29 grudnia 2021

Od Płomiennego Krzewu CD Błękitnej Stokrotki

Nie ma co się kłócić, zostaw ją, przyszło mi do głowy. Zastanawiało mnie, co medyk mi zrobił z łapą, że tak piekielnie bolała. Była jakby zgnieciona...takie miałem wrażenie. Ogólnie czułem się zmęczony, ostatnio bardzo często sypiam, a bywa, że nie chce mi się jeść przez cały dzień.
— Idź sobie — mruknąłem obojętnie i walnąłem się na bok
Miałem nadzieje, że zostawi mnie rzeczywiście samego i będę mógł odpocząć. Tak jednak nie zrobiła, położyła się kawałek dalej i posłała mi wredny uśmiech. Jak ja mam jej dosyć… Zamknąłem oczy, chciałem być sam ze sobą, bez niej, dlaczego tak nie może być?
Czułem jej wzrok na sobie. Sierść na karku mi się od razu jeżyła, była w błędzie jeśli myślała, że bez pomocy jednej łapy nie dam rady jej dorwać. Odwróciłem powoli głowę za siebie — Błękitna cały czas leżała w jednym miejscu i znów posłała mi wredny uśmieszek. Prosi się o kolejną ranę, ale tym razem na szyi, pomyślałem. Mruknąłem cicho pod nosem i pozwoliłem się zdrzemnąć na…parę minut? Dotarło do mnie po chwili, że ktoś nade mną stoi. Oczywiście kto inny jak nie ta wredota.
— Czego chcesz? — zmrużyłem oczy
— Myślałam, że zdechłeś, ale jak widać, jeszcze nie chcą cię tam na górze — zaśmiała się
— Bardzo śmieszne — syknąłem
Chce być sam, chce być sam i to już. Czmychnąłem przed siebie, lekko kuśtykając na przednią łapę, miałem już w głowie obraz mojego wygodnego legowiska w ruinach jednego z zawalonych blokowisk. To było moje jedyne miejsce, do którego powracałem i mogłem wypocząć. Powoli zacząłem kląć, że muszę iść, a raczej podskakiwać, tak daleko i jeszcze kilka razy prawie się wywaliłem o kamyk albo zwykłą gałąź. Ulżyło mi gdy w oddali zobaczyłem znajome mi miejsce.
— Nareszcie — powiedziałem do siebie
Wślizgnąłem się przez dziurę w ścianie, dzięki temu, że pęknięcie jest wysoko, to nie wejdą mi żadne mniejsze istoty. Wewnątrz miałem trochę bałaganu, ale kto inny tu zagląda niż ja? Pod tylną ścianą miałem ułożony miękki materac, znalazłem go kiedyś na śmietniku. Zaraz przy wyjściu znajdowały się prezenty od Iskierki — dziecka Jasnej Gwiazdy, czyli zgnieciona puszka i spalony krzew. Te dwie rzeczy jakoś na mnie wpływały i podnosiły na duchu, miały u mnie szczególne znaczenie. Biada jeśli ktoś je ruszy albo zabierze. Ułożyłem się na materacu, zrobiło mi się miękko pod pyskiem i po chwili zasnąłem.
 
Dłuższy czas później, Krzew zrobił się milszy

W końcu łapa się zagoiła, jak powinna i mogłem pokonywać dłuższe dystanse. Miałem już dość oszczędzania się i zwracania uwagi, aby uszkodzić sobie bardziej rany po ugryzieniu. Przygodę z wężem zostawiłem już za sobą. Zaburczało mi w brzuchu, ciekawe czy ktoś upolował jakąś zwierzynę i zostawił dla członków klanu. Dotarłem na miejsce i ujrzałem zajadające się psy, a w samym środku znajdowała się spora sarna. Zatoczyłem koło, nie miałem zamiaru się pchać między nich, o nie, do takiego czegoś jeszcze nie doszedłem. Po chwili spod łap jednego psa wystawało w całości tylne kopyto, to był teraz mój cel. Na moje szczęście pies się odsunął na bok i dzięki temu bez problemu przechwyciłem zdobycz, zadowolony z siebie oddaliłem się gdzieś na spokojniejsze tereny.
Jakiś czas później znalazłem miejsce pod drzewem, miałem stąd ładny widok na łąkę, ale niedaleko dojrzałem leżącą Błękitną Stokrotkę. Zastanowiłem się chwilę, była wciąż dla mnie wredną suczką, która wtyka nos w nie swoje sprawy, ale z drugiej strony to ja byłem głupim idiotą, który wszystkich odtrącał i myślał o sobie. Teraz gdy Jasna Gwiazda pozwolił mi opiekować się jego szczeniakami i ogółem dzięki niemu się zmieniłem — chciałem coś dobrego zrobić.
Zbliżyłem się do niej i położyłem całą nogę przed sobą. Obstawiałem, że za chwilę się obudzi przez zapach mięsa. Usiadłem i czekałem cierpliwie, tak, to będzie dobry pomysł, żeby razem zjeść coś i w końcu się pogodzić, dla mnie bynajmniej to będzie w porządku.
 
<Błękitna Stokrotka?>
[625 słów: Płomienny Krzew otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz