Spojrzałem na Aroniową Gałąź, nadszedł czas, aby nasze drogi się rozeszły. Budowanie więzi, nie było czymś stworzonym dla mnie. Nigdy nie spędzałem z kimś tyle czasu. Szykując się na ostatnią rozmowę przypomniałem sobie wszystkie chwile. Od momentu gdy zobaczyłem małą kulkę i załamałem się tym, że biorę na swoje barki odpowiedzialność, po uczucie wypełniające mnie gdy uświadomiłem sobie, że mogę stworzyć potwora. Pamiętałem jej upadki, ale i też wzloty, gdy dumna i zadowolona przychodziła do mnie, licząc na pochwałę, jej gorycz kiedy jej nie dostawała. Tyle razy widziałem smutek w jej oczach, ale on gasnął. Gdy moje serce się cieszyło, widząc, jak staje się twarda. Trzymałem ją zawsze na dystans. Teraz stała przede mną pewna siebie, rozstawiająca wszystkich po kątach. Szczera, bezpośrednia, ale nie prawdomówna. Wiedziałem, że nie wpoiłem jej tworzenie braku więzi, otaczała się gronem znajomych. Nie mogłem jej tego zabronić, każdy miał wybór. Obserwowałem ją również poza naszymi treningami, w środku czułem, że mimo wszystko, nie udało mi się stworzyć swojego sobowtóra, nie stała się potworem. Miałem do siebie żal, że być może poświeciłem jej zbyt mało czasu. Nie szykowałem żadnej przemowy końcowej.
— Gratuluje zakończenia treningu.
— Dziękuję, czy mogę cię o coś zapytać?
— Słucham?
— Jesteś ze mnie dumny?
— Nigdy nie jestem dumny, nie odczuwam takich emocji.
— Co sprawiło, że taki jesteś? Twoje blizny?
— Jesteś ciekawa mojej przeszłości, prawda?
— Od zawsze.
— Nie otwieram się przed nikim, zawsze taki byłem.
— Wiesz, co inni mówią o tobie?
— Chodzi Ci o to, że jestem kłamcą, że mnie nienawidzą, że woleli, bym nie żył, mają mnie za kanalie, czarną owce, nie mam litości, uwielbiam bójki, rywalizację, jestem arogancki, egoistyczny wręcz znienawidzony, nie robię nic za darmo, to prawda taki jestem, lubię taki być, pracowałem na to całe życie.
— Co zyskałeś na tym?
— Siłę, samotność, spokój.
— Nigdy nie chciałeś żyć normalnie? — Jej oczy aż błyszczały z ciekawości.
— Normalnie — wybuchłem śmichem, pełnym pogardy, złośliwości. — Czym dla Ciebie moja droga jest normalność? Rodziną, przyjaciółmi? Oni wszyscy dzisiaj są, jutro może ich nie być! Pojawiają się i znikają kiedy są potrzebni. Są nieprawdziwi, marnowanie czasu — warknąłem.
— Prawdziwi przyjaciele nigdy nas nie opuszczają!
— Jesteś naiwna! A gdy umrą, kto ci zostanie? NIKT! ZOSTANIESZ SAMA!
— Ty już jesteś sam.
— Dlatego nic nie tracę, nie tracę czasu, nadziei, wiary, nie tracę niczego.
— Twoi rodzice? Myślisz, że są z tego dumni?
Wydałem z siebie warkot z głębi gardła, był najbardziej przerażający, jaki tylko można było sobie wyobrazić. Oznaczał on, że nasza rozmowa dobiegła końca i nigdy więcej ma nie wracać do tego tematu.
Aroniowa Gałąź miała odrobinę oleju w głowie i zamilkła. Rzuciłem jej tylko pełne gniewu spojrzenie, po czym odwróciłem się plecami i odszedłem. Zostawiłem ją z wielką niewiadomą, z niedosytem, małą iskrą i setkami pytań, dzięki którym nigdy o mnie nie zapomni.
***
Kolorowe liście, masowo zaczęły opadać z drzew, choć dla mnie były one tylko czarno białe. Bacznie obserwowałem wszystkich, nic nie było w stanie mi umknąć. Zjawiałem się i znikałem, budząc odrazę w pozostałych członkach, niejednokrotnie ścierałem się z innymi samcami, głównie o pierdoły, szukając zaczepki, adrenaliny, upustu dla swojej złości i frustracji. Tego popołudnia walczyłem z Liderem bezgwiezdnych, pozostawił mi brzydką krwawiącą ranę na boku. Gdy usłyszałem szelest, zatrzymałem się, to nie były liście niesione przez wiatr.
— Aroniowa Gałąź — warknąłem. Czy ona myślała, że umknie mi niezauważona, a może wcale nie chciała pozostawać w ukryciu? — Jeśli zamierzasz zabrać mnie do medyka bądź mi pomóc od razu lepiej zniknij mi z oczu — zawarczałem ostrzegawczo.
< Aroniowa Gałęzi? >
[566 słów, Krwawy Zew otrzymuje 5 punktów doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz