12 grudnia 2021

Od Dymu do Kurki

Stało się, ta chwila musiała nastąpić, Miękkiej już z nami nie było.
Jej ciało zostało znalezione, wskazywało na walkę, jej ostatnią walkę. Z wywiadu dało się wywnioskować, że nie tylko ona odeszła. Nie było jak jej pomścić. Moje serce waliło jak oszalałe, złość, gniew, nienawiść, strach i niepewność przeszywały całe moje ciało. Musiałem wziąć się w garść, choć nie potrafiłem. W moim życiu działo się wiele. Dopiero co poznałem niedawno Pumę, która wydawała mi się miłością mojego życia. Na chwilę stałem się beztroskim psem. Wystarczyło stracić czujność na ułamek sekundy. Czy to naprawdę, oznaczało, że nie zasługiwałem na szczęście? Zacząłem się obwiniać za śmierć Miękkiej. Może gdybym nie stał na warcie, wyczułbym zagrożenie. Wtrącił się i uratował sytuację, może wtedy Miękka by żyła. Te myśli nie dawały mi spokoju. Moje serce znowu zaczęła oplatać betonowa zbroja. Postanowiłem wybić sobie miłość z głowy, oczyścić myśli. Musiałem znowu stać się twardym psem, jeśli miałem ogarnąć ten cały obowiązek, który na mnie spadł jak głaz. Ciężko mi było oswoić się z nową sytuacją, momentami nie ogarniałem rzeczywistości, nie byłem w stanie się pozbierać. To była moja słabość, byłem beznadziejny, nie dało się nawet odczuć mojej obecności jako lidera, jednak postanowiłem, to zmienić. Moja żałoba się skończyła, teraz nastał czas, aby nadrobić wszystko.

***

Kilka tygodni później 
Bycie Liderem momentami mocno mnie irytowało. Nie zamierzałem jednak siedzieć w jednym miejscu i głowić się nad rozwiązaniami problemów. To nie dla mnie. Był wczesny poranek, słońce dopiero co zaczęło wschodzić. Nocny patrol za chwilę kończył zmianę.
— Jesteście. — Spojrzałem na wojowników.
Cztery psy tylko przytaknęły wśród nich byli: Księżyc, Świt, Mlecz, Bóbr.
Ruszyliśmy w stronę wysypiska śmieci. Tam Mlecz zmienił się z Miętą.
— Coś się działo w nocy? — spytałem, patrząc na Miętę.
— Nie, o dziwo nikt się nie kręcił, nudy. Pozwól, ale jestem zmęczona. — Po tych słowach Mięta odwróciła się i ruszyła w stronę obozu.
Nie była zbyt wylewna, ostatnio nasze relacje mocno się pogorszyły.
Wraz z resztą ruszyłem dalej, przy cmentarzu stróżowała Lotos, którą zmieniał Księżyc.
— Kilka dwunogów przyszło dzisiejszej nocy — oznajmiła — zapałali tylko te dziwne światełka.
— Czyli standardowo, możesz wracać.
Lotos tylko przytaknęła, ruszyła na spoczynek po długiej nocy.
Kawałek dalej przy kościele krążył Jazgot. Bóbr poszedł do niego, zamienił z nim kilka słów. Jazgot wymienił ze mną spojrzenia, po czym ruszył na stare blokowiska. Również i my się tam udaliśmy, naszej kryjówki pilnował Żonkil, którego zmiennikiem był Świt.
Po porannym obchodzie, zmianie warty czuwającej nad naszymi terenami, udałem się do Rudzika, Chwasta i Cienia.
— Gotowi?
— Na co? — spojrzeli na mnie zdziwieni.
— Dzisiaj tak wy zapewnicie klanowi pożywienie.
— Idziemy na polowanie? — mruknął Chwast.
— Tak, dzisiaj wykażecie się zdolnościami łowieckimi.
— Mamy tak beznadziejne tereny, że tutaj ptaka złapać nie ma jak — prychnął Cień.
— Aby w końcu dobrze zjeść, musielibyśmy włamać się na tereny innego klanu, Ventus mają pola, na pewno tam znajdziemy jakąś sarnę — zaproponował Rudzik.
— Nie... Idziemy na tereny neutralne.
— Tam nie ma nic ciekawego — westchnął Cień.
— Idziemy na Płyciznę — odparłem i ruszyłem.
Młodzi mieli za zadanie łapać wszystko, co nada się do zjedzenia. Nie obyło się bez wygłupów, sprzeczek, i bycia całymi mokrymi. Jednak wróciliśmy z kilkoma rybami, jakimiś krabami, owocami morza. Gdy wszystko znalazło się na miejscu, reszta klanu przybyła, aby się pożywić.
Oddaliłem się nieznacznie, po czym na końcu zjadłem to co pozostało.
Słońce było już wysoko na niebie, w pewnej chwili usłyszałem dziwny dźwięk w oddali. Jakby ktoś z naszych wpadł w kłopoty.
Poderwałem się i ruszyłem za odgłosami, dobiegającymi ze strony wysypiska.
<Kurko?>
[568 słów, Dym otrzymuje 5 punktów doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz