Sarnia pochyliła się nad pewnym pomarańczowym liściem. W ciszy obserwowała, jak unosi się on, niesiony delikatnymi podmuchami wiatru. Suczka powoli podniosła głowę, gdyż ten niemal zniknął jej z pola widzenia. Następnie powoli, lecz z gracją opadł, aby mogły przykryć go inne i zastąpić w swojej wędrówce.
Sarni Tupot, chociaż droga jej liścia się skończyła, nie odwróciła zmatowiałego wzroku. Jej umysł odbiegał daleko. Był raz na wyżynach swoich wspomnień, aby zaraz zawrócić, gdy dobiegała pamięcią śmierci swojej matki. Wydawało się, że szczęście i smutek grają w berka, i mogłoby być to irytujące lub śmieszne, gdyby nie fakt, iż Sarniej było już wszystko obojętnie. Gdybyśmy popatrzyli na te wszystkie kolory dookoła, niewiele odróżnilibyśmy widoki od czarnobiałego filmu ze słabym sygnałem. A sygnał zakłócałaby sama…
— Sarenka?
Wojowniczka gwałtownie podniosła głowę, uderzając stojącego nad nią Burzowego. Po chwili z zakłopotaniem wróciła do swej poprzedniej pozycji.
— Przepraszam — powiedziała stłumionym głosem. — Nie chciałam cię uderzyć.
— Nic się nie stało — zapewnił, siadając obok młodszej członkini klanu. Mimo to przez sekundę się skrzywił.
Oba psy siedziały przez chwilę w ciszy. Sarni Tupot wydawała się nie zauważać towarzysza, a Burzowa Aura obserwował ją ze spokojem. Nie musiał pytać, dlaczego tak się zachowuje. Przecież doskonale znał odpowiedź na to pytanie.
— Cóż… Mogę cię wysłuchać — zaoferował się wojownik.
Sarni Tupot zawiesiła na nim wzrok, intensywnie wpatrując się w jego oczy. Jej rozmówca wytrzymał spojrzenie. Suka z powrotem popatrzyła się na liście, wracając do własnych rozmyślań. Tym razem jednak zabrała głos.
— Ja… Rozmawiałam z Listkiem.
— Kto to jest Listek? — Burzowa Aura zmarszczył brwi.
— Liść — cicho odpowiedziała. — Ale stwierdziłam, że gadanie do liści chyba nie ma sensu, wiesz? Tym bardziej do urwanych. Nie żyją, więc mnie nie rozumieją… Chociaż Gwiezdni nie żyją, a rozumieją. W każdym razie — przerwała na chwilę, widocznie podejmując decyzję — chyba lepiej będzie, jeżeli wygadam się komuś… bardziej żywemu.
Burzek skinął głową. Sarenka uśmiechnęła się delikatnie. Nim zaczęła, swoją chudą łapą przemieszała liście. Następnie westchnęła. Nie była pewna, czy rozczulanie się nad sobą jej pomoże. Prędzej uwolni wszystkie emocje i sprawi, że zacznie płakać.
W tej całej sytuacji było coś innego. Niebanalnego i niewidocznego na pierwszy rzut oka, a po ujrzeniu niemal absurdalnego. Śmierć Szramy wywarła na Sarenkę tak naprawdę nie tylko zły wpływ, a również dobry. Suka nareszcie dorosła, i jest gotowa wziąć na siebie część życiowego ciężaru, która spadła na nią w chwili narodzin. Płacz się oczywiście przyda każdemu, tak samo jak jej przydawał się w dotychczasowym życiu. Teraz mogła zamknąć poprzednie rozdziały i ruszyć dalej. Miała już zarówno potrzebne doświadczenie, jak i zakończenie. A to miała być ostatnia kartka, jaką zapisze dawna Sarenka.
— W chwili, gdy umarła Szrama, coś się zmieniło, Burzowa Auro. Coś odeszło i ubyło, a ja nie umiem tego niczym zastąpić.
Ta dwójka nie rozmawiała ze sobą zbyt wiele. Mówili sobie „Dzień dobry”, „Jak się masz?”, czy inne podobne, jednak tak naprawdę nie znali się zbyt dobrze. To była szansa, aby wreszcie mogli siebie zrozumieć. Szansa dla Sarenki, by wypełnić tę część jej, która opustoszała. Wojowniczka podświadomie czuła, że może wreszcie przestać udawać, że sobie z tym wszystkim radzi.
Wzrok Sarniej stał się szary, stary i zmęczony w pełnych znaczeniach tych słów. Nie wyglądała teraz na szczególnie smutną, a raczej zmęczoną swoim własnym życiem.
— Wiem, że klan też cierpi, ponieważ stracił wojowniczkę. Nie tylko ja tutaj jestem opuszczona. I dlatego odnoszę wrażenie, że nie powinnam nikomu niczym dowalać, a ruszyć się z miejsca i zacząć pracować za mnie i za moją Pręgowaną Skórę.
Burzowa Aura jedynie słuchał w ciszy, z ciepłem widocznym w całej jego osobowości. Właśnie ów ciepło pomogło Sarence przezwyciężyć niechęć do otwarcia się przed kimś, dzięki czemu wojownik słuchał teraz tej rozmowy — czy to dobrze, czy źle.
— Próbowałam rozmawiać o tym z Kruczym — sunia zniżyła głos. — Ale on mnie chyba nie rozumie. Też stracił matkę, ale wydaje mi się, że nie potrafi o tym otwarcie rozmawiać.
Może i Burzowy nie miał bladego pojęcia, kim na Gwiezdnych jest Kruczy, ale nie przerwał Sarniemu Tupotowi. I należy mu się za to wielki szacunek.
— Chyba nie mam nic więcej do powiedzenia. Nie będę płakać. Szrama musi być szczęśliwa tam, gdzie jest.
Spojrzała na niego z rozdarciem, szukając u niego poparcia. Kiedy ten rozwierał pysk, prawdopodobnie po to, by go udzielić, Sarenka odezwała się znowu. Tym razem z delikatnym uśmiechem.
— Dziękuję. Możesz już wrócić do swoich spraw.
<Burzowa Auro? Sorry, nie umiem pisać wzruszających opowiadań>
[712 słów, Sarni Tupot otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz