25 lutego 2022

Od Ciepłej Pleśni CD Żałobnej Pieśni — Event Walentynkowy

Przez ostatnie księżyce życie Ciepłego zmieniło się niewyobrażalnie. Począwszy na zauroczeniu, które przeobraziło się w dużo bardziej zażyłą relację i to z prędkością światła, poprzez narodzenie się Wieczorynki, Różyczki oraz Szeptu, a na tymczasowym pobycie w Ventusie kończąc. Te wydarzenia poza morzem zmian, przyniosły Ognistemu także masę stresu, a co gorsza, moralny kryzys. Z zewnątrz czarno-biały wyglądał nad wyraz spokojnie w porównaniu do swojej nowej partnerki. Kiedy Żałobną Pieśń najłatwiej opisać byłoby jako wielki kłębek nerwów, Ognisty zachowywał się niczym starożytny stoik. Nawet najbystrzejsze oko nie dojrzałoby jego splątanych myśli.
Prawdą było, że ten związek nie przystoił, a w dramaturgii na pewno nie pomagał fakt, że Ciepły był szanowanym synem liderki Industrii, którego aż nadto stawiano jako przykład. Tego typu wyskok na pewno był szokiem, dlatego czarno-biały nawet doceniał, że może wręcz odpocząć w Ventusie.
Niedługo miał jednak wrócić w rodzinne strony. Gdzie spotka się z bardzo różnymi opiniami na temat swój jak i swoich szczeniaków, dlatego musiał się na to przygotować. Gdyby tylko wszyscy mogli tę sprawę potraktować równie wyrozumiale, co jego matka, życie byłoby o wiele prostsze.

***

— Mamo? — zagadnął Rzepakową, niedługo po rozmowie z Żałobną. — Możemy porozmawiać?
Liderka, oderwawszy się od resztek swojego posiłku, zwróciła w jego stronę swoje entuzjastyczne spojrzenie.
— Oczywiście synku! — zaświergotała.
Z jakiegoś powodu jej radość tylko utrudniała młodemu psu wyduszenie z siebie prawdy. Nie widział jeszcze nigdy swojej rodzicielki złej, ale miał wrażenie, że tym, co chciał jej przekazać, całkowicie wyprowadzi ją z równowagi. Poprosił ją, by oddalili się nieco od wścibskich uszu. Dopiero wtedy, po kilku głębszych wdechach, Ognisty wydusił z siebie:
— Zostaniesz babcią.
Był gotowy na bardzo wiele reakcji, jednak najmniej spodziewał się, tej faktycznej. Gwiazda podskoczyła radośnie, merdając ogonem.
— Ojejku, nowe szczeniaki?! Uwielbiam je! — zapiszczała niczym młoda suczka.
— No tak… — odparł coraz bardziej zestresowany Ciepły — Ale jest pewien problem. Moją ukochaną jest Żałobna Pieśń z Ventusu.
Nie miał serca dłużej trzymać Rzepakowej w niewiedzy.
— Koniecznie muszę ją poznać — odpowiedziała na to dość niespodziewanie liderka — Myślisz, że kiedy mogłaby się ze mną spotkać?
Pleśń nie rozumiał, dlaczego jego matka przyjęła to wszystko tak spokojnie, bezproblemowo. Coś z tyłu jego głowy podpowiadało mu, że jest to cisza przed burzą. Nie zamierzał jednak narzekać. Był wdzięczny Gwiezdnym, że to wszystko przebiegało tak gładko.
— Rozmawialiśmy dzisiaj i doszliśmy do wniosku, że jeśli zarówno ty jak i Brązowa Gwiazda się zgodzicie, to dobrze, gdyby szczeniaki zostały przez trzy księżyce w Ventusie, a później przez trzy księżyce w Industrii. — Kuł żelazo, póki gorące. — Chcemy, by nauczyły się tradycji obu klanów, żeby mogły zdecydować, gdzie chcą trenować. Chcielibyśmy, żebym najpierw ja spędził z nimi czas u Wietrznych, a później Żałobna Pieśń z młodymi gościliby u nas. Wtedy mogłabyś ich wszystkich poznać — zaproponował.
Liderka nagle zamilkła, a jej wzrok wydał się zamyślony. Ciepły nie mam pojęcia, co kotłuje się w jej głowie, ale po poprzednich przypływach radości, starał się być pozytywnie nastawiony. Po tej, ciągnącej się dla Pleśni zadziwiająco długo, chwili Rzepakowa roześmiała się serdecznie i odparła:
— Dobrze! To całkiem niezły pomysł.

***
  
W dzień ostatniego, przed opuszczeniem terenów ognistych, treningu z Nagietkową Łapą, Ciepły zabrał swojego ucznia na polowanie. Stwierdził, że jego młodszy brat powinien wszystkie pierwsze poważne kroki stawiać z nim, swoim prawowitym mentorem. Nawet jeśli przez czas jego nieobecności miał zająć się nim inny wojownik. Było to tylko zastępstwo.
Już wcześniej synowie Rzepakowej polowali wspólnie, jednak zawsze były to drobne zwierzęta takie jak myszy czy żaby. Ten poranek spędzili natomiast na uganianiu się za kaczkami przy jeziorze. Bez większych problemów udało im się złapać aż dwa ptaki, z którymi wrócili do obozu.
— Nagietkowa Łapo — zaczął Ciepły dość oficjalnie, kiedy odłożyli łup na stos — będę na dniach musiał opuścić tereny naszego klanu na trzy księżyce.
Młodszy pies wyglądał na bardzo tym przejętego. Chyba każdy by był. Niecodziennie słyszy się, że twój mentor oraz brat musi cię zostawić. Ciężko było wyobrazić sobie coś na tyle ważnego, by uzasadnić taką decyzję.
— Dlaczego? — dopytał, od razu wpatrując się swoimi niewinnymi oczami w starszego brata.
Pleśń wiedział, że jeśli powie mu prawdę, Nagietek przestanie widzieć w nim wzór, może nawet nie będzie chciał już się od niego uczyć. Aczkolwiek, okłamywanie młodszego psa nie było dobrym rozwiązaniem.
— Będę miał szczeniaki z wojowniczką innego klanu — wyznał, malując tym na pysku ucznia zaskoczenie. — Nie musisz się martwić o swój trening, przez ten czas ktoś mnie zastąpi. Zadbam o to, by była to najlepszy wojownik, jakiego znam.
Łapa pokręcił głową.
— Wierzę ci, po prostu…
— I kiedy tylko wrócę, nadrobimy czas rozłąki. Twój trening będzie dla mnie na pierwszym miejscu — obiecał.
Ciepły przeważnie nie przerywał innym. Był dobrze wychowany i zawsze uważał, że każdy powinien mieć prawo dokończyć swoją myśl. Właśnie dlatego tym razem było to aż nadto sugestywne. Nie uważał, by w tym momencie najważniejsze były jego miłosne problemy.
— Dobrze. — Młodszy pies westchnął cicho.
Wiele rzeczy musiał sobie poukładać po tej rozmowie.

***
  
Tego popołudnia jednak nie spędzał ze swoją nową rodziną. Czy mógł ich już tak nazwać? Raczej tak. Minęło w końcu czasu, a oni nadal przy nim byli.
Od początku zimy w Ventusie szalały pchły, a pech chciał, że zagnieździły się akurat w kocu Ciepłego i Żałobnej. Łutem szczęścia ominęły szczeniaki, ale wizyta u medyka nadal była obowiązkowa. Manaci Olbrzym zużył na nich potężną ilość mysiej żółci, a młodzi rodzice spędzili u niego zdecydowanie zbyt dużo ranka na pozbywaniu się wszystkich małych żyjątek. Nic więc dziwnego, że Żałobna wręcz niesiona na skrzydłach pognała do swoich pociech, gdy tylko padło przy jej uchu zadowolone „Gotowe”. Czarno-biały natomiast musiał przecierpieć tam jeszcze kilka dłużących się chwil, a na domiar złego, gdy wychodził, wpadł na niego ulubiony kolega jego brata.
— Uważaj, jak łazisz, kretynie — warknął niezbyt przyjemnie nakrapiany pies.
Tym razem jednak Pleśń nie zamierzał dać się sprowokować. Był w tym miejscu gościem, jego ukochana za niego ręczyła, a on sam chciał zachowywać się najgodniej jak mógł podczas swojego pobytu na obczyźnie. Nie chciał przypadkiem skłócić ich klanów.
— Przepraszam — wymamrotał, chociaż na język cisnęło mu się zupełnie coś innego. — Ciebie też męczą pchły?
Dalmatyńczyk najwidoczniej nie odebrał tego jako zwykłą troskę, a przytyk, bo posłał mu chłodny wzrok.
— Nie. Pewnie Żałobna ci tego nie powiedziała — rzucił, jakby było to coś oczywistego, co powinno być pierwszą informacją, jaką mu przekazała — ale odwiedzam tu moją matkę.
— Właściwie to wspominała, po prostu…
Nie dane mu było dokończyć, bo Wietrzny stracił nim już zainteresowanie. Minął zirytowanego Ciepłego, wchodząc do boksu medyków. Natomiast młody ojciec z westchnieniem powlókł się za wybranką swojego serca. Zatrzymał się przed wejściem. Jasna leżała na sianie koło trzech zwiniętych kulek. Kiedy przychodził na tereny Ventusu nie był pewny tego, co czuje. Miał wrażenie, że robi to wszystko z powinności. Kiedy jednak widział przed sobą tę czwórkę, na myśl samo przychodziło mu, że je kocha.
Cicho wślizgnął się do środka.
— I jak? Wszystko z nimi w porządku? — zagadnął szeptem, nie chcąc przypadkiem którejś obudzić.
— Na to wygląda, bałam się, że na samym sianie będzie im niewygodnie — wyjaśniła Żałobna.
Ognisty, pogrążony w swoich myślach, przejechał wzrokiem na zwinięty w rogu materiał. Bez wielu ciężkich starań nie nadawał się on już do niczego. Po paru uderzeniach serca wrócił wzrokiem do Pieśni.
— Skoro małe śpią grzecznie, może zapytam kogoś, czy nie przeszedłby się mną na targ po nowy koc? — zaproponował pies.
Suczka wyglądała na zakłopotaną, jakby pomysł ten wydawał się zły z tylu powodów, że aż trudno było ubrać je w słowa. Najbardziej jednak uwierało Żałobną jej wewnętrzne złe przeczucie. — Myślisz, że ktoś się zgodzi? — zapytała w końcu ostrożnie.
Entuzjazm Pleśni wcale od niego nie ostygł. Wręcz przeciwnie, był jak na niego zadziwiający.
— Jak nie zapytam, to się nie dowiem — odparł.
— Ciepły, nie wiem… — zaczęła uzewnętrzniać swoje wątpliwości Wietrzna, ale czarny ogon już zniknął z jej pola widzenia, więc westchnęła tylko cicho.
Ognistego energia naprawdę roznosiła, odkąd starał się nie odchodzić zbyt daleko od swojej wybranki, a ona rzecz jasna od szczeniaków. Wojowniczka była za niego odpowiedzialna i nie dziwił się, że przez to często bywała bardzo nadopiekuńcza. W zasadzie Ciepły sam się zastanawiał, jak powinien zachowywać się względem niej, kiedy wróci do domu. Miał Nagietka, z którym powinien trenować, ale pozostawienie Wietrznej samej sobie, nawet jeśli jej ufał, było skrajnie nieodpowiedzialne. Nie ważne jak luźno nie podchodziłaby do tego Rzepakowa Gwiazda.
Z tych rozważań wyrwał Pleśń ponowny widok podopiecznego Cynamonowej Pestki. Opuszczał właśnie boks medyków i, gdyby nie łut szczęścia, znów mogliby na siebie wpaść. Nakrapiany początkowo wydawał się pogrążony w swoich myślach, gdy jednak spostrzegł Ognistego, od razu posłał mu zirytowane spojrzenie. Krzyczące wręcz „No tak, jeszcze tego tu brakowało”.
— Idziesz na granicę? — zapytał nagle Ciepły zupełnie neutralnym tonem.
Dalmatyńczyk aż zatrzymał się, mierząc go wzrokiem.
— Może? — odparł powoli, jakby szukając w tym podstępu.
— Zabierzesz mnie? — Nie zniechęcał się syn Rzepakowej.
Młodszy wojownik przechylił lekko głowę na bok. Pytanie całkiem go zaskoczyło, ale nie dał się nim całkiem wybić z rytmu, dlatego wciąż niezbyt uprzejmie zapytał:
— Nie możesz iść ze sobą niańką?
Ta oczywista prowokacja nie wywarła na bracie Omszonego większego wrażenia.
— Zostaje ze szczeniakami — wyjaśnił spokojnie.
Chwilę mierzyli się wzrokiem, jakby walką na spojrzenia mogli wyłonić tego, który powinien ustąpić w tej rozmowie. Pierwszy zrezygnował z tego nakrapiany. Westchnął i powiedział:
— Dobra, ale mnie nie spowalniaj i najlepiej to się nie odzywaj. Jasne?
— Jasne. — Ciepły nie miał najmniejszego zamiaru się z tym kłócić. — Tylko dam znać Żałobnej Pieśni, że idę z tobą.
— Mhm — wymamrotał sceptycznie nastawiony do tego wszystkiego pies — jak się nie pospieszysz, to pójdę sam.
Ognisty wrócił do swojej rodziny, równie szybko jak opuścił ją jeszcze chwilę temu.
— Pójdę z Białym Krukiem, chyba wybiera się do mojego brata — powiedział bez ogródek, jakby nie było w tym nic dziwnego.
Jasna suczka popatrzyła na niego z jawnym zaskoczeniem.
— I on się na to zgodził? — zapytała powątpiewająco.
Ciepły jednak zbytecznie się nad tym wszystkim nie zastanawiał.
— Trochę marudnie, ale tak, zgodził — odparł.
Żałobna wyglądała na zrezygnowaną, jej także ostatnie tygodnie dały w kość. Zastanawiała się przez dłuższą chwilę, patrząc w różnokolorowe oczy partnera, aż w końcu skinęła głową. Zamiast prób zmiany jego zdania ułożyła ją na sianie, sama także planując drzemkę. Natomiast czarno-biały dołączył szybko do dalmatyńczyka, który mimo wszystko nie spełnił swojej groźby i na niego zaczekał.
Tereny Ventusu opuścili w absolutnej ciszy, każdy z nich pogrążony we własnych myślach. Ciepły rozmyślał o swoich wyborach. Od małego był pewny, że klan powinien stawiać na pierwszym miejscu, że powinno to być dla niego najwyższą wartością. Kiedy jednak został postawiony przez Gwiezdnych przed wyborem pomiędzy Industrią a własnym szczęściem, wybrał to drugie. Minęło od tego czasu kilka tygodni, ale odpowiedź na pytanie, czy taka decyzja była słuszna, nie chciała do niego przyjść. Kiedy był sam, myślał o tym na chłodno, skłaniał się ku temu, że była fatalna, a on zachował się jak typowy zdrajca. Jego podejście do tego jednak zmieniało się wręcz o sto osiemdziesiąt stopni, gdy w pobliżu pojawiała się Pieśń lub szczeniaki. Zdążył pokochać ich całym sercem.
Gdy byli już prawie na targu, Pleśń przerwał milczenie:
— To… kiedy będziesz wracać? — zagadnął, będąc pewny, że Dalmatyńczyk zaraz go opuści.
— A co mamy do załatwienia? — Nakrapiany odpowiedział mu chłodnym pytaniem, nie racząc nawet na niego spojrzeć.
Dla syna Rzepakowej było to dość dziwne. Skoro pies szedł się spotkać z Omszonym, to czemu chciał to wiedzieć? I dlaczego mówił, jakby było to też jego zadanie?
— Chciałem przynieść stąd nowy koc — wyjaśnił krótko swojemu zgryźliwemu towarzyszowi.
— To jak go zawiniesz — zadecydował w końcu Biały, odpowiadając tym samym na początkowe pytanie.
Starszy wojownik mimo zaskoczenia, jakie to w nim wywołało, nie zamierzał się kłócić. Ruszył, by zdobyć swój łup. Nakrapiany natomiast przysiadł na śniegu przy skraju targu, obserwując jego poczynania znudzonym wzrokiem, który nie zmienił się nawet na widok czarno-białego uciekającego z ciemno-niebieskim materiałem w pysku przed wściekłym dwunożnym. Ognisty był na tyle szybki, by nawet z niedogodnością, jaką był dodatkowy ładunek, bez trudu uciec mężczyźnie.
Dopiero gdy zbliżyli się do Białego, podniósł się on leniwie z ziemi, jakby wszystko to sobie wyliczył już wcześniej i sam udał się truchtem w drogę powrotną. Przyspieszył, kiedy partner jego ciotki się z nim zrównał, nie chcąc zostać w tyle. Ucieczka zakończyła się dość szybko, a Ciepły mógł w spokoju poprawić koc, by bardziej go nie wybrudzić śniegiem. Złożył go nieco, zaginając rogi i zarzucił na swoje barki. Liczył, że gdy wyschnie, będzie prezentował się nieco lepiej niż kawałek mokrej ścierki.
— Nie idziesz się spotkać z moim bratem? — zapytał Ognisty, podczas ich drogi powrotnej.
Dalmatyńczyk nie wyglądał, jakby gdziekolwiek się wybierał.
— Nie pamiętam, żebym mówił, że do niego idę — odparł Biały, a jego styl wypowiedzi coraz bardziej zaczynał działać Pleśni na nerwy.
— To dlaczego mi pomagasz? — Czarno-biały nie potrafił tego pojąć.
Ustalmy jedno. Ta dwójka od pierwszego spotkania nie pałała do siebie sympatią. Nie było takiej możliwości, by pomoc ta była oparta na ich przyjacielskiej więzi. Nakrapiany prychnął cicho. — Miałem ochotę się przejść, to wszystko — rzucił, a jego tonie była kpina, którą już nie raz potraktował młodszego syna Rzepakowej.
Zdobycie się na nią nie było głupim pomysłem, bo dzięki temu uniknął dalszego przesłuchania. Czarno-biały stracił jakiekolwiek chęci do dalszego wypytywania. W ciszy, przerywanej tylko skrzypieniem śniegu pod ich łapami dotarli do obozu.
Rozstali się przy wejściu do stajni. Ciepły wrócił do Żałobnej. Przywitał się z nią, Szeptem oraz Różyczką. Wieczorynka prawdopodobnie znów odwiedzała Owsiankę. Młody ojciec rozłożył koc na ziemi. Miał nadzieję, że ten prezent pomoże jego partnerce, gdy będzie zmuszona wrócić na tereny Ventusu tym razem bez niego. Już teraz bez problemu mógł powiedzieć, że będzie tęsknił za tym beztroskim czasem. Ich rodzinie daleko było do ideału, ale nie miało to najmniejszego znaczenia.
<Żałobna Pieśni?>
[2235 słów, Ciepła Pleśń otrzymuje 22 punkty doświadczenia + 22 punkty doświadczenia za event, a Nagietkowa Łapa 1 punkt treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz