20 grudnia 2021

Od Pokrzywy do Irysowego Serca

Ostatnie księżyce były ciężkie. Najpierw Pora Nowych Liści: pełno potopów, błota, deszczu i innych lepkich spraw, których miłośniczką nie jestem i nigdy nie byłam. Potem nastąpiła Pora Zielonych Liści — tutaj z kolei występowało mnóstwo okropnych pożarów, a ja ledwo mogłam spać po nocach, rozmyślając, jak duże jest prawdopodobieństwo iż spłonę podczas snu. Teraz, w Porze Opadających Liści, brodzę po łapy w liściach i pomagam uczniom wyciągać żaby z posłań starszyzny. Fuj! Wyobraź sobie, że śpisz sobie smacznie, a tu nagle takie oślizgłe coś skacze ci po pysku. Jest coraz gorzej (uwierzcie mi, żaby są gorsze od wody i ognia). Co w takim razie stanie się następnie? Cóż, wolę się nie przekonywać, i umrzeć spokojnie zanim nadejdzie Pora Nagich Drzew. Najlepiej we śnie. Chociaż, kurde, chciałabym móc pożegnać się z Cykutą i powiedzieć mu, żeby spierdalał i że będę go prześladować z góry. I że zadbam o to, by wylądował w Infernum. I że… Nie wiem, spuszczę jakąś burzę żeby piorun go zajebał.
W ogóle zauważyliście, że trzy pory kończą się na -Liści? A ostatnia na -Drzew? To trochę głupie, prawda? Chociaż, może Gwiezdni chcieli jakoś zasymbolizować, że ostatnia część roku jest inna? Gorsza, lepsza, jakaś, srakaś. No nie wiem. Ale powinna nazywać się Porą Brakujących Liści lub Porą Przeźroczystych Liści. Wow! Fajnie wymyśliłam! Pora Przeźroczystych Liści. Teraz tylko tak będę ją nazywać! I tylko ja! Wszyscy mówią „O, już przyszła Pora Nagich Drzew”, a ja na to: „Nie! To przyszła Pora Przeźroczystych Liści! Moja prawie ulubiona!”. A oni patrzą się na mnie jak na głupią i wołają: „Co to znaczy przeźroczystych?” A potem ja „Jestem mądra, więc wiem. Ale jestem też miła, to wam powiem. Popatrzcie na te dziury w domach dwunożnych — tam są przecież ściany, tylko że przez nie wszystko widać. To znaczy właśnie Przeźroczyste”. Pozostali słupieją na chwilę, a potem wzdychają z rozmarzeniem. „Ale mamy mądrą wojowniczkę!” — wołają, a ja prężę się dumnie. — „Chyba powinniśmy wybrać ją na naszą liderkę!”. Potem ja…
— Hej, Pokrzywa, uważaj, bo zaraz wejdziesz w to gówno!
Otrząsnęłam się a moim oczom ukazało się wielkie, psie gówno. A w zasadzie nie psie gówno, tylko psia krew. Przerażona odskoczyłam na tyłu, wchodząc w jakiś randomowych członków mojego patrolu.
— O Gwiezdni, skąd to tu się wzięło? Cholibka, mało brakowało, a bym w to weszła! — krzyknęłam.
— Jakiś pies krwawi — mruknął Pył. — Opowiadałem wam jak…
— Hej, przecież to nie pachnie Bezgwiezdnymi — Szmaragd się odezwał, przerywając koledze. — To ktoś z klanu.
Posłałam dwójce moich towarzyszy niedowierzające spojrzenie. Jak to? Ktoś nie od nas?
— No ale skąd by się tutaj ktoś wziął?
— Chodźmy mu wpierdolić!
— Wyrażaj się!
— Hej, proponuję pójść za tym tropem — raźno przyłożyłam nos do śladów psich łap. — Jeszcze świeży. Skoro krwawi, to pewnie go boli. Jest ranny! — zmartwiona dodałam, a moje spostrzeżenie nie wymagało wielkiej inteligencji. — Musimy mu pomóc. Szybko! Sprężajcie się!
Pył trochę mamrotał, ale tak czy siak postanowiliśmy chociaż dowiedzieć się, kto bezczelnie najeżdża na nasze tereny. Potem, rozważnie stwierdzimy, czy zabierzemy go do obozu. Poczułam się dumna, że należę do tej walecznej społeczności! Być może nie powinnam być dumna, że sami postanowiliśmy zdecydować, co zrobimy z tym psem, zamiast zapytać się któregoś z wyżej położonych, czy w ogóle za nim iść. Albo najpierw pójść po medyka, żeby nam pomógł… Jak tak na to patrzę, to było wiele innych możliwości. A my wybraliśmy chyba najgłupszą.
Chociaż dobra, to co potem zrobiłam było trochę egoistyczne. Ale wyszło na dobre. Bo mam nowe rzeczy, takie fajne i słodkie, i piękne i w ogóle!
— Hej, czekajcie, widzicie te dwie dwunożne? — zapytałam się kolegów, obserwując dwoje dzieci. — Ale słodkie! Obdarowują się czymś! Czekajcie, zaraz wracam!
— Ale przecież szukamy rannego! Może przez to umrzeć! — Szmaragd zawołał, ale mnie już nie było.
Biegłam w stronę dwójki dwunożnych. Miały takie słodkie warkoczyki! Przepraszam, jak jesteście nimi, a nie nimi… Znaczy, co? Chodzi mi o to, że przepraszam, jeżeli macie inną płeć, niż założyłam.
— Bla, bla, bla, a, a, aaa! — wykrzyczały coś, czego nie zrozumiałam, upuszczając swoje wisiorki i zwiewając gdzie Gwiezdni są źli. Czyli: nie wiem gdzie.
— Wystraszyłam je — po raz kolejny wykazałam się inteligencją. — Ale za to mam to coś.
Po chwili uświadomiłam sobie, iż ozdoby są dwiema połowami, które łączą się w całość! Bombowe! Strasznie szkoda, że takie caceńko im zabrałam, prawdopodobnie rozrywając ich przyjaźń (bo z tego, co rozumiem, te wisiorki są dowodem przyjaźni?) ale u mnie też będą mieć dobrze.
— Chocmy — wysepleniłam, gdyż w pysku układałam sobie moje nowe zdobycze. Moi towarzysze nie byli zadowoleni i mamrotali coś o kobietach, ale spoko, nie obrażam się. Póki nie mówią mi nic na głos to jest dobrze. I póki nie mówią o tym innym… Chociaż w zasadzie właśnie w tym momencie oboje o tym mówili sobie nawzajem.
To jak w końcu?
Nie no, chyba okej. Nie obrażę się?
Nie obrażę się.
Merdając ogonem podążyłam za śladem, prowadząc moich koleżków. Nasza ofia-, przyjaciel, znaczy się, zwolnił widocznie. Pewnie jego rany zaczęły mu ciążyć!
Biedaczysko!
Trzeba mu pomóc i nie zatrzymywać się po drodze!
— Czekajcie, wysram się — Pył próbował zatrzymać pochód.
— Robisz to tylko po to, żeby ten pies umarł! — wyjęczałam, wskazując trop, który symbolizował nieznanego nam psa. — Ty bezduszny egoisto!
— Nie! Po prostu-
— To nam nie przerywaj, bo ten ktoś przez ciebie umrze! — dodałam przejęta.
— Ale ty mogłaś przerwać, co?!
— Nie! Bo ja to robiłam w imię większego dobra!
— A dobro mojego pęcherza nie jest większym dobrem?!
Oboje przerwaliśmy, bo przed nami stała jakaś samica. Taka rudawa!
— Śliczna jesteś! — krzyknęłam. — Ale, ups, krwawisz. Czyli jesteś ranna? Hej, jak ktoś krwawi, to zawsze jest ranny, czy tylko-
— Industria — warknął Szmaragd.
— Flumine, bęcwale — stwierdził Pył.
— Musimy jej pomóc — postanowiłam. — Chodź, zabierzemy cię do naszego obozu! Będzie fajnie.
— Ja… — nowa próbowała zacząć, ale przerwałam jej. Sorki!
— O ja cię, co za przypadek! Akurat znalazłam wisiorki przyjaźni! Gwiezdni chyba istnieją! — Pył i Szmaragd wymienili spojrzenia mówiące: „Jacy Gwiezdni?! Zwariowała!”.
Zawiesiłam jej na szyi jeden z nich.
— Masz czerwony! Do twarzy ci z nim! — wykrzyczałam. — Patrz, jak się łączą! — zaprezentowałam, jak obie części łączą się w serduszko. — Wychodzi takie ładne, niebiesko-czerwone! A jak wolisz niebieską część, to mów, z chęcią przygarnę też tą drugą! Obie są ładne! Zawsze chciałam mieć taką przyjaciółkę jak ty. Patrzyła się na mnie z wyrazem pyska mniej więcej takim:
Co.

<Irysowe Serce?>
[ 1030 słów, Pokrzywa otrzymuje 10 punktów doświadczenia ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz