4 stycznia 2022

Od Aroniowej Gałęzi CD Krwawego Zewu

Zabawne wydawało mi się, że Krwawy Zew to mnie nazwał naiwną. Naiwna. Cóż, kto z naszej dwójki jest bardziej naiwny? Ja, która poznała zarówno złe, jak i dobre strony życia i potrafię je wykorzystać, czy on, który widocznie spostrzegał tylko te złe, więc to one ukształtowały jego historię?
Byłam zła. Wiedziałam, że przeżyłam zbyt wiele, by oceniał mnie w taki sposób. Traktował mnie nadal jak durnego ucznia, któremu należy wytykać jego wszystkie błędy. Ja przynajmniej starałam się ich nie popełniać! Nie biłam się dla przyjemności z innymi, a potem odmawiałam pomocy medyka! Nie cieszyłam się z wyrządzanych szkód! Dbałam o osoby wokół mnie i im pomagałam, do jasnej cholery! Przynajmniej pokazywałam, że gdzieś w środku nadal jestem sobą, a te wszystkie negatywne zdarzenia w moim życiu tylko uczyniły mnie silniejszą. W przeciwieństwie do niego.
Niby taki silny. Niby taki mądry, doświadczony, umiejętnie się bijący. Ale gdzieś w środku pusty, bezduszny, bez przyjaciół i jakichkolwiek bliskich mu osób. Wszystkich odtrącał. Miałam do niego sentyment. I mogłabym mu pomóc, gdyby nie to, że widocznie on sam tego nie pragnął. Sam się ode mnie odsuwał, zamiast przyjąć pomocną łapę. I teraz też, gdy przed nim stałam, usłyszałam jedynie, że mam mu zniknąć z oczu.
Obrazy przewijały się w mojej głowie, gdy próbowałam podjąć racjonalną decyzję. Mogłabym zaciągnąć go do medyka wbrew jego woli. Dla normalnego psa byłaby to nagroda, lecz dla niego — kara i porażka. 
Albo zostawić do tutaj. Odejść. Ja rozumiałabym to jako olanie go, jednak Krwawy Zew… Pewnie byłby zadowolony, prawda? Wygrałby ze mną. A ja, chociaż byłam wściekła i pełna emocji, nie zamierzałam celowo utrudniać mu życia. W przeciwieństwie do niego. On nie umie patrzeć na świat moimi oczami.
Przynajmniej na razie. Mam nadzieję, że kiedyś się tego nauczy. Albo ja go tego nauczę.
Z cichym szelestem oddaliłam się od niego, wracając do obozu. To nie było w moim stylu, jednak z powodzeniem odgoniłam wyrzuty sumienia. Dobre psy zasługiwały na pomoc. A mimo wszystko, Krwawego Zewu nie uważałam za potwora.
Akceptowałam go takim, jakim jest. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że go lubiłam. I chociaż czułam również urazę, iż sam powiedział mi prosto w twarz, że nie jest ze mnie dumny, to byłam mu wdzięczna. Prawdą jest, że mój trening przedłużył się, ale dzięki temu zostałam lepszą wojowniczką, niż kiedykolwiek mogłabym przypuszczać.
Nie powiem, że nauka była idealna. Zew nie szlifował kodeksu wojownika ani mojej moralności. Chociaż, powinnam powiedzieć inaczej: robił to na swój dziwny sposób. Moralność, bym stała się twarda i bez emocji, a kodeks wojownika… Cóż, zdecydowanie mogłabym korzystać z tego, iż większość psów się nim posługuje. Z racji jednak, że sama do ów większości należałam, nie brałam sobie dosłownie nauk Krwawego, dzięki czemu teraz idę przez życie zgodnie z wolą Gwiezdnych. 
Czasem czułam też rozczarowanie. Wiedziałam, iż wojownik wolałby, żebym była do niego bardziej podobna. Nieczuła, zgorzkniała, bez współczucia i wstydu. Tak, muszę przyznać mu rację. Wtedy byłabym pewnie najlepszym wojownikiem, jaki kroczył po ziemi. Czyż nie tego chciałam? Władzy, jak mój ojciec, zemsty, jak matka, oraz umiejętności, jak Krwawy Zew. Każdy z nich dołożył coś do mnie, by mnie wykreować. I chociaż nie zostanę liderką, nie odgryzę się światu za to, jak mnie potraktował, oraz nie zostanę najlepszym wojownikiem, to chociaż zostanę sobą. Osiągnę jakiś cel, który żaden z wymienionej trójki nie obrał na swój. I być może pozostałe przyjdą w gratisie. Nie wiem. A jak nie one, to chociaż banan. Lubię banany. 

<Krwawy Zewie?>
[565 słów, Aroniowa Gałąź otrzymuje 5 punktów doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz