20 grudnia 2021

Od Kurki CD Pokrzywy

Otrząsam się z resztek snu i podnoszę głowę, patrząc się badawczo na szczurowatą suczkę, która piszczy mi nad uchem.
— Kurko! — Pokrzywa powtarza zawołanie i kręci się w miejscu. Wszystkie jej emocje wyszły na wierzch.
W reakcji na jej słowa wstaję powoli i strzyżę uszami, ziewając po raz ostatni. Mrugam zaspanymi oczami, przygotowując się do składnej odpowiedzi.
— Czego chcesz? — pytam, odwracając się do szczura tyłem. Nie czekając na jej odpowiedź, człapię do spiżarni ziół. Nie wiem, po co przyszła, ale cokolwiek to jest, na pewno znajduje się właśnie tam.
Kurdupel oczywiście drepta za mną, kręcąc na boki dupą.
— Przecież mówiłam! — szczeka z frustracją. W odpowiedzi przewracam oczami, pochylając się nad ziołami. — Chcę mieszanki podróżnej. Tylko wiesz, nie mów nikomu, bo mam, znaczy… to jest tajemnica. Rozumiesz?
Chociaż zawsze patrzę na nią z góry, w tym momencie posyłam jej spojrzenie, jakby różnica między naszym wzrostem była co najmniej dwa razy większa i nie zadając sobie trudu, by cokolwiek warknąć, skupiam się na szukaniu odpowiednich ziół.
— O! — szczur długo nie wytrzymuje z zamkniętą jadaczką. — A co to jest? — zadaje pytanie, z szeroko otwartymi oczami patrząc na nietypowo wyglądającą, podobną do jakiegoś chwastu roślinę, którą właśnie wybieram, by dołączyć ją do mieszanki.
— Czyściec wełnisty — odpowiadam znudzonym warknięciem. Gdy już mam odwrócić wzrok od szczurowatej, by wybrać dla niej kolejne zioła, widzę, jak suka wkłada nos do leżących przed nią medykamentów. Z niedowierzaniem przyglądam się, jak chichocze, zostawiając śpiki i kozy z nosa na przygotowanych uprzednio ziołach.
— Pojebało cię! — krzyczę z dezaprobatą i wyraźną furią. Otwieram szczęki i nadal trawiąc to, co przed chwilą zaszło, patrzę roziskrzonym wzrokiem na pobrudzone zioła, które sekundą wcześniej jeszcze były czyste i zdatne do spożycia.
Szczur natomiast przygląda mi się z zaskoczeniem. Przestraszony moim nagłym ruchem cofa się do tyłu, po czym kieruje wzrok na osmarkanego czyśćca wełnistego.
— Ups. Sorry, niechcący — mruczy ze skruchą. Przez krótką chwilę, która wydaje się dla mnie błogosławieństwem, milczy. Oczywiście nie wytrzymuje tak długo i na nowo zaczyna swoją paplaninę w akompaniamencie rozemocjowanego stukotu pazurków i kłapania zębami.
— Ej, a jak działają te zioła? — pyta, kręcąc się w miejscu. Próbuje objąć wzrokiem całe moje zapasy lekarstw. — To takie ciekawe! Otrułaś kogoś kiedyś…? A masz jakieś psychoaktywne? Znaczy co. Nie ważne! Ile jeszcze zajmie ci robienie tej mieszanki? — przerywa na chwilę. — Wiesz, nie przejmuj się tym osmarkanym czyśćcem, czy jak mu tam, nie wiem. I tak go zjem. Moja wina. Nie marnuj ziół, albo w sumie i tak nie będę już brała nigdy leków z zapasów Bezgwiezdnych- yy, nic nie słyszałaś, mam tajemnicę. Więc daj mi nowe, dobrze? Już nie będę ci nigdy zawracała głowy, przyjaciółko.
Parskam i prycham, zastanawiając się, czy nie dać jej do tej mieszanki podróżnej jakiejś trucizny. ,,Przyjaciółko!’’ Czy ona nie pozwala sobie na zbyt wiele?
Siedzę na usłanej pomarańczowymi liśćmi łące. Szepczący wiatr wprawia w taniec moją wielokolorową sierść i wypełnia zafascynowaniem brązowe oczy znajdujące się na zgrabnej, szczenięcej główce, wpatrzone w moją osobę.
Unoszę pysk. Obserwuję przemieszczające się po niebie białe, puszyste chmury. Kątem oka, zadowolona, spostrzegam, że moja przyjaciółka powtarza mój ruch i również wlepia wzrok w niebo.
— Jak to jest żyć w klanach? — przerywa ciszę, która między nami zaległa.
Namyślam się i odpowiadam dopiero po dłuższej chwili.
— Dobrze, chociaż nie poszczęściło mi się z ojcem.
Czuję na sobie jej spokojny, trochę nieśmiały wzrok. Uśmiecham się do niej, pokazując, że jest w porządku. Niech się nie martwi.
— Mówiłaś kiedyś, że wierzycie, że na niebie znajdują się zmarli — szepcze, na nowo unosząc łeb.
Spoglądam na nią lekko zdezorientowana kątem oka i wbijam wzrok w ziemię usłaną złotymi liśćmi. Wiatr ustaje, a ja mam wrażenie, że powietrze gęstnieje.
— My?... Że jako klan?... Nie wierzymy. Tylko oni wierzą. Ja… nie.
Potrząsam głową, odpędzając smutek, który zalał mnie wraz ze dawnym wspomnieniem.
— Uważaj — ostrzegam Pokrzywę, gdy ta — znowu — wkłada nos w kupkę kolejnych ziół. Sprzedaje jej jakąś wymyśloną na poczekaniu bajeczkę. — To bardzo rzadkie rośliny. Szukałam ich w chuj dużo czasu; poszłam na tereny innego klanu. Niemal obcy patrol mnie zabił. Jeśli je rozwalisz, zepsujesz, czy cokolwiek innego, urwę ci ogon.
Szczur wytrzeszcza oczy i z przerażeniem wpatruje się w mój pysk. Zaciskam zęby i wracam do pracy.
— Sorry — mamrocze cicho i wreszcie zamyka mordę na dłużej niż kilka sekund.
Pracuję szybko, delektując się ciszą. Gadanina szczurowatej przypomina mi starcze zrzędzenie Leo- dziadków, czy też bezsensowne piski szczeniąt. Bleh.
W zasadzie wszystkie rozmowy, jakie ostatnio prowadzę, przypominają mi o moim mentorze; nie podoba mi się to.
Kręcę gwałtownie głową, szybko mieszając zioła podróżne. Gorzkie i słodkie zapachy różnych roślin zalewają mi nos.
— O! Już skończyłaś — stwierdza Pokrzywa, jakby to ona tutaj była medyczką. Wpycha się, by stanąć obok mnie i zabrać mi sprzed łap mieszankę ziół.
Zanim zdążę coś z siebie wydusić, szczur łapczywie, jednym haustem połyka całą mieszankę, a potem donośnie beka.
Jestem pewna, że zaraz zemdleję.
Patrzę na Pokrzywę, a mieszane uczucia buzują we mnie. Zastanawiam się, co mam zrobić; opluć wojowniczkę, zagryźć ją, nawrzeszczeć, czy wywalić ją z legowiska.
— Zadław się tą mieszanką — mamroczę i piorunuje ją morderczym spojrzeniem wielobarwnych oczu. Liczę w myślach do dziesięciu i biję się z własnymi pomysłami, co mam dalej zrobić. Decyduję się na delikatne zakończenie. — Idź już. Wypad stąd, Szczurze.
Kurdupel szczerzy się niezbyt inteligentnie, po czym rozgląda się po otoczeniu z zaniepokojeniem.
— Szczur? Gdzie jest szczur? Robisz z nich jakieś mieszanki?
Jestem prawie pewna, że Pokrzywa nie ma mózgu.
— Tak. Stoi przede mną — mówię i widząc, że Pokrzywa nadal nie zrozumiała, ze znużeniem kontynuuję. — Popatrz na siebie: ty nim jesteś. A teraz spadaj stąd, zanim rozważę twoją propozycję i zmielę cię do mieszanki.
Zadziałało.
Pokrzywa chichocze i kręci dupą, wychodząc z mojego legowiska. Nabieram głęboko powietrza, rozkoszując się, że wreszcie tlen w tym pokoju należy tylko do mnie. Bez krzyków, pisków, jazgotów, bekania i bezsensownego pierdolenia.
Nagle przypominają mi się słowa wojowniczki o pewnej tajemnicy, jaką ukrywa przede mną i całym klanem i czuję budzącą się we mnie ciekawość. Podnoszę nieodgadniony wzrok, wbijając go w drzwi, którymi wyszła Pokrzywa. Jej zapach nadal unosi się wokół mnie, a do mych uszu dochodzą głosy budzących się ze snu wojowników.
Próbuję złożyć to wszystko w sensowną całość, ale gdy już jestem pewna, że mam rozwiązanie, jeden element nie pasuje do reszty i burzy całe moje przypuszczenia, zostawiając mnie z niczym.
Coś powoli zaczyna mi świtać w głowie, ale równocześnie zdaje sobie sprawę, że Pokrzywa na tych jej króciutkich nóżkach jest już daleko poza terenami Bezgwiezdnych. Marszczę brwi.
 
<Sczurze/Pokrzywo?>
[ 1062 słów, Kurka otrzymuje 10 punktów doświadczenia ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz