4 stycznia 2022

Od Popielatej Łapy — ,,Ptak w klatce’’

Popiołkowi trening nie szedł dobrze; pies wiedział, iż jest to jego wina, a patrząc w zmartwione oczy swojej starszej siostry i mentorki zarazem, Konwalijkowego Zagajnika, czuł olbrzymie wyrzuty sumienia, palące go w środku.
Wojowniczka stała nad nim, a on prezentował „jak powinno się polować na ryby”. W rzeczywistości jednak nic nie robił, siedząc i od niechcenia co jakiś czas machając łapą, co miało symbolizować wyrzucanie ofiary z wody.
— Popielata Łapo… — zaczęła suczka, dość zdumiona. Na chwilę straciła pewność siebie, którą jeszcze przed chwilą tryskała, pokazując swojemu uczniowi, jak się poluje na różne zwierzęta; czy to ryby, czy ptaki, czy myszy. — Hm… Powiedz, co ty właściwie robisz?
Ten przerwał wykonywaną czynność i uniósł oburzony pysk na wysokość nosa jego starszej siostry.
— Jak to? Nie widać? — żachnął się. — Poluję! I myślę, że upoluję.
— Ale… Popielata Łapo, ty… Na co ty właściwie polujesz?
Samiec przechylił nakrapianą głowę i zmrużył oczy, jak gdyby usiłował sobie przypomnieć coś bardzo trudnego, a jednocześnie ważnego.
— No, na to, co kazałaś — odparł dziwnie zmienionym głosem. Poczuł wątpliwości. — Na… No, na powietrze.
Konwalijka, gdyby była człowiekiem, najpewniej walnęłaby się łapą w czoło, ale że zakres ruchu jej łap nie pozwalał na za wiele, ograniczyła się do zmartwionego i karcącego wzroku, który posłała swojemu bratu.
— Na ryby, Popielaty…
Pies podłapał słowa Konwalijki, niepewnie susząc ząbki.
— No właśnie, na ryby! Przecież to mówiłem od samego początku — pokiwał głową, chociaż, co sam musiał stwierdzić, nie wyglądał zbytnio przekonująco.
Suczka przez dłuższą chwilę się nie odzywała, obserwując swojego ucznia; Popiołek pod jej spojrzeniem czuł się skrępowany i zawstydzony.
— Wiesz co… — zaczęła, obchodząc swojego ucznia i przyglądając mu się uważnie, choć z empatią. Po chwili uśmiechnęła się delikatnie. — Chodźmy na polowanie. Chyba potrzebujesz zrozumieć, o co w tym wszystkim dokładnie chodzi i zobaczyć jak to wygląda w rzeczywistości.
Merle uczeń przekrzywił głowę w lewo, niezbyt zachwycony; przecież był na polowaniach z setki razy. „A ile z tych polowań kończyło się sukcesem?” zadał pytanie do samego siebie. Tym samym w jego myśli wślizgnęła się po chichu wątpliwość. Nie do końca wiedział, czy należy się cieszyć, czy być znudzonym.
Z rozpaczy wyrwał go jednak pisk, a Popiołek nie mógł uwierzyć, że jedzenie samo postanowiło do niego przyjść. Przed nim, na zamarzniętej rzece stało rude stworzenie i patrzyło na niego pełnym ciekawości spojrzeniem.
— Um… Hej…? — przywitał się szczeniak, przystępując z łapy na łapę. — Ty jesteś wiewiórką, tak? Byłabyś taka miła i pozwoliła siebie zjeść?
Zwierzyna się nie poruszyła, a naiwny szczeniak wziął to za zgodę. Nie wiedząc, jak polują dorośli wojownicy, skoczył daleko przed siebie, z głośnym trzaskiem lądując tuż przy spłoszonej, uciekającej wiewiórce. Szczeniak nie spodziewał się, że lód będzie tak śliski, i wywrócił się, uderzając z impetem pyskiem o zamarzniętą powierzchnię wody.
Potrząsnął głową, gdy przypomniało mu się jedno z jego pierwszych polowań. Zaklął w myślach. Był beznadziejny, a jego umiejętności polowania nie poprawiły się prawie w ogóle, odkąd zaczął trening. Jedyne zwierzę, jakie w ogóle kiedykolwiek złapał, była zagłodzona wiewiórka. Nie był z tego szczególnie dumny.
— No dobra — mruknął, ze znużeniem (bowiem zdawał sobie sprawę, że zaraz będzie miała miejsce jego kolejna gorzka porażka. Nie był zbytnio optymistycznym psem).
Konwalijkowy Zagajnik pokiwała głową i machnęła ogonem, nakazując mu podążać za nią.
Ruszyli z okolic obozu, kierując się w stronę rynku. Stopniowo, gdy się przemieszczali, trawa zaczęła być coraz mniej widoczna, zastępowana przez bruk, ulice i krzątających się wszędzie dwunożnych. Gołębie fruwały nad głowami psów, a potwory powoli ich mijały.
Popielata Łapa szedł z nastroszoną sierścią i dumnie uniesioną głową, chociaż w środku był roztrzęsiony i jedyne, co miał ochotę zrobić, to wtulając się we futro siostry, możliwie jak najszybciej wrócić do obozu.
— Gdzie chciałbyś zacząć polować? — to pytanie wyrwało go z przerażenia nad otoczeniem, posyłając w otchłań wewnętrznej paniki nad zadaniem.
Doszli do fontanny, a jej cichy szmer działał na psa uspokajająco. Czuł się jak sześcioksiężycowy uczeń, który pierwszy raz poszedł zwiedzać tereny własnego klanu; gdy zdał sobie sprawę, że boi się rynku i nie umie polować, coś go skręciło w środku. Przecież był wystarczająco stary, by zostać już wojownikiem — czy naprawdę te wszystkie treningi skończyły w błocie? Jego mentorka naprawdę dobrze tłumaczyła, chociaż jej nauki szły jak krew w piach.
— Um, hm, może… Uh, w fontannie? Jakieś ryby-
Konwalijkowy Zagajnik zerknęła zmieszana w bok.
— Popiołku, w fontannie nie pływają żadne ryby; to dzieło dwunożnych.
Uszy zapiekły go z zażenowania, a wzrok automatycznie został wbity w ziemię. Czuł się okropnie, a przy tym zaczęła w nim buzować złość; na swoją własną głupotę.
— Wiem — warknął cicho. — Tylko… żartowałem. Mogę poprowadzić?
Siostra Popielatego nie wyglądała na przekonaną, ale kiwnęła głową; zadowolony uczeń odetchnął głęboko, analizując otoczenie i stawiając pierwsze kroki w stronę domów dwunożnych. Czuł na sobie uważne spojrzenie Konwalijki, które odejmowało mu trochę pewności siebie. Przełknął zestresowany ślinę.
Szli razem, a z każdym krokiem w Popielatej Łapie rosła determinacja oraz śmiałość. Zaczął smakować powietrza i coraz częściej łypał na swoją mentorkę kątem oka, jak gdyby tylko czekał na pochwałę za zachowanie czujności.
Nagle skręcił w węższą ulicę, z dwóch stron otoczoną rzędem zamieszkałych kamienic. Konwalijkowy Zagajnik była wyraźnie zaskoczona, że jak na razie Popiołek w ogóle nie spróbował zaatakować żadnego gołębia, jednak bez słowa szła za nim.
Kamienice zaczęły rzednąć; widać było już starsze, wolnostojące domy. Popielaty zadowolony przyśpieszył kroku.
Mijali gniazda dwunogów; Popiołek, idąc na przedzie, obwąchiwał każdą mijaną budowlę, aż w końcu zatrzymał się przed średnim domem, w kolorze bezchmurnego nieba z czerwoną dachówką.
Konwalijka zmarszczyła nos.
— Ależ Popielata Łapo… Nie miałeś polować na rynku? I, naprawdę, dlaczego poszedłeś tutaj-
Merle uczeń, nie odpowiadając na pytanie, zadarł łeb, wpatrując się w uchylone okno domu dwunożnego. Zanim Konwalijkowa zdążyła mrugnąć okiem, jej brat jednym susem przeleciał przez okno, powodując sporo hałasu; niezbyt mocno, choć głośno uderzył łapą w szkło, a lądując na podłodze w domu postrącał kilka przedmiotów, które z głośnym rumorem uderzyły w ziemię.
Konwalijka z otwartym pyskiem wpatrywała się w okno, przez które przed chwilą przeskoczył Popiołek.
— Popielata Łapo! — syknęła w szoku, bijąc ogonem na boki. — Wracaj stamtąd!
Krzyczała tak przez parę uderzeń serca, krążąc niespokojnie na trawie przed domem dwunożnego. Najpewniej przeklinała w myślach głupotę swojego brata, który, ni stąd, ni zowąd, na polowaniu wparował do domu dwunożnego.
— Popiołku!
Brak reakcji.
W końcu w uchylonym oknie pojawiła się nakrapiana głowa uczniaka z irytującym, zawadiackim uśmiechem.
— Ale, Konwalijkowy Zagajniku, tutaj jest jedzenie… I nie będę musiał polować… Serio, to będzie banalne! Trzymaj kciuki… Znaczy, uhm, trzymaj łapy, oks?
I znowu zniknął.
Po hałasie, jaki rozniósł się po okolicy, łatwo można było wywnioskować, że Popielaty kontynuuje rozwalanie mieszkania dwunoga. Jego mentorka westchnęła po dłuższej chwili i zdając sobie sprawę, że jej brat i uczeń nie słucha jej słów, wskoczyła do gniazda za nim, by w razie czego wyciągnąć go stamtąd i sprać mu dupsko; przede wszystkim jednakże byli rodziną, a idiotycznie byłoby zostawić kogoś bliskiego w potrzebie.
Może właśnie dlatego, że byli rodziną, Konwalijka nie zdobyła u Popiołka wystarczającego autorytetu.
Pomieszczenie było ciche, a przez okna wpadały do niego strugi słonecznego światła. W powietrzu unosił się kurz, a kanciaste, jasne ściany przyprawiały o klaustrofobię. Mimo wszystko zapachy w powietrzu wskazywały, że obecnie w gnieździe nie przebywają żadni dwunożni, chociaż niewątpliwie na co dzień tu mieszkali.
— Popiel- — zaczęła mówić wojowniczka, ale przerwała, gdy napotkała wzrokiem sylwetkę brata, rysującą się na tle białego stolika.
Popielata Łapa ledwo łapał równowagę, z uwagą stojąc na niskim, białym podwyższeniu. Obok niego znajdowała się szara, duża klatka, z wysokim sufitem i potężnym, zielonym ptakiem w środku.
Konwalijka wyglądała, jak gdyby miała się zachłysnąć powietrzem.
Popiołek zrzucił klatkę na ziemię i, niezdarnie manewrując zębami i pazurami, próbował otworzyć drzwiczki do ptaka; papuga raz za razem niemal chwytała go swoim wielkim dziobem za skórę, lecz jakimś cudem uczeń cały czas z powodzeniem unikał jej ciosów. Wszędzie latały kolorowe piórka, a Konwalijka, podchodząc do brata, skończyła z pierzem na języku.
Nagle powietrze przeszył jazgot ptaka, a znieruchomiałej Konwalijce krzyk zamarł na pysku.
Z pyska Popiołka zwisała gruba, zielona papuga, jeszcze ciepła, pachnąca tak smakowicie, że automatycznie ciekła ślinka.
— Co ty sobie myślisz?! — warknęła wojowniczka, z wyraźnym szokiem wpatrując się w swojego ucznia. — Pamiętasz kodeks wojownika? Co to miało być za polowanie? Naprawdę, spodziewałam się po tobie czegoś więcej! Jestem-
— Nie zesraj się — odpowiedział raźno Popielaty, rozglądając się po pomieszczeniu. — Trochę syf zostawimy, ale raczej nic złego się nie stanie. Mamy fajnego, tłustego ptaka.
— Ma dziwny kolor — zauważyła zatroskana wojowniczka.
— No i co? Najwyżej ja go zjem.
Usłyszał poirytowane sapnięcie Konwalijkowego Zagajnika, co zezłościło go; miał upolować? Upolował! Gdzie tkwi problem?
— Chodźmy stąd. Jeszcze zaraz wrócą tutaj dwunożni i będzie jeszcze gorzej.
Popielata Łapa uniósł dumnie głowę, kierując się w stronę uchylonego okna. Wybił się i przecisnął przez otwór, mimo że dyndająca papuga nie ułatwiała mu zadania.
Konwalijka wydostała się na zewnątrz tuż za nim. Posłała zaniepokojone spojrzenie za siebie, z zachmurzonym pyskiem obserwując usłane zielonymi piórkami mieszkanie dwunoga.
Znaczną część drogi powrotnej do obozu pokonali w ciszy. Wydawało się, że Konwalijkowy zagajnik pragnęła coś powiedzieć, ale zbierała myśli tak długo, iż odezwała się, dopiero gdy na horyzoncie ukazał się obóz Wodnych.
— Dobrze, że nic ci się nie stało — wyszeptała tylko, patrząc na wznoszący się przed nimi znajomy budynek.
Popiołek unikając jej wzroku, kiwnął głową.
— Zaniosę tego ptaka na stertę zwierzyny — odparł tylko, znikając w korytarzach opuszczonego domu.

[1525 słów, Popielata Łapa otrzymuje 15 punktów doświadczenia i 3 punkty treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz