i Iskrzącego Płomienia, którzy czekali na niego, by kontynuować patrol i podjął decyzję:
— Z przyjemnością, jeśli tylko nie przekroczysz do tego czasu granicy.
Nie czekając na odpowiedź, czy też zapewnienia, że tak się nie stanie ruszył w dalszą drogę. I tak widział już zniecierpliwienie na pyskach pozostałej dwójki, zerkającej dość podejrzliwie w kierunku Wietrznej. Nie wyglądali na przekonanych co do jej czystych zamiarów, ale też nie mieli prawa wyganiać jej z neutralnego terenu, na którym na razie się znajdowała.
Dokończenie obchodu zajęło im niewiele czasu, prawie kończyli swój odcinek trasy. Ciepły nie wrócił z pozostałą dwójką do obozu, a zdecydował się wrócić na granicę. Początkowo żałował nieco podjętej przez siebie decyzji. Był pewny, że wyjdzie na idiotę i gdy wróci, nikogo już nie zastanie. Tak się jednak nie stało. Jasna suczka siedziała kilka metrów dalej, w cieniu drzew. Upał musiał dawać jej się we znaki. Zresztą męczył on wszystkich.
— Wróciłam, Żałobna Pieśni — powiadomił ją wciąż jakby nieco zmieszany.
Rzadko poza zgromadzeniami spotykał psy z innych klanów i przeważnie wolał ich raczej unikać. Tym razem było na to już za późno. Suczka podniosła na niego wzrok i nieznacznie się ożywiła.
— To świetnie. Dziękuję — mruknęła.
— Jest jakiś powód, dla którego zapytałaś mnie o spacer? — wypalił Ciepły, chcąc wiedzieć, czego ma się spodziewać.
Było za wcześnie na takie pytanie, by nie było ono niegrzeczne. Świadczyło o tym także zmieszanie, jakie wywołało u Wietrznej.
— Liczyłam, że pomożesz mi w polowaniu. Jak już mówiłam, większość zwierzyny przeniosła się w te rejony — wyjaśniła.
Czarno-biały od początku podejrzewał po cichu, że może tak być, ale i tak odpowiedź nie była dla niego zbyt prosta. Niby w Industrii problem braku zwierzyny nie istniał, ale co jeśli nagle by się pojawił? Każda zdobycz wtedy byłaby ważna.
Szybko jednak odgonił od siebie te myśli. Kogo obchodził nieistniejący na chwilę obecną problem, kiedy w innym klanie mogli przymierać z głodu? Na pewno nie powinno jego, jeśli jakiś brak pożywienia zostanie zarejestrowany, wtedy będzie miał podstawy, by na taką prośbę odmówić.
— W porządku — przytaknął — Wolałabyś coś mniejszego, by dało się to łatwo przenieść do Ventusu, prawda?
— Na pewno nie tak niewielkiego jak mysz, tym nikt się nie naje — odpowiedziała Pieśń, nie wiedząc do końca, czy to miał na myśli wojownik.
Ciepły skinął głową. Żałobna wstała i otrzepała nieco wygniecione futro.
— Tak, no pewnie — zgodził się ognisty, po czym spróbował wykazać się znajomością okolicy. — Może znajdziemy jakieś ptaki w parku?
Pomysł został zaakceptowany, więc oboje ruszyli wzdłuż granicy. Towarzyszyła im cisza, której niezręczność narastała z każdą chwilą. Syn Rzepakowej zerkał co jakiś czas w stronę Wietrznej. Zastanawiało go, co sprawiło, że Gwiezdni postanowili wysłać ją akurat tu, akurat teraz, akurat na spotkanie z nim. Nigdy nie zaliczał się do psów szczególnie wierzących, ale zbieg okoliczności, jaki zamajaczył mu przed pyskiem, był zbyt absurdalny. Nie zdarzyło mu się tak po prostu wpaść na kogoś podczas patrolu.
— Czemu przyszłaś aż tutaj? — odezwał się w końcu, nie mogąc się powstrzymać.
— Trop mnie tu zaprowadził — wyjaśniła, zerkając na niego, co chwilę.
Najwidoczniej oboje nie byli pewni, jak zachowywać się względem siebie. Jedyne, co o sobie wiedzieli to klany i idiotyczne imiona.
— Brzmi to, jakby sami Gwiezdni cię poprowadzili. — Czarno-biały podzielił się z nią swoim przemyśleniem, a na jego pysku odruchowo pojawił się uprzejmy uśmiech. — Kto wie, może zaplanowali nasze spot… — mówiła z delikatnym uśmiechem, jednak nagle urwała, skupiając swój wzrok na pobliskim punkcie. Nie zdążyli dotrzeć jeszcze do ośrodka dokarmiania zwierzyny przez dwunożnych. Na małym paśmie nieużytku przemykało jednak się kilka królików. Przeważnie nie kręciły się w tej okolicy, więc ci z góry czuwali także nad całokształtem tej misji. Oboje poważnych wojowników podążył tropem zajęczaków, upewniając się ukradkiem, czy w okolicy nie ma nikogo, kto by im przeszkodził. Byli na tyle szybcy, by po ukatrupieniu dwóch pierwszych ofiar, rzucić się w pogoń za ich pobratymcami.
— Poradzisz sobie z zabraniem tego? — zapytał Ciepły, obserwując, jak Żałobna układa cztery króliki przy sobie, by złapać je w pysk.
— Powinnam — przytaknęła — dziękuję za pomoc.
Ognisty uznał to wręcz za absurdalne, jak pozytywne uczucie w nim rozkwitło po tych słowach.
— Drobiazg — zapewnił z mimowolnym uśmiechem.
Ich zadanie zostało wykonane, dzień dobiegał końca, a atmosfera zaczęła nieco gęstnieć. Jakby razem z brakiem celu znów istotnym stało się ich pochodzenie, obcość i okoliczności.
— Jeśli to wszystko, będę już wracał — Ognisty zrobił kilka kroków w stronę swojego obozu.
— Tak, tak! Oczywiście, ja… jeszcze raz dziękuję — wymamrotała szybko Żałobna, po czym zatkała pysk zwierzyną.
Skinęli sobie zgodnie głowami, po czym odeszli każdy w swoją stronę. Każde pozostawione same sobie przez kolejnych kilka długich księżyców.

***

Po zgromadzeniu, na którym wybrano posłańców i obwieszczono przepowiednię o śmierci dwóch Gwiazd nastała zima. Była tego roku wyjątkowo mroźna, co dodatkowo popsuło nastroje społeczne. Ciepły był bardzo zaskoczony, kiedy po powrocie delegacji dowiedział się, że został wybrany na posłańca. Tym bardziej zaniepokoił go powód takiej decyzji oraz ogólne podsumowanie wydarzeń. Żałował nieco, że nie mógł także pójść, ale po namyśle stwierdził, że taki obrót spraw był lepszy. Wstydziłby się za Omszonego, martwił wizjami medyków, byłby skory do zbyt emocjonalnego zachowania.
Tego lodowatego poranka, Rzepakowa wezwała go do siebie. Myślał, że poprosi go o pomoc ze szczeniętami, ale suczka miała zupełnie inne plany. Chciała, by oznajmił pozostałym klanom, że małe Rzepiątka przyszły na świat całe i zdrowe, jak również ich wspaniała matka jest w najwyższej formie. Oczywiście nie chodziło o to, by inni liderzy bali się o jej stan zdrowia w związku z przepowiednią.
Powód mógł wydawać się nieco ekstrawagancji, jednak wojownik zdecydował się go uszanować. Nawet nie wiedział, jak mógłby w miły sposób odwieść Gwiazdę od tego pomysłu, dlatego po prostu wyruszył w drogę. Zaczął od Bezgwiezdnych, z którymi mimo wszystko zdawali się mieć dość dobry kontakt. Nawet jeśli Miękka uważała powód tej wizyty za idiotyczny, nie dała tego po sobie poznać i rozmowa odbyła się w dość miłej atmosferze. Ciepły cały czas starał się ignorować to jak bacznie jest obserwowany.
Ze skrajności uderzył w skrajność, bo mimo że trasa ta miała średni sens poszedł do Flumine. Zdecydował się na to w czasie drogi, zyskując nieco pewności siebie u Bezgwiezdnych. Wolał teraz załatwić najgorsze. Ku jego zdziwieniu, zakończyło się jedynie na wielu uszczypliwych komentarzach, które pozwoliła przetrwać mu jedynie anielska cierpliwość. Nakrapiana nie była w nastroju, a widok jej znienawidzonego Płomiennego z tak absurdalnego powodu, tylko bardziej popsuł jej humor. Prawdę mówiąc, przy takim rozwoju sytuacji, Pleśń spodziewał się dużo gorszej reakcji.
Przedostatnich odwiedził Ciemnych, gdzie lider chyba z grzeczności, udawał zainteresowanie tematem stanu zdrowia Gwiazdy Płomiennych.
Na koniec posłaniec zostawił sobie przekazanie wiadomości Bryzowej Gwieździe. Uważał ją za najbardziej wybuchową i nieprzewidywalną. Przerastała liderkę Wodnych swoją nieprzewidywalnością.
Szedł wolno neutralnymi terenami, kiedy do jego uszu dobiegł dobrze mu znany śmiech.
— Kogo moje piękne oczy widzą! Od kiedy wielka chluba Industrii biega sobie po terenach neutralnych, zamiast męczyć szczyle? — rzucił Omszony, równając z nim kroku.
— Odkąd z twojego polecenia zostałem posłańcem — odparł Ciepły z cichym westchnieniem.
Jego brat wyszczerzył się szyderczo, jak ostatnio miał coraz częściej w zwyczaju.
— A z jaką to ważną nowiną śpieszysz do Ventusu? — zapytał, prawdopodobnie już się spodziewając, że jest to coś durnego.
Pleśń odetchnął, chciał zachować pełną powagę.
— Powiadamiam inne klany, że mama czuje się dobrze po porodzie i ze szczeniakami wszystko w porządku. — Kiedy tak to ujął, brzmiało to nawet w miarę logicznie.
— Bez jaj, kazała ci biegać cały dzień, żeby pochwalić się tymi bachorami? — parsknął starszy z braci.
— Nie ująłbym tego w tej sposób… — zaczął wyjaśniać młodszy pies, ale przerwała mu kolejna salwa śmiechu.
Przez tę konwersację, ledwo zauważyli, kiedy przekroczyli granicę. Uświadomił im to dopiero charakterystyczny zapach.
— Nie powinieneś dalej za mną iść — upomniał nielegalnego intruza Ciepły.
Mech jednak zdawał się nic sobie nie robić z tego, że właśnie poważnie naruszył kodeks. Nadal wesoło hasał przy drugim wojowniku.
— Ach, idę po Białego. Zaprosiłbym cię na męski wypad, ale raczej tylko spierdoliłbyś nastrój — wytknął posłańcowi Krtań.
— O, czyli nie bierzecie tej całej… Chmurnej? Tak o niej mówiłeś ostatnio? — Komentarz ten jak na młodszego syna Rzepakowej był naprawdę uszczypliwy.
Nigdy nie krył, że nie przepadał za tym, jak jego starszy brat wymyka się w każdej możliwej chwili na przechadzki po innych klanach. Tym większą niechęć przejawiał w kierunku jego znajomych, którzy wspierali Omszonego w jego pasji testowania niezbyt bezpiecznych substancji. Kilka razy już nie wracali przez to na noc lub trafiali do medyka.
Jedyną odpowiedzią na postawione pytanie było mrożące spojrzenie Mcha i jego przyspieszony krok. Pleśń był zaskoczony, że udało mu się trafić w tak dobry punkt. Nie był w stanie powiedzieć, czemu akurat ta szpilka ukuła dostatecznie głęboko, by zamknąć pysk drugiego psa.
Ogarnęła ich cisza aż do momentu, w którym do ich uszu dobiegł odgłos zbliżających się kroków. Kilka sekund później drogę zastąpiła im jasna Wietrzna. Widząc dwóch Płomiennych, przyjęła postawę obronną i odruchowo lekko się zjeżyła.
— Co tu robicie? — zapytała, wodząc od jednego przybysza do drugiego.
Po chwili skonfundowania, rozluźniła się nieco rozpoznając znajomego psa.
— Nie powinno was tu być. — Nie straciła przy tym swojej stanowczości.
— H-Hej — zaczął niepewnie Ciepły, czym zasłużył sobie na pełne politowania spojrzenie brata — Wiem, przychodzę z wiadomością od Rzepakowej Gwiazdy — wyjaśnił, w zasadzie nie czując potrzeby, by tłumaczyć również Mcha, który skory do rozmowy z suczką się nie wydawał.
— A ty? — drążyła dalej wojowniczka.
— Nie twoja, kurwa, sprawa — rzucił od niechcenia bury pies, przymierzając się do ruszenia w dalszą drogę.
Żałobna nie wyglądała, jakby zamierzała odpuścić.
— Trochę jednak moja, odkąd należę do klanu i mam obowiązek dbać o jego bezpieczeństwo — powiedziała, zagradzając mu drogę.
— Boże wyjmij tego kija z dupy i się nie zesraj, zachowujesz się jak Sowi — warknął na nią Omszony.
— A ty jak rozwydrzony dzieciak. Zmiataj stąd, dopóki jestem jeszcze pokojowo nastawiona.
W tym momencie rzuciła także krótkie spojrzenie na Ciepłego, jakby szukając pomocy.
— Ja przynajmniej zaruchałem, w przeciwieństwie do ciebie — pies wyszczerzył się, zadziwiająco zadowolony ze swojej riposty.
Czarno-biały zamierzał właśnie się wtrącić i także naskoczyć na swojego krewnego, słysząc jego bezwstydnie chamskie komentarze, ale wyprzedził go nowoprzybyły Wietrzny.
— Wystarczy — rozległo się nagle dość stanowcze słowo, jakby wypowiedział je sam wojownik z czterdziestoksiężycowym stażem.
Oczy obecnych zwróciły się w stronę młodego dalmatyńczyka. Kiedy tylko uwaga się na nim skoncentrowała, zwrócił się do Omszonego tym razem dużo bardziej uprzejmie:
— Mogłeś poczekać na mnie przy granicy — rzucił, marszcząc lekko brwi, jakby się gniewał, ale jego ogon kołysał się zdradliwie na widok przyjaciela.
— Co za różnica? — odparł od niechcenia sam zainteresowany.
Dalmatyńczyk wzruszył obojętnie ramionami, po czym podniósł wzrok na Żałobną.
— Zaraz wyjdziemy na tereny neutralnie, odpuść czasem — powiedział znów cierpko.
Ciepły miał zdecydowanie dość bezczelnego zachowania zarówno swojego brata jak i jego przyjaciela. Dlaczego ten, z tego co wiedział od Mcha, uczeń zwracał się w taki sposób do wyższej rangą? A nawet jeśli byłby wojownikiem, nie powinien podważać decyzji starszej od niego i w dodatku działającej według kodeksu suczki.
— Nie powinieneś się tak do niej zwracać — wtrącił się z naganą w głosie.
Pleśń widział, że jego brat już otwiera pysk, by kazać mu się nie wtrącać, ale młody Wietrzny najwidoczniej nie potrzebował pomocy.
— A ty nie powinieneś myśleć, że skoro pieprzysz się z moją ciotką, to masz prawo mnie pouczać — Było w tych słowach czuć absurdalną wyższość.
Zarówno Żałobną jak i Ciepłego zmroził ten bezczelny komentarz. Przez chwilę brakło im języków w pyskach i to wystarczyło, by Biały mruknął przychylniejszym tonem do swojego kompana „spadajmy stąd”. Obaj degeneraci dość szybko odeszli, pozostawiając posłańców w pełnej niezręczności ciszy.
— Uhm, więc wy się znacie? — zaczął niepewnie Pleśń, próbując rozluźnić atmosferę, którą dałoby się kroić nożem.
— Moja siostra go przygarnęła. — W głosie suczki skrywała się niechęć.
Jedyną suczką, jaka przyszła mu na myśl była Cynamonowa Pestka, którą widywał na zgromadzeniach.
— Ta, która jest medykiem, prawda? — Wolał się upewnić, niż strzelać w ciemno.
— Tak. — Skinęła głową. — Bardzo dobrym zresztą.
Wojownicy skierowali swe kroki w stronę obozu Wietrznych.
— Macie w klanie jeszcze jakichś krewnych? — zagadnął Ciepły.
Miało być to na pozór dość luźne pytanie, a odpowiedź na nie powinna być prosta jak stwierdzenie „Ładną dzisiaj mamy pogodę”. Niestety nie było to dobry strzał podczas rozmowy z Nieuchwytną.
— Jeszcze Krzemienny Pazur. I Sosnowa... Łapa. Ma... ma niesprawne biodra, nie jest w stanie chodzić — Wspomnienie to wydało się wywołać na jej pysku realny ból, gdy jej wzrok nerwowo uciekł.
Ognisty nie był w stanie nawet sobie wyobrazić, jak funkcjonuje taki pies, a co dopiero, ile pracy muszą mieć jego bliscy.
— Musi być jej ciężko — Jego głos brzmiał na naprawdę zmartwiony jak i jego właściciel. — A ty jak sobie z tym radzisz?
Żałobna milczała dłuższą chwilę, pogrążona gdzieś głęboko w swoich myślach.
— Staram się jej pomagać. Jej i Cynamonowej. W zasadzie zostałyśmy we trzy. Nie czuję żadnej więzi z tym bratem — odparła w końcu, ukazując nieco więcej siebie.
Te słowa mimo tonu, w jakim były wypowiedziane, brzmiały prawie inspirująco. Tak wiele przeszła, a mimo to była w stanie wspierać swoich bliskich. Pleśń również pamiętał ciągle o powodzie, któremu suczka zawdzięczała swoje imię. W jego głowie ukształtował się przez to obraz wojowniczki obleczony samymi superlatywami.
— Podziwiam, że masz w sobie tyle siły — wyznał szczerze.
— Nie ma czego podziwiać — zaprzeczyła jasna, skrywając w tym cały swój smutek.
Przez chwilę zapanowała cisza, syn Rzepakowej wahał się, czy powinien dzielić się wszystkimi swoimi przemyśleniami, ale w pewien sposób czuł się przy Żałobnej komfortowo.
— Z tego, co mówiła wasza liderka, sporo przeszliście, ty sporo przeszłaś, a mimo to trzymacie się razem — wyjaśnił więc, co miał na myśli.
Jasna zastanawiała się chwilę, co mogłaby na to odpowiedzieć. Trzymała tym Ciepłego w sporej niepewności, czy jego stwierdzenie nie przekroczyło granic jej wytrzymałości.
— Na początku się odizolowałam — Poddała się wreszcie, decydując trochę bardziej przed nim otworzyć. — Nie potrafiłam się odnaleźć po śmierci obu mam. Potem się okazało, że nawet nie są moimi matkami... Wtedy Migoczący… — Wymawiając jego imię, zadrżał jej głos, dlatego zamilkła na chwilę, by się uspokoić. — Dalej czuję, że mam za słabe relacje z siostrami, ale dziwnie się czuję. Nieswojo.
Ognistemu dłuższą chwilę zajęło poukładanie tego. Oczywiście nawet wtedy nie był w stanie zauważyć każdej rany, jaka została przez nie wydrążona w jej psychice. Poza dojrzałym zachowaniem nie miał nawet w połowie tyle doświadczenia czy traum. Z jakiegoś powodu jednak czuł do niej sympatię. Chciał okazać jej wsparcie, na jakie w jego oczach zasługiwała. Nie był w stanie odróżnić zauroczenia od chęci bycia potrzebnym. A może po prostu zbytnio się one na siebie nakładały?
— Myślę, że odbudujesz je, to kwestia czasu — zapewnił ją, próbując uchwycić w tym jednym zdaniu całe wsparcie, jakie chciał jej dać.
— Przepraszam — burknęła nagle, jakby chcąc wycofać się z każdego swojego słowa. — Powiedz lepiej, jak to jest w twojej rodzinie — dodała szybko, by tylko jej rozmówca tego nie drążył.
— Nie masz za co przepraszać — zaczął Pleśń, ale zaraz po tym podchwycił zmianę tematu — A co do mojej rodziny... jest trochę wyjątkowa — bardzo nie chciał użyć określenia "specjalna", które było dość negatywne — Mojego brata widziałaś, moją mamę pewnie też pamiętasz, ciężko ją zapomnieć. Ach… I niedawno urodziła się reszta mojego rodzeństwa. Bryzowa Gwiazda prawdopodobnie nie będzie zadowolona, że tylko to przyszedłem jej oznajmić.
— Bryzowa Gwiazda nigdy nie jest zadowolona — parsknęła Żałobna — Chyba że akurat kogoś gnębi.
— Dzięki, przynajmniej wiem, czego się spodziewać.
— Kto wie, może akurat będzie miała dobry humor. Wtedy jest szansa, że przegoni cię bez gróźb i przekleństw — Humor suczki poprawił się na tyle, że skusiła się na półżart.
Trąciła przy tym Ciepłego przyjacielsko bokiem, jakby chcąc dodać w tym wszystkim otuchy.
Chwilę później wkroczyli na teren obozu. Wiadomość Rzepakowej, jak posłańcy przewidzieli, spotkała się jedynie z irytacją Bryzowej. Chociaż w tym wypadku trochę ciężko było jej się dziwić. Czarno-biały jednak miał jedynie tę informację przekazać, a nie znosić pieklenie się suki, dlatego dość szybko się od niej oddalił.
Opuszczając stajnie, powitał ponownie Żałobną lekkim uśmiechem, ale dopiero gdy oddalili się od ciekawskich spojrzeń oraz nadstawionych uszu odezwał się:
— Jakoś to poszło — mruknął w formie podsumowania.
— Byłeś dzielny — zachichotała cicho. — Nikt z klanu nie lubi konfrontacji z Bryzową. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak ciężko ją przełknąć nie będąc do tego przyzwyczajonym.
— A tam, wystarczyło tylko trochę cierpliwości.
Tak marudząc na liderkę-wariatkę, dotarli do granicy.

***
Ostatnimi czasy zarówno Żałobna jak i Ciepły nie mieli zbyt wiele czasu. Z powodzeniem jego większość zabierali im uczniowie. Żaden z mentorów nie był w stanie odpuścić treningów swojego ucznia, dlatego widywali się rzadziej.
Nic więc dziwnego, że na zgromadzeniu klanów jakaś magiczna, niewidzialna siła ciągnęła ich spojrzenia ku sobie. Nie zostało to niezauważone przez pozostałych wojowników, ale poza ich uczniami, nikt jakoś nie kwapił się, by zwrócić im na to uwagę.
Syn Rzepakowej przeważnie poświęcał temu wydarzeniu pełnie swej uwagi, ale tym razem było nieco inaczej. Jakby się nie starał, systemy antypowodziowe Flumine nie potrafiły utrzymać jego uwagi. Dochodząc do wniosku, że równie znudzony musi być Nagietkowa Łapa, postanowił kontynuować jego trening z teorii. W końcu dosłownie na dniach mieli przejść do w pełni praktycznej części. Jego młodszy brat wyjątkowo szybko złapał kodeks, jak i teoretyczne podstawy polowania. Do tej pory ich zajęcia opierały się głównie na spacerach, wypełnionych rozmowami, gdzie młodszy pies miał polecenie pytać o wszystko, co wzbudza jego wątpliwości, nawet jeśli będzie to jedynie ptak siedzący na drzewie. Księżyc, który na to poświęcili, wydawał się wojownikowi w pełni adekwatny. Teraz wypadało w końcu przejść do działania.
Na zgromadzeniu tego dnia o praktyce mowy nie było, dlatego musieli znów zadowolić się cichą rozmową:
— Jak uważasz, lepsze są nudne zgromadzenia takie jak to, czy te bardziej barwne? — zagadnął półszeptem Ciepły.
Szczeniak zerknął na niego, później na rozmawiających liderów, najwidoczniej zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu był gotowy do jej udzielenia.
— Może to moje pierwsze, ale myślę, że lepsze są... nudne — zawyrokował Nagietek, także starał się utrzymać ciszę — Ciekawsze zgromadzenia oznaczają więcej problemów, wolę jak z Industrią wszystko jest w porządku. A ty, Ciepły?
— A ja się z tobą jak najbardziej zgadzam — odparł wojownik, bardzo zadowolony z odpowiedzi ucznia — Ciekawe zgromadzenia są bardzo długie i męczące, a przede wszystkim zwiastują jakiś niepokój. Pamiętasz jeszcze ostatni punkt kodeksu?
Tak naprawdę wcale nie wątpił w pamięć młodszego brata, ale mała powtórka nigdy nikomu nie zaszkodziła, tym bardziej jeśli łączyła się z praktycznym rozumieniem danej reguły.
— W czasie kłopotów klany powinny się zjednoczyć w walce ze wspólnym problemem, aby zachować w istnieniu wszystkie cztery klany...? — powiedział uczeń z pewną dozą niepewności w głosie.
Jego wzrok także wydawał się pytający, co niego rozbawiło jego mentora.
— Dokładnie — przytaknął pleśń, starając się rozwiać wszelkie wątpliwości swojej małej, mniej nakrapianej wersji — to znaczy, że jeśli inni będą mieli problemy, to nas one też będą po części dotyczyć.
Uczeń w tym momencie nieco się ożywił, a jego szept był coraz bardziej zdeterminowany:
— Chciałbym, żeby nie było żadnych problemów... ale pokonam wszystkie dla każdego klanu jeśli będzie trzeba. Najbardziej dla Industrii.
Gdy zakończył swoją deklarację, skupił się na swoich rodzicach, w tym momencie zajętych wyglądaniem na bardzo zainteresowanych podsumowaniami innych klanów.
— Miejmy nadzieję, że takiej potrzeby nie będzie. Na razie najważniejsze, żebyś potrafił siebie samego się obronić — stwierdził mentor i polizał młodego po głowie.
Był szczęśliwy, że kolejny idealnie zapowiadający się wojownik wyrośnie na jego naukach, a pomagało temu tylko jeszcze ich pokrewieństwo oraz przyjaźń, jakiej dodatkowo się dorobili. Nagietek zdaje się, że był z tego faktu równie zadowolony, bo uśmiechnął się wesoło i wrócił wzrokiem do Ciepłego.
— Będę się bardzo starał, żebyś był ze mnie dumny — rzucił z werwą.
Takimi słowami zawsze zmiękczał serce starszego brata.
— Przecież wiesz, że już jestem, bo dajesz z siebie wszystko — zapewnił go Pleśń.
Po tej przeuroczej wymianie zdań, która prawdopodobnie niejednego przyprawiła o cukrzycę, mentor nie mógł dłużej ignorować bycia obserwowanym. Nie był jeszcze pewny, kto tak bacznie śledził jego ruchy, ale gdzieś z tyłu głowy kołatała mu myśl, że może być to Żałobna Pieśń. Gdy jednak chciał zwrócić się w kierunku Wietrznych, poczuł, jak jego uczeń nieco się do niego zbliża.
— Kto to jest? — zapytał młody, wskazując ukradkiem na jasną suczkę — Czasami na ciebie patrzy.
Ciepły w tym momencie już całkiem świadomie podniósł wzrok na Żałobną, nawet nie zauważając, że ogon jakoś podświadomie zaczął kiwać mu się na boki. Sama zainteresowana, kiedy zrozumiała, że teraz to ona jest na świeczniku, szybko spojrzała w innym kierunku. Ciężko było powiedzieć, czy próbuje tym zwieść siebie, czy innych.
— To moja przyjaciółka z Ventusu — wyjaśnił, po czym jakby uświadamiając sobie, że może Nagietek także chętnie poznałby inne psy, ale bał się zapytać o zgodę, dodał — Chciałbyś porozmawiać z innymi uczniami? Chyba ich też trochę to nudzi i przysiedli się do Kłaczk... Kłaczastej Łapy.
Nadal nieco ciężko przychodziło mu przestawienie się ze szczenięcych imion swojego rodzeństwa. Od ich mianowania nie minął nawet pełny miesiąc i wciąż bardziej przypominali mu szczenięta.
— Mógłbym spróbować — przytaknął w przypływie odwagi maluch.
Możliwe, że wyczuł podświadome intencje starszego psa, co zaważyło na jego decyzji. Trudno było nie zauważyć oczywistej mowy ciała, wskazujące na chęć przelokowania się bliżej Wietrznych. Nagietek w przeciwieństwie do reszty swoich krewnych, zawsze wydawał się nieco bardziej niepewny, ale jak mu się dziwić, skoro każdy z nich posiadał ego lub wiarę w swoje działania tak wielkie, że ledwo mieściły się w naszym układzie słonecznym.
Gdy czarno-biały szczeniak ruszył na poszukiwanie kamratów, jego mentor jeszcze chwilę słuchał dość nudnej rozmowy, zastanawiając się jakim cudem ciągle wracali do tematu zabezpieczania powodzi. Zakończono to, w jaki sposób poradzić sobie z nadmierną ilością wody, po czym podjęto temat większego zwracania uwagi na brzące bawiące się w jej okolicach.
Pleśń wstał powoli, leniwie, jakby nie do końca świadomie, a następnie przeniósł się kilkanaście długości ogona dalej, gdzie przysiadł się do sióstr z Ventusu.
— Hej. Wzięłaś Klemantisową Łapę na zgromadzenie? — zagadnął bliższą z nich, najmniej oficjalnie jak tylko był w stanie.
Żałobna prawie podskoczyła, kiedy usłyszała to pytanie. Na chwilę straciła swojego przyjaciela z oczu, przez co w tym momencie całkowicie się go nie spodziewała.
— Tak. — odchrząknęła — Chciałam, żeby zobaczył, jak to wygląda. Trafiło mu się spokojne, może nie złapie z niego traumy — dodała półżartem.
Pies zerknął na nią lekko zaskoczony. Sam mimo dość żywiołowych oraz nieprzyjemnych zgromadzeń, nigdy nie myślał o nich w kategoriach „traumy”. Niestety opuścił zgromadzenie, na którym suczka została zaatakowana przez swoją liderkę, ale może to i dobrze? Istniałaby wtedy szansa, że mimowolnie rozpętałby wojnę. Wystarczyło, że Gwiazda wodnych patrzyła na niego krzywo od pamiętnej sprzeczki o reparacje.
— Mam nadzieję, że uda im się pozostać przy takich spokojnych zgromadzeniach — przytaknął z westchnieniem.
Pieśń pokiwała głową.
— Tego im życzę — odparła.
Milczeli krótką chwilę, Ciepły w tym czasie obserwował poczynania swojego ucznia, który rozmawiał właśnie z jakimś psem z Flumine. Miał co do tego dość mieszane uczucia. Martwił się, że ich znajomość zaowocuje czymś poważniejszym, bo nie sposób było przewidzieć, czy oznaczało to będzie poprawienie się relacji między klanami, czy raczej dramatycznym stanięciem naprzeciw siebie z powodu jakiejś bitwy.
— Ładny księżyc — usłyszał nagle.
To stwierdzenie nieco go rozluźniło. Wydało się takie… błahe. Czegoś takiego właśnie wtedy potrzebował.
— Fakt — przytaknął.
O dziwo, przypomniało mu to, o co zapytać chciał Żałobną. Mianowicie umówienie ich kolejnego spotkania.
— Może chciałabyś spotkać się jutro, po treningu? Obiecałem Szarej Skale, że zerknę na Kłacz..astą Łapę podczas zbierania ziół na targu. Miał iść sam, ale lepiej przypilnować go z daleka. Z tobą na pewno będzie ciekawiej.
Trochę obawiał się, że pytanie to było tylko durnym zawracaniem głowy wojowniczki, ale na szczęście pomysł jej się spodobał.
— Pewnie, dlaczego nie — zgodziła się Pieśń, a z jej głosu był lekki entuzjazm.
W tym momencie medyk wodnych w końcu zamilkł, a nieco zdezorientowane spokojem, jaki zapanował psy, zaczęły rozchodzić się klanami ze wzgórza. Ciężko było powiedzieć czy taki obrót spraw był zapowiedzią lepszego jutra, czy tylko ciszą przed burzą.

<Żałobna? To opko mnie zjadło i wypluło.>
[ 3922 słów, Ciepła Pleśń otrzymuje 39 punktów doświadczenia i gówniaki, które go nienawidzą, a Nagietkowa Łapa 1 punkt treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz