Szła po błocie. Paręnaście księżyców temu, zarówno w tym miejscu, jak i wiele kroków dalej, rozlegała się piaszczysta równina. Doskonale pamiętała tę chwilę, którą spędziła tutaj podczas Pory Zielonych Liści — krzyki ptaków rozbrzmiewały w powietrzu, krzyżując się wraz z piskami młodych dwunożnych. Pływały tu, ciesząc się z wodnej kąpieli, a Leszczynowa Kępa obserwowała ich z bezpiecznego, więc też suchego piasku. Wolała patrzyć na fale obmywające brzeg, niż faktycznie wyjść im na spotkanie. Nie myślała wtedy, że ów podłoże będzie jej się kojarzyć w ten sposób, iż teraz, gdyby znalazła się w tamtym miejscu, wolałaby prędzej topić się niżby stawiać na nim kolejne kroki. Znała Owcze Serce. Z widzenia, przynajmniej. I naprawdę nie wyglądała na kogoś, kto atakowałby cudzego lidera. A zrobiła to przecież z polecenia Piaskowej Mary, będącej teraz Piaskową Gwiazdą — liderką jej własnego, rodzimego klanu.
We Flumine zostawiła całą swoją rodzinę; wszystkich, których kochała, znała, lubiła i szanowała. Nigdy nie czuła do nich żadnych negatywnych emocji. Gdy teraz swoim spojrzeniem wiodła po otaczających ją psach, nie czuła, że do nich przynależy. Nie czuła, że są z tego samego klanu. Wyglądali jak włóczędzy i tak też pachnęli. Cuchnęli strachem, zwątpieniem i żalem. Czy wojownikom nie przystoją inne emocje? Czy to wszystko, co niedawno się wydarzyło, wyprało z nich dumę i odwagę? Trudno było się temu dziwić. Właśnie stracili wszystko, co znali do tej pory, i dowiedzieli się tylu okropieństw, iż trudno byłoby się nie obawiać o jutro.
„Przecież Piaskowa nie zostawi Klematisa w spokoju” — uświadomiła sobie suka. — „Wróci po niego, i kto wie, co stanie się z nami. Co, jeśli moja własna rodzina przyłączy się do niej, i gotowa będzie mnie zabić w jej imieniu?”.
Sama nie była pewna, czy naprawdę wierzy, że to zrobią. W końcu dlaczego mieliby? Zna ich jak mało kto. Ich. Popielatego. Mżystego. Chmurną. Chmurną.
— Słyszałaś, co ona powiedziała? — Leszczynka warknęła z niedowierzaniem. Jej oczy były skrajnie zdziwione, z niedowierzaniem wbite w przemawiającą Piaskową. — Zabiła naszą liderkę, a teraz twierdzi, że Klematis to zwyczajny tchórz!
Nawet nie zdała sobie sprawy, że z jej gardła wydobywa się ostry warkot, skierowany w stronę obcej suki. Obcej suki, uważającej się z ich zbawczynię. Lepiej; twierdzącej, że wybrali ją Gwiezdni, oraz w ich imieniu właśnie mianującej się na ich liderkę.
— Moje serce jest otwarte, łaskawe i miłościwe. Słuchajcie się, a już nigdy więcej nie spotka was nędza! Tak bowiem Gwiezdni umiłowali ten klan!
Leszczynowa Kępa nie mogła tego słuchać. Rozbolała ją głowa, gdy uświadomiła sobie, że to nie jest koszmar. Na dodatek jej siostra wyglądała, jakby miała wątpliwości, czy Piasek mówi źle. Nie, nie była pewna, że to wszystko to jedna wielka obłuda. Miała wątpliwości. Czy naprawdę dopuszczała możliwość, iż Gwiezdni zesłali tę oszustkę, by ich poprowadziła do lepszej przyszłości?
— Klematis może nie jest tchórzem, ale uciekł. Kto odważny ucieka, kiedy ma ze sobą patrol, mogący obronić go przed nieznajomym?
„Nieznajomym”. Nie użyła słowa „wrogiem”.
Kępie opadła gęba niemal do podłogi. Wiedziała, że Chmurna jest zmieszana pod jej spojrzeniem. Nie mniej jednak wojowniczka nie mogła marnować czasu, by przekonywać siostrę o swojej racji. Zmierzch będzie musiała dowiedzieć się o tym sama, gdyż ona wydała już wystarczająco dużo sekund na tę niedorzeczną rozmowę.
— Przykro mi — niegdyś wesoła suka, teraz miała kamienny wyraz pyska. — Czas na mnie. Mam nadzieję, że spotkamy się znów, kiedy będziesz w stanie przejrzeć na oczy.
Nie oglądała się za siebie. Czując zbierające się w jej oczach łzy, podążyła do wyjścia z obozu, zostawiając ich wszystkich ze sobą. Psy krzyczały, przytakiwały się, a młodzi płakali. Jeden wielki chaos, któremu nawet Gwiezdni nie potrafili zapobiec. Ale nie stworzyli go. Nie ma opcji, by zesłali tutaj Piaskową Gwiazdę. Jej własna pewność stanowiła dla niej niewielkie pocieszenie, patrząc na obecną sytuację.
— Przekaż pozostałym, że będę tęsknić! — zawyła, nie odwracając wzroku. Nie chciała pokazać, że płacze: wystarczająco już dobiła Chmurną. Ta jednak pokiwała głową, gdyż jakimś cudem usłyszała swą siostrę w tym gwarze.
— Oczywiście — szepnęła. Być może nie poszła za nią, jednak to nie ona będzie ślepym sługą ich nowej liderki. Poprawa: nowej liderki Chmurnej. Leszczynowa Kępa ma własnego przywódcę, którego musi wpierw odnaleźć.
„Gdzie jesteś, Klematisie?” — zadała sobie pytanie, wzrokiem ogarniając tereny Flumine. Do jej nosa dotarł znajomy trop. Odetchnęła z ulgą. „Dziękuję, Gwiezdni. Opiekujcie się nimi, a mnie samą zaprowadźcie do mojego lidera”.
Widocznie wysłuchali jej, skoro teraz się tutaj znajdywała.
W ciszy podeszła do niej Zroszona Ptaszyna. Złapała z nią kontakt wzrokowy. Wojowniczka wiedziała, że ona też cierpi. Być może nie urodziła się we Flumine, lecz z tym miejscem łączyła ją więź i miłość. Leszczynka mogła mieć pewność, że jej serce mówi suczce wyraźnie, że to właśnie członkom Wodnych powinna okazać lojalność. Nie Piaskowej Marze, myślącej, iż głupi czyn, jakiego się dokonała, wystarczył, by została Gwiazdą i wzorem do naśladowania dla innych.
— Wrócimy tam — powiedziała do Zroszonej Leszczynka, uśmiechając się. Czuła się dobrze, gdy mogła chociaż odrobinę pomóc innym przez to przejść. Jej samej nie było łatwo, tak samo jak wtedy, gdy umarł jej ojciec. To ją jednak wyhartowało. I teraz tym hartem mogła podzielić się z innymi.
— Znowu pójdziemy na zgodny patrol. I znowu zaśniemy we własnych legowiskach. Albo pobawimy się z szczeniakami — na jej pysku wciąż widniał pełen nadziei uśmiech. — Gwiezdni się nami zaopiekują.
Nie było innego wyjścia. Ich Przodkowie z całą pewnością są nad nimi, i nawet teraz patrzą na nią z góry. Oraz pokazują Klematisowi, gdzie powinien prowadzić swoją eskortę.
Cokolwiek się nie stanie, wrócą do Domu. Wtedy Leszczynka nie zmarnuje ani chwili swojego życia. Będzie dobra i pogodna. Pokaże wszystkim, że zasłużyła, by być członkiem tej społeczności.
<Zroszona Ptaszyno?>
[913 słów, Leszczynowa Kępa otrzymuje 9 punktów doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz