Obudził mnie cichutki szelest przed legowiskiem. Otwierając oczy, ujrzałem mały, biały kształt, wysuwający się z legowiska. Westchnąłem niechętnie, rozpoznając, że to musi być Śnieżynka. Już od jakiegoś czasu dręczy mnie, że powinniśmy wyjść na zewnątrz zwiedzać świat, choć nie mamy jeszcze nawet dwóch księżyców. Najwyraźniej właśnie zdecydowała się podróżować na własną łapę.
Nie mniej, to ja zauważyłem jej ucieczkę i powinienem za nią pójść. Nie mógłbym nikogo obudzić. Każdy zasługuje na sen. A jeśli pozwolę Śnieżynce oddalić się samowolnie, kto wie, co może się jej stać.
Stąpając ostrożnie, by nikt mnie nie usłyszał, wyszedłem z legowiska i zawołałem cicho do Śnieżynki.
— Hej, co robisz?
Moja siostra stanęła zaskoczona, nastroszyła sierść na karku i odwróciła się niepewnie.
— Och, to ty — uspokoiła się, gdy tylko zauważyła, kto ją nakrył. — Cześć, Wymyśliku. Nie przejmuj się mną. Ja chcę tylko... Muszę...
— Chcesz się rozejrzeć po okolicy — nie pozwoliłem jej dalej szukać odpowiedniej wymówki.
— Może i tak — zmieszanie Śnieżynki zmieniło się w gniew. — Ale co z tego? Jeśli sama nie zainterweniuje, będą mnie tu trzymać tak długo, aż umrę z nudów, a wtedy żegnaj przygodo.
— Każdy pies przed nami musiał przesiedzieć swoje w żłobku, nim wyruszył badać teren — mruknąłem. — I nie słyszałem, aby ktoś od tego umarł. Proszę Śnieżynko, zachowuj się rozsądnie. Wróć do żłobka.
— Nie — siostra pokręciła kategorycznie głową. — Nie zaciągniesz mnie tam z powrotem. Możesz iść ze mną, albo udawaj, że mnie nie widziałeś, ale nie zmusisz mnie, abym zmieniła decyzję.
Westchnąłem i spuściłem głowę. Miała rację. Nie mogę jej do niczego zmusić. To jej decyzja. Co znaczy, że wbrew sobie, muszę iść razem z nią. Gdyby coś jej się stało podczas jej nocnej eskapady, nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
— Prowadź — Skinąłem głową.
— Naprawdę? — Ucieszyła się siostra.
— Naprawdę — potwierdziłem. — Jestem twoim bratem i muszę o ciebie dbać.
—Ale i tak to ja zawsze dbam o ciebie — zaśmiała się suczka, popychając mnie przyjaźnie łapką. — No to chodź, bohaterze, skoro tak bardzo chcesz mi towarzyszyć.
* * *
Przebiegliśmy już niemałą drogę i zaczęły mnie już boleć łapy. Ponadto miałem wrażenie, że niedługo zacznie świtać. Spojrzałem na Śnieżynkę. Jej wycieczka była niestety mało pasjonująca. Widzieliśmy tylko kilka gniazd Dwunożnych i popatrzyliśmy chwilę na terytoria innych klanów z daleka, ale nie było to nic nowego. To samo widzieliśmy, gdy matka prowadziła nas do Bezgwiezdnych.
— Możemy już zawracać? — Spytałem ostrożnie. — Padam z łap.
— No... jasne, tylko... widzisz... — wahała się Śnieżynka. — Chyba się... rozumiesz, zgubiłam — przyznała w końcu.
— Zgubiłaś się?! — Nastroszyłem sierść. — No to jak my znajdziemy drogę do domu?
Nim siostra odpowiedziała, poczułem nowy zapach. Spojrzałem w kierunku, z którego dochodził, a zaraz potem zza krzaków wyszedł wielki, złocisty pies.
— Szczeniaki — warknął pies. — Co tu robicie? Gdzie są wasi rodzice?
— My... zgubiliśmy się — odparła Śnieżynka. — Mieszkamy na terenach Bezgwiezdnych. Wiesz może, gdzie to jest?
— Słyszałem, o dzikich klanach psów — potwierdził pies. — Ale nigdy żadnego nie spotkałem i jeśli mam być szczery, nie za bardzo wiem, gdzie one mieszkają. Przy okazji, nazywam się Szaszłyk.
— Ja jestem Wymyślik — przedstawiłem się. — A to moja siostra Śnieżynka.
— Nie pomogę wam wrócić do domu, dzieci — powiedział Szaszłyk. — Ale znam grupę psów, która ma dość jedzenia, by wykarmić dwa dodatkowe brzuchy. Nie jesteście może głodne?
— Tak, bardzo! — Podskoczyła Śnieżynka. — Ta wyprawa mnie wykończyła!
— Śnieżynko — zabrałem siostrę na bok. — Jesteś pewna, że możemy mu zaufać? Jest jakiś dziwny. Poza tym, dlaczego miałby nam pomagać?
— Nie wiem, bo jest miły, idioto — warknęła siostra. — Przestań doszukiwać się wszędzie podstępu, Wymyśliku. Nie każdy pies to podstępny lis.
Nim zdążyłem powiedzieć coś więcej, podreptała do Szaszłyka, dając mu głową sygnał, że możemy ruszać. Niechętnie ruszyłem za nimi. Dogoniłem nieznajomego psa i stanąłem na tylnych łapach, by szepnąć mu do ucha.
— Jeśli ją tkniesz, będziesz mieć do czynienia ze mną — warknąłem, odsłaniając zęby.
— No oczywiście — parsknął kpiarsko Szaszłyk. — Już się boję. Jaki z ciebie groźny pies.
Szedłem dalej obok niego, mierząc go wzrokiem. Ma rację. Nie powinien się mnie bać. Jestem nikim. Ale kiedy ktoś krzywdzi moją rodzinę, pożałuje.
* * *
Nie minęło wiele czasu, gdy dotarliśmy do grupy czterech psów o zróżnicowanej wielkości. Jeden był szczupły, czarny i wysoki, drugi mały, biały i puchaty, a trzeci postawny i brązowo – biały. Grupa ta stała pod gniazdem Dwunożnych, z którego dochodziły dziwne zapachy z dźwięki.
— Witaj, Szaszłyku — przywitał się szczupły. — Kogo sprowadziłeś?
— Jacyś włóczędzy — powiedział Szaszłyk. — Mówią, że nazywają się Wymyślik i Śnieżynka i pochodzą z klanów. Uznałem, że powinniśmy je wykarmić. Zgadzasz się ze mną, Ketchup?
— W porządku — zgodził się pies, zwany Ketchupem, po czym odwrócił się do nas. — Uczcie się młodzi. Zapamiętajcie, że Dwunożni często urządzają sobie jakieś nocne spotkania ze smakowitym mięsem. Zwykle w czasie owych spotkań piją Wodę Otępiającą. Czyni ich ona brutalniejszymi, ale również głupszymi i łatwiej ich wtedy oszukać. I tu wkraczamy my, kradnąc im jadło. Hot-Dog, Bakłażan, pokażcie im.
Puchaty i postawny pies wybiegli na podwórko Dwunożnych. Biały zaczął wyzywać Dwunożnych, którzy zaczęli go ścigać, a masywny oparł się o wielką skałę i zabrał z niej podłużne obiekty. Następnie wrócił i upuścił je pod łapami Ketchupu.
— Częstujcie się — Ketchup przysunął po jednym prostokąciku mnie i Śnieżynce.
Spróbowałem prostokącika i się skrzywiłem. Nie da się ukryć, nie była to świeżo upolowana zdobycz. Sądząc po minie Śnieżynki, zgadzała się.
— I jak? — Spytał Szaszłyk Ketchupa. — Nadają się?
— Są młodzi — przyznał Ketchup. — Ale to najlepsza pora na szkolenie. Poza tym może uda nam się sprawić, aby zapomnieli o swoim poprzednim życiu. Psy bez przeszłości są bardziej podatne na sugestię. Dobrze się spisałeś, Szaszłyk. Musimy szerzyć gang. Wkrótce odejdę w niebyt, a wtedy ty przejmiesz moje obowiązki.
— Oj, wcale nie tak wkrótce — zaprzeczył Szaszłyk.
— Szaszłyku — powiedział spokojnie Ketchup, przydeptując Szaszłykowi łapę. — Wiesz co myślę, o niepotrzebnym podlizywaniu się?
— Że to głupota, której żaden szanujący się pies nie powinien popełniać — syknął z bólu Szaszłyk.
— Dokładnie — uśmiechnął się Ketchup, puszczając złocistego psa.
Zastrzygłem uchem, słysząc tę wymianę zdań.
— Przepraszam — powiedziałem. — Chyba się nie zrozumieliśmy. My nie chcemy tu zostać. Chcieliśmy tylko spróbować waszego jedzenia. Szaszłyk nas zaprosił i...
— Nie zrozumieliśmy się — przytaknął Ketchup. — Kto je nasze jedzenie, jest albo jednym z nas, albo wrogiem. Co za tym idzie, albo z nami zostaje, albo ginie, zrozumiane?!
Śnieżynka skamieniała bez ruchu. Miałem nadzieję, że nie przyjdzie jej do głowy pyskować Ketchupowi, ale na szczęście, suczka była zbyt przerażona, by odpowiedzieć.
Patrząc w bezlitosne ślepia Ketchupu, zrozumiałem, że muszę szybko coś wymyślić. Spojrzałem na pole Dwunożnych. Mieli tam jeszcze trochę tych podłużnych przedmiotów. Część z nich leżała na skale Dwunożnych, a część w dziwnej dziurze, przy której zauważyłem iskierki ognia.
Możemy nie mieć innej szansy.
— Jak mamy z wami zostać, pozwólcie nam udowodnić naszą wartość — szczeknąłem. — Powtórzymy manewr Hot-Doga i Bakłażanu. Przyniesiemy więcej jedzenia.
Psy spojrzały po sobie porozumiewawczo, po czym skinęły głowami, pozwalając nam działać.
— Mam plan — szepnąłem do Śnieżynki. — Odciągnij Dwunożnych, ja zajmę się resztą.
Śnieżynka bez słowa skinęła głową i pobiegła szczekać na Dwunożnych. Ja tymczasem ominąłem stolik z przysmakami tego dziwnego gangu, kierując się do dziwnej dziury. Oparłem się o nie łapami, próbując je przewrócić. Tylko ogień odizoluje nas od zagrożenia w postaci tych psów i Dwunożnych.
W tle dochodziły mnie głosy rozmów gangu.
— Co on robi? — Spytał Szaszłyk.
— Próbuje nas zdradzić — rzekł spokojnie Ketchup.
— Mam go zdjąć? — Spytał Hot-Dog.
— To szczeniak — mruknął ze spokojem Ketchup. — Nie zepchnie tego. Jak się zmęczy, będziesz mógł go rozerwać na strzępy Hot-Dog.
Postawny skinął z zadowoleniem głową, a ja coraz mocniej napierałem na dziurę.
— A co z suczką? — Spytał Szaszłyk.
— Dołączy do gangu — zaśmiał się Ketchup. — Nie mniej, ona jest słaba. Nie daję jej więcej niż dwa księżyce.
O nie. Ze mną mogą, sobie robić co chcą, ale od mojej siostry niech trzymają się z daleka. Musiałem to zepchnąć.
Po chwili zauważyłem, że moja siostra stoi obok mnie i również napiera na dziurę.
— Co z Dwunożnymi? — Spytałem, po czym zobaczyłem dwie wielki istoty, biegnące w naszym kierunku. Istoty skoczyły i spadły na dziurę, która upadła na ziemię, wywołując pożar.
Rozejrzałem się, patrząc z przerażeniem w pożogę i wsłuchując się w skowyt przerażonych psów i Dwunożnych. W głowie krążyła mi tylko jedna myśl. Czy Śnieżynka zdołała uciec?
<Śnieżynko?>
[1441 słów: Wymyślnik otrzymuje 14PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz