18 stycznia 2022

Od Wieczorynki

przed mianowaniem Uszanki na ucznia
Zamlaskała, przymrożonymi oczami obserwując świat dookoła siebie. Świeże sianko, na którym leżała zatykało jej swoim silnym zapachem nos. Zakręciła nim, aż w końcu kichnęła, lekko zbulwersowana stanem rzeczy. Żałobna ją męczyła swoim nadopiekuństwem i tym jak bardzo starała się udawać świetną matkę. Przecież... Przecież zrobiła sobie szczeniaki z jakimś brudnym psem z innego klanu! Co prawda, dziwne jest to, że Wieczorynka w tak młodym wieku rozumie taką sytuację — cóż, sprawa jest prosta. Wieczorynka słucha. Słucha i to bez przerwy, momentami aż za bardzo. Na którymś spacerze ze swoimi rodzicami, szybko więc wyłapała tę ostrą opinię niektórych klanowicz. Wiara, którą ciotka Pestka w nią wlewała, też nie pomagała. Choć nie była ogromna, nie trwała wieki, a medyczka momentami przeczyła samej sobie... Wieczorynka już chyba trochę wbiła się w tę formę stereotypu religijnego gówniaka.
Nie chciała się sprzeciwiać zasadom klanu, wyjście ze żłobka odpadało z jakiejkolwiek dyskusji. Musiała się w inny sposób zabawić i wyrwać z objęć swojej matki. Rodzeństwo jej aż tak nie przeszkadzało, Różyczka i Szept były do zniesienia, zabawy z tą dwójką na pewno wywoływały uśmiech na jej pysku. Wzrok Wieczorynki w końcu padł na brązowego szczeniaka leżącego nieopodal. W czasie gdy jego brat smacznie spał, ten wiercił się i kręcił z jednego boku na drugi. Nazywał się Uszanka, prawda? Chyba... Chyba tak. Była jednak pewna, że szczeniak nie pochodził stąd. O i to, że był taki sam jak Bananowa Skórka, ale w drugą stronę. O Banance opowiedziała jej oczywiście Cynamonowa Pestka. Z jakiegoś powodu Żałobna Pieśń się prawie rozbeczała kiedy te dwie ze sobą rozmawiały i od tamtej pory pchała je i pchała do siebie.
Ciekawość zatliła się w sercu młodej suczki. On jest taki egzotyczny! Wyrwany z innego świata, ściągnięty tutaj przez samego lidera. To naprawdę honorowe, że Brązowa Gwiazda przygarnął kogoś takiego do swojego klanu. Oczywiście musiał, kodeks mu to nakazywał, ale... Pfft! W tym klanie chyba tylko niektórych cokolwiek on obchodził. Pozbawieni kręgosłupa moralnego nic ich nie powstrzymywało przed grzeszeniem i łamaniem świętego kodu.
No nic.
Ostrożnie podniosła swój uroczy i puchaty tyłek z ziemi, otrzepując się z resztek sianka, które utknęło na jej futerku. Wciąż składało się bardziej ze szczenięcego puchu, niż pełnoprawnego futra, przez co wszystko kleiło się do niego dwa razy bardziej. Skupiła swój wzrok na Uszance, jakby chcąc znaleźć idealną drogę dojścia do niego. Przestąpiła z łapy na łapę, gryząc swoją wargę. Niespodziewany stres ją uderzył, wielkie wahanie w jej głowie, które nie pozwalało jej ruszyć się z miejsca. Milion obaw uderzyło jej do głowy. Przełknęła głośno ślinę, zastanawiając się, czy to doby pomysł. W końcu jednak oczyściła swoją głowę. Sapnęła głośno, postawiła łapę za łapą i... Potknęła się o własne nogi. Koziołkując, wylądowała na starszym szczeniaku. Jej koordynacja ruchowa nie była jeszcze najlepsza, zwykle Cynamonowa Pestka brała ją po prostu na grzbiet i tak nosiła. Omijała ostatnio większość spacerów z rodzicami. I przez to... Jej łapy! Jej głupie, obrzydliwe, koślawe łapy! Zdradziły ją, wszystko zepsuły. Zrobiły z niej kretyna i błazna!
Zażenowana, odsunęła się jak poparzona, głośno przełykając gulę w gardle. Ta jednak rosła i rosła, a Wieczorynka miała ochotę wydrapać sobie krtań.
— Co? — usłyszała cichy głos brązowego psa.
— Moje głupie łapy! — zamarudziła głośno Wieczorynka, żałośnie łamiącym się głosem. Szybko jednak zrozumiała, że jeszcze chwila takiego jazgotu i obudzi każdego w żłobku. Nawet swoją matkę. — Na Gwiezdnych, przepraszam... — wymruczała cicho, spuszczając swoją główkę.
Nie trwała jednak w takim stanie długo. Szybko się wyprostowała, strosząc delikatnie swoje futerko, wciąż zażenowana przez to całe wydarzenie. Poliki ją paliły od tego jak czerwone ze wstydu były. Patrzyła z ogromną niepewnością na psa, który lada dzień miał zostać uczniem. Że musiała się to tak zbłaźnić! — Nic się nie stało — usłyszała ciche słowa Uszanki.
Pies ułożył się wygodniej, spoglądając na nią swoimi spokojnymi oczami. Dysonans, jaki był między rozdrażnioną Wieczorynką a opanowanym dogiem, był wręcz lekko komiczny. Zwłaszcza że to drugi z nich oberwał. Suczka szybko doprowadziła się do podobnego stanu. Uspokoiła swoje łapy, które ciągle grzebały w podłodze, wzrok stał się chłodniejszy, a jej aura bardziej pewna siebie.
— Czegoś chciałaś? — dopytał się pies, widząc, że suczka gapi się na niego bez słowa jak kretynka.
Wieczorynka odpowiedziała bez wahania:
— Chciałam się zapytać, jak wyglądało twoje życie przed dołączeniem do klanu — wypaliła, patrząc się mu w oczy.
 [714 słów: Wieczorynka otrzymuje 7PD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz