Skoro wierzę w Gwiezdnych, dlaczego mam siedzieć tutaj i nic nie robić? Nonsens!
Wyobrażacie sobie, co mogłabym osiągnąć?! Zostać przywódczynią Tenebris, tych emosów-morderców, albo pojebanego Ventusu z dziwną liderką (ona się chyba zmieniła, ale lać to)! Co ja w ogóle, do jasnej cholery, robię w Bezgwiezdnych? Połowa klanu to geje, nasza liderka się zabiła, nasi jedni wojownicy są nieudolni albo napakowani jak Jazgot. Banda losowych psów bez tradycji i w ogóle bez niczego, nie? Chyba nie powinnam się marnować. Mam przed sobą świetlaną przyszłość!
Z drugiej strony tutaj żyłam i innego życia nie znam. Czy poradziłabym sobie poza klanem? Bez mojego rodzeństwa? Bez tego cudownego ojca? Choćby bez psów, które znam, w całkiem nowym, oceniającym mnie otoczeniu, bez cienia empatii-
Tak! Poradziłabym sobie. Jestem silnym i młodym psem. Jeżeli mają w moim życiu stać się jakieś dramatyczne zmiany, to lepiej teraz niż później! Mam rację?!
Wiem! No więc tak. Selekcja jest rzeczą oczywistą. Do Flumine nie chcę, bo nie lubię wody, i generalnie oni się strasznie nudni wydają. Mało atrakcyjny klan z najgorszymi terenami, jakie mogli zająć (oni mieli ten grill, co nie? Strasznie głupie. Na co im grill? Chyba nie robią sobie kiełbasek?), także ich odrzucam. Zresztą nie podoba mi się ta nazwa. „Flumine”. Co to znaczy? Kojarzy mi się z wiatrem. Bardziej widziałabym ich jako Ventus, czy coś. Powinni się zamienić nazwami. A co do Venutus, to oni też nie. Szybcy jacyś, wściekli, dziwna liderka chyba już sobie od nich poszła. Jacyś włóczędzy, ble, nie zamierzam być z przybłędami w jednym klanie. Industria czy Tenebris w takim razie? Nie wiem w sumie, ale Industria ma ładną nazwę. Pójdę do Industrii! Zostanę płomienną! A Tenebris to też byłoby fajne… No ale Industrię wolę, Jestem taka żywiołowa! To lepsze niż bycie Ciemnym, nie?
Szybko spakowałam swoje rzeczy, których nie mam zbyt dużo; w zasadzie w ich skład wchodzi tylko wyściółka z mojego posłania oraz gnijąca szyszka. To drugie z czułością chwyciłam w zęby, ale miałam wyrzuty sumienia, by pakować nawet te szmatki. Są już dość stare, cuchną moją osobą… Niby nikt nie powinien ich chcieć, ale to trochę niegodziwe. Zabieram temu klanowi co najcenniejsze; młodego i fajnego wojownika. Chyba mogę zostawić tę wyściółkę?
Stwierdziłam, że i tak jej nie wezmę, bo chyba się zatruje tym smrodem. Poza tym, jeżeli Industria chce mieć mnie w swoich szeregach, powinna zafundować mi miejsce do spania. To najoczywiste ze wszystkich oczywistości.
Planowałam wymknąć się po cichu; podejść do Kurki, wziąć zioła podróżne i zniknąć na zawsze. W mojej głowie układały się wspaniałe wizje przyszłości, która czekała na mnie otworem. W swym podekscytowaniu jednak zabrakło mi opanowania, także Durian od razu zauważył, że coś się święci.
– Gdzie idziesz? – spytał, zatrzymując się ze zdobyczą w pysku.
– No… – wyjąkałam, przywołując uśmiech. – Szukam jakiejś zamiennej szyszki, bo ta już spleśniała!
To było najinteligentniejsze, co mogłam w tej chwili wymyślić. Mój brat być może podejrzewał coś nadal, jednak pewnie zdążył przyzwyczaić się do moich dziwnych pomysłów. Coś tam odpowiedział, ja coś powiedziałam; pożegnaliśmy się ostatni raz.
Strasznie się cieszyłam, że mam coś do zrobienia! Lubię wyznaczać sobie zadania! A to było superowe, juhu!
Oczywiście usłyszałam najgorszą rzecz, która mogła się stać. Stwierdzili, że fajnie będzie, jak pójdę zapolować na zwierzynę. I początkowo byłam nawet zadowolona, lecz prędko się okazało, że idziemy w ogóle innym kierunku, niżbym chciała — nie ma szans zwiać z polowania na tereny Industrii.
Powiedziałam więc „Chodźmy”, nie mając lepszego planu. Przez mój brak skupienia me wyniki nie należały do najlepszych, a mojej siostrze, Jeżynce, będącej jeszcze uczniem, udało się złowić więcej niż mi. To wprawiło mnie w zakłopotanie, ale szybko przypomniałam sobie, że, tak czy siak, to mój ostatni dzień w klanie. Bezgwiezdni nie zobaczą już nigdy mojej porażki!
I tak myśląc, całkowicie zapomniałam o nieudanym polowaniu. Zbliżał się wieczór, co dawało mi okazję do wymknięcia się w nocy. Nie mogąc opanować nerwów, ciągle chodziłam po obozie, kręcąc się tu i tam. Zdążyłam zirytować tym prawdopodobnie wszystkie psy w odległości kilometra, które kazały mi się uspokoić, i co chwila pytały, czym ja się tak ekscytuję. „Tajemnica” – odpowiadałam, chichocząc.
Całkiem możliwe, że jestem prawdziwym demonem tego klanu.
Ale zmienię żywiciela! Wybieram się do Industrii!
— Industrii? — spytał ktoś ze starszyzny. Ups. Krzyknęłam to na głos? — Tak. Byłem tam kiedyś-
A, spoko, po prostu opowiada komuś historię.
Położyłam się na posłaniu tuż po zachodzie słońca. Była to dość wczesna pora; szczenięta właśnie słuchały opowieści na dobranoc. Nie przejmowałam się jednak i udawałam, że śpię.
Cóż… Wyszło mi to trochę zbyt dobrze, tak, że faktycznie zasnęłam, a obudziłam się w środku nocy. Z przerażeniem wstałam i wybiegłam z legowiska, widząc, że słońce już wschodzi. Jego pierwsze promienie przebijały się na niebo, i chociaż był to bardzo ładny widok, to nie miałam czasu go oglądać (strasznie żałuję! Nigdy nie widziałam jeszcze tak ładnego poranka).
Wparowałam do legowiska Kurki i Leonisa, którzy smacznie spali. Rozejrzałam się na boki, czy aby nie ma w pobliżu kogoś nieodpowiedniego. Szturchnęłam bliżej leżącą uczennicę (czy medyczkę?).
— Kurka! Kurka! — cicho krzyknęłam. (Tak się da?) Nie zareagowała.
— Potrzebuję ziół podróżnych! — wyjaśniłam. – Zbudź się! Nie ma czasu!
Czy mi się przewidziało, że się poruszyła?! O rajuśku!
<Kurko? Przepraszam, że cię budzę!>
[856 słów: Pokrzywa otrzymuje 8PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz