13 grudnia 2021

Od Morza CD Lawendka

Morze stała bez ruchu i wpatrywała się w dzieło swojego braciszka.
— Och… — jęknęła, przekręcając głowę. 
Przyglądała się rysunkowi z uwagą, dogłębnie go analizując. Starała się nie myśleć o wzroku Lawendka utkwionym w niej.
Wymyśliła już, co powie, przemyślała te niewypowiedziane przez nią słowa kilka razy, a potem podniosła pysk, patrząc na Lawendka. W jej wzroku była obawa; „Co on powie? Wyśmieje mnie?” zdawała się mówić. Lubiła czarno-białego szczeniaka, ale zbyt często z nim nie rozmawiała, ponieważ ten niezbyt często bawił się z nią, z pozostałym rodzeństwem. Wydawał się taki… introwertyczny.
— Bardzo fajne morze — stwierdziła po chwili. — Ale… Ja bym poprawiła o to, wiesz? — zaśmiała się, trochę ciepło, trochę sztucznie, trącając łapą narysowane koło. — Jak na słońce, to jest trochę małe. I może dorysowałbyś trochę chmur? Byłoby cudownie, taki cień by dały, wytchnienie.
Lawendek, jak każdy artysta, nie wyglądał na zadowolonego z lekkiej krytyki. Stał nieruchomo, z trochę dziwnym wyrazem pyska i odezwał się dopiero po jakimś czasie.
— No… dobrze… — przytaknął. Ze smutkiem zaczął poprawiać swoje dzieło.
Morze patrzyła na jego ruchy z zadowoleniem.
— A tak w ogóle, muszę ci coś powiedzieć, Lawendku.
Piesek wbił pazur w piasek i narysował słońce dwa razy większe, niż było. Zdaniem suczki teraz było trochę za wielkie, ale zignorowała to. Była zbyt podekscytowana tym, co zaraz powie bratu.
— Wymyśliłam z rodzeństwem, albo raczej to ja… Znaczy: ja wymyśliłam taką fajną zabawę, z którą bawiłam się z rodzeństwem…
Lawendek pociągnął nosem, ale nie podniósł wzroku na siostrę. Grobowym wzrokiem patrzył na swoją pracę.
— Polegała ona na zbieraniu kwiatków. Kto więcej zbierze, ten ma łatwiejszą drogę do zwycięstwa. Drewniany Pazur liczył nam czas; każdy miał na to dwie minuty. Mało, nie? I dlatego było takie trudne. Startowaliśmy od żłobka i biegliśmy aż na zewnątrz obozu, a potem zbieraliśmy te kwiatki! Znaczy, jeśli ktoś je znalazł. Bo Gnający na przykład, znalazł ślimaka. I nie zebrał żadnego, nawet jednego kwiatka. Za to zeżarł tego ślimaka. Przykro mi się zrobiło…
Lawendek z każdym słowem Morza, wyglądał, jakby chciał coraz bardziej jej przerwać, ale nie miał wystarczająco dużo odwagi.
— Drewniany biegł za nami. Kiedy minęły te dwie minuty, wróciliśmy do żłobka i musieliśmy nazywać te kwiaty, które zebraliśmy. Ten, kto nazwał najwięcej, wygrywał. Fajne, nie? Może chcesz się ze mną tak pobawić?
Gdy skończyła mówić, czuła się, jakby zrobiła coś złego. Jakby to było niewłaściwe. Pocieszała się tym, że to niewinna zabawa. Sam tato zgodził się na nią i brał w niej udział.
Lawendek nadal miał utkwiony wzrok w dzieło z piasku. Morze to martwiło i tylko pogłębiało jej wrażenie, że zaproponowała coś złego.
— Nie wiem… — wyszeptał cicho. — Możemy się pobawić, ale nie znam się na kwiatach.
Morze zmrużyła czekoladowe oczy, marszcząc w zamyśleniu czoło.
— No to chodźmy to medyka. On tobie trochę poopowiada o kwiatkach. Ja też pewnie posłucham, chociaż znam parę nazw.
Lawendek z wielką niechęcią zostawił swoje dzieło.
— Ale… Jak ci się podobała moja praca…? — zapytał, gdy szli do legowiska Lisiego i Pajęczego.
Suczka niewiele myślała nad odpowiedzią.
— Była fajna — odparła po prostu, po czym wróciła do tematu, który sama zapoczątkowała. — Lisi Wrzask nas zje pewnie, ale jeśli będziemy mieć szczęście, w legowisku będzie Pajęcza Łapa. On jest fajny. Na pewno wymieni nam nazwy kwiatów i je opisze. Może nawet pokaże prawdziwe. On jest miły. I ładny. Ale bardziej miły.
Lawendek na te słowa zerknął w bok, wykrzywiając minę.
— Na pewno… Na pewno jest taki, jaki mówisz.
Morze zamerdała ogonem i spojrzała z ciepłem w oczach na brata.
Korytarze ruin, przez jakie szli, potęgowały ich kroki i straszyły pajęczynami na ścianach. Suczka starała się nie skupiać na otoczeniu, nadal nie przywykła do przebywania poza żłobkiem. Natomiast piesek wyglądał na zafascynowanego. Pewnie chłonął widoki, by odwzorować je na rysunku, który powoli powstawał w jego głowie.
Weszli do legowiska medyków, a otoczył ich miły zapach ziół. Był trochę czerstwy, trochę słodki, miejscami tak ohydny. Tworzył jednak ciekawą mieszankę. W środku widać było brązowe futro Pajęczego i jego heterochromatyczne oczy, wpatrujące się w przybyłych. Starszego medyka nigdzie nie było. Prawdopodobnie wyszedł na zbieranie ziół, czy inne, typowe dla medyków sprawy.
— Pajęcza Łapo? — odezwała się Morze. Wiedziała, że Lawendek się raczej nie odezwie. — Mój brat chce się dowiedzieć o kwiatach. Przygotowuję go do zabawy. Wiesz, mówiłam ci o niej!
Uśmiechnęła się, a młody medyk odpowiedział jej tym samym.
Z niecierpliwością czekała na informacje od ucznia Lisiego Wrzasku, z dumą spoglądając z ukosa na swojego łaciatego brata.

< Lawendek? >
[ 725 słów, Morze otrzymuje 7 punktów doświadczenia ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz