Jedno było pewne, nie miałam szansy, aby zaciągnąć go do medyka. Może i siłą nie grzeszę, ale nadrabiam sprytem, pozwoliłam mu uwierzyć, że jego słowa do mnie dotarły. Niech myśli, że ze mną wygrał. Jestem samicą, ostatnie słowo należy do mnie, czy temu brutalowi to się podobało, czy nie. Uciekłam mu szybko z pola widzenia, szukałam jak największej gałęzi. Przy ukąszeniu przez węża zazwyczaj zmysły stają się nieco bardziej otępiałe, to już dawało mi sporą przewagę nad nim.
— Jest — szepnęłam, widząc idealną wielką grubą gałąź, leżała sobie na ziemi i czekała na mnie.
Ciekawe kto miał tyle siły, by ją zerwać, wiatr? Nie sądzę, nie wydawała się na tyle słaba, aby jakiś wiatr ją zerwał. Może to niedźwiedź wspiął się na drzewo i runął wraz z nią. Owszem ta wersja bardziej mi pasowała, więc uznałam ją za prawdziwą. Ledwo mi się udało wziąć ją w pysk. Kłopot pojawił się w przetransportowaniu jej bezszelestnie. No tak, zaćmione zmysły, nie musiałam nad wyraz się starać, skradłam się, po czym wzięłam zamach i rąbnęłam go w głowę.
— Chyba za mocno, będzie guz jak nic — syknęłam.
Sprawdziłam, czy aby na pewno udało mi się pozbawić go przytomności. Podniosłam jego łapę, zero reakcji. Wzięłam głęboki oddech, złapałam za kark, podrzuciłam lekko do góry, szybko pochylając się, by spadł mi na grzbiet.
— Jaki ty jesteś ciężki ... — syknęłam, usiłując się wyprostować pod jego ciężarem.
Były dwie opcje albo on jest ciężki, albo ja jestem słaba. Oczywiście pozostałam przy tej, gdzie to on robi za grubasa. Musiałam po drodze zrobić kilka przerw. Gdy dotarłam do medyka i zwaliłam go z siebie, poczułam ulgę. Nie obyło się bez pytań, ale jakoś uszło mi to najście, zwłaszcza że przyniosłam rannego. Gdy wyszłam, usiadłam w oczekiwaniu, sama nie wiem na co. Na jego niezadowolenie, gniew, może jednak podziw mojej siły, że udało mi się samodzielnie go przenieść? W końcu wyszedł, niezadowolony, obrażony jak dziecko udając, ze mnie tutaj nie ma. Przecież ja się nie dam ot tak po prostu zignorować. Na pewno nie, liczę na jakąś wdzięczność.
— Hallo, ja tutaj jestem — krzyknęłam.
— Nie jestem ślepy, ale ty chyba jesteś, nie widzisz, że usiłuje cię ignorować?
— Widzę, powinieneś się cieszyć na mój widok, sama cię przytargałem, zresztą schudnij, bo ledwo dotarłam.
— Nie prosiłem cię o to, wręcz zabroniłem.
— Ojej, czyżby to samica robiła coś wbrew samcowi — zaśmiałam się.
— Uważaj, bo jak ja zrobię coś wbrew tobie, to pożałujesz, że się urodziłaś.
Przeszedł mnie dreszcz, ale nie chciałam dać się poznać.
— Najpierw musisz mnie dorwać, a z tą łapą trójnogu marne twe szanse — zakpiłam.
< Płomienny Krzewie? >
[421 słów, Błękitna Stokrotka otrzymuje 4 punkty doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz