Pory roku mijały, liderzy umierali, szczeniaki dorastały, a czas stał w miejscu dla Szramy.
Pręgowana Skóra została wysłana tego wieczoru na patrol i jeśli Coleum ma ich w opiece to również coś upolować. Towarzyszył jej Miętowy Chłód i Makowe Wzgórze, która akurat niosła w pysku znalezione łodyżki lawendy. Fioletowe ziele należało do jednych z ulubionych długonogiej psicy. Było kojące do tego stopnia, że mogła rozboleć głowa. To jakim cudem złocista, przysadzista suka mogła nieść cały pęk, było nie do pojęcia. Cóż, Miętowy na pewno tego nie pojmował, marudząc coś pod nosem całą drogę. Niebo malowało się na krwisto, a na ziemi jeszcze można było znaleźć zwęglone po lecie próchno. Niektóre rośliny próbowały mimo rosnącego chłodu ożywić jeszcze to miejsce.
Wojowniczka nie mogła się wciąż jednak pogodzić, że to nie było miejsce, w którym się urodziła. Gdzie nie poszła, wszystko wydawało się obce. Miała nadzieję, że jeśli wróci z Bezgwiezdnych do swojego klanu, to coś się zmieni, jednak nie stało się tak. Czuła się obco nawet wśród swoich zapachów. Nie były bezkresną łąką, a stajnią. Zające tutaj zaglądały dość rzadko. Uwielbiała gonić za zającami.
Może właśnie dlatego, gdy ujrzała wydłużoną sylwetkę na ściernisku, nie mogła się powstrzymać. Chociaż tyle jej zostało z miejsca zwanego domem. Nim jednak pozostałe psy dogoniły matkę ventusowych szczeniaków rozległ się strzał. Biała piana toczyła się z długiego pyska Szramy, a jej łapy zatoczyły jeszcze kilka pustych susów, zagarniając pierwsze liście tej jesieni.
Taki był koniec tej historii, gdy kochająca Szrama nie była w stanie oddać serca temu światu. Powróciła do szczenięcych lat za rzeką z zającem w pysku. Wreszcie spokojna. Nie musiała już dbać o wyżywienie klanu, ani o trudy klanowych braci. Będzie miała jednak na nich oko ze swoim bratem z odległych, zielonych łąk.
[290 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz