8 księżyców temu, potem teraźniejszość
Kiedy tylko zobaczyłam wroga w obecności młodego, nie zastanawiałam się nazbyt długo. Runęłam z całym swym impetem na borsuka. Obok mnie zawisł zdziwiony krzyk uczennicy, którą ominęłam, by móc wykonać ów wybicie.
Wiedziałam, że nie zabije go w pojedynkę. Może chociaż uda mi się go przepędzić? Albo co najmniej zajmę go na wystarczająco długo, by ten bezmyślny przydupas zdążył uciec?
Mogłaby wychodzić z kimś starszym — przeszło mi przez głowę, gdy zadawałam zwierzęciu kolejny cios. — Nie wydaje się aż tak doświadczona, by stawiać czoła czemukolwiek oprócz liści.
Prychnęłam, gdy przed oczami stanęła mi wizja Agatki walczącej z martwą naturą. Byłoby zabawnie, gdyby nawet rośliny ją pokonały, w jakiś dziwny sposób obezwładniając ją. Czy coś takiego. Ale ja mam żałosne myśli, nie? Jednocześnie odskoczyłam od mojego jakże walecznego wroga, który wyglądał, jakby ktoś mu przywalił. Zresztą, co mu się dziwić? Pewna Drżąca przywaliła mu już nie raz, nic więc dziwnego, że parę sekund później nie było to wśród nas. Uciekł do swojej mamusi, pokazując męstwo godne borsuka.
Chyba był młody — pomyślałam. — Dorosły tak szybko nie uciekłby. I nie byłby taki mały. I walka byłaby trochę trudniejsza. Bądźmy szczerzy, mogłoby mnie wtedy już tutaj nie być.
Czułam na sobie niedowierzający i pełen zachwytu wzrok młodzika. Automatycznie poczęłam starać się o brak kontaktu wzrokowego, swoje spojrzenie kierując w innym kierunku. Oczywiście sądziłam, że to genialne, kiedy inni cię podziwiają. Ale gdy dotarło do mnie, że nie myślałam o niej zbyt dobrze, a w dodatku jeszcze niedawno sama traktowałam w ten sposób innych, poczułam zażenowanie. Niezbyt mi się to należało, jakby tak trzeźwo nad tym pomyśleć.
Och, niech zabierze te gały. Inni przecież też będą się na nią kiedyś tak patrzyć, o ile nie zginie na tym obozie survivalowym.
— Wracaj do obozu — mruknęłam do Agatki. Zaraz też dodałam ciszej, do siebie, drugą część zdania. — Trzeba zobaczyć, czy jest ich więcej i zrobić sprawozdanie.
Uczennica powróciła do żywych, nagle podskakując.
— Pomogę ci! — zaoferowała się. — Mogę być naprawdę przydatna — próbowała siebie sprzedać, i może udałoby się jej to, gdyby nie fakt, iż rozmowa ta prowadzona była z Drżącą.
— Następnym razem zje cię borsuk, i nie będzie nikogo, kto cię uratuje — westchnęłam, odchodząc. Pozostawiona sama sobie Agatka wyglądała na dość zdezorientowaną. Po chwili postanowiła ponownie wziąć głos, delikatnie mnie szturchając. Widocznie proszenie o pomoc nie przychodziło jej tak łatwo, jak jej rówieśnikom, ponieważ robiła to z wyraźną niechęcią, wzrokiem szybując gdzieś po niebie.
— A pokazałabyś mi, w którą stronę obóz? — zapytała niespokojnie, chociaż lekko, na pozór nic wielkiego nie kryjąc za zwyczajną prośbą.
Przypomniało mi się, iż ktoś z klanu wspominał, że jeden ze szczeniąt Sowiego Pazura ma problem z orientacją w terenie. Trochę gówniane zaburzenie, patrząc pod uwagę, że w mieście większość terenów wygląda i pachnie podobnie (wiecie, domy dwunożnych są takie same, i są ich całe stada). Dość niechętnie kiwnęłam głową, postanawiając, iż najwyżej później wrócę w to miejsce. Chociaż borsuki nie załatwią się same, to Agatowa Łapa również samodzielnie nie wróci szczęśliwie do domu. Kto wie, co czekałoby na nią w odmętach tej jakże długiej drogi (jest cholernie krótka, ale szczeniak chyba chodził w kółko)?
— Następnym razem zaznaczaj sobie jakoś drogę, bądź też zostań w obozie — pouczyłam ją, lekko znudzona.
Szczeniak powiedział coś cicho, jednak nie zamartwiałam się, czy jest to grzeczne przytaknięcie, czy też jakaś wredna uwaga. Niezbyt dobrze ją znałam, jednak nie zależało mi na tym; to, jaki ma do mnie stosunek, jest jej sprawą. Póki nie robi mi nic złego. No, ale obstawiałam to pierwsze, wciąż czując na sobie to jej pełne szacunku spojrzenie.
⨯ ⨯ ⨯
Niezbyt uroczy ranek, niezbyt dobrze się zaczynający. Szare chmury zasłaniały całe niebo, płynąc po nim ospale, zaś powietrze było suche i zmęczone — zapowiadało najbliższy deszcz. Nie mając szczególnej ochoty, siedziałam w magazynie, na swoim posłaniu, obserwując psy, które podjęły takie same działania jak ja. Lenienie się. Nie był to jednak każdy, bowiem choćby Agatowa Łapa widocznie próbowała podjąć swój właściwy trening, wychodząc na polowanie. Spokojnym wzrokiem obserwowałam ją, gdy wróciła z myszą w pysku. Ja również wstałam na nogi, szykując się, by również zrobić coś pożytecznego. Starałam się nie marudzić, tyle, co dawniej, także najzwyczajniej wyszłam na pole, zmuszając samą siebie do aktywności. Poprawa; zrobiłabym to, gdyby nie ulewa, która właśnie się rozpętała.
— Super — cicho powiedziałam, uśmiechając się krzywo i z powrotem kierując się do swojego legowiska. Zanim jednak dotarłam do niego i smacznie zasnęłam, ruszyłam w głąb magazynu. Postanowiłam rozruszać swoje stare kości, zamiast spać połowę dnia.
W miarę, gdy zwiększałam ilość wykonanych kroków, półek z kwadratowymi paczkami było więcej, a kartonów na ziemi ubywało. Panował tutaj większy porządek, chociaż na ziemi wciąż było pełno kurzu i brudu, jaki zostawiali po swoich wizytach dwunożni. Obwąchałam jeden ze śladów, utwierdzając się w swojej tezie.
Korytarze, albo chociażby przejścia pomiędzy metalowymi konstrukcjami znikały w oczach, podczas gdy samych gigantycznych szaf pojawiało się coraz więcej, zaludniając większość dostępnej przestrzeni. Gdy do mojego nosa dotarł świeższy zapach dwunożnych, postanowiłam nie iść dalej. Zaciekawiła mnie natomiast inna woń, mianowicie małego potwora dwunożnych. Powzięłam sobie za zbadanie ów obiektu, kierując się za zapachem, by dojść do niezidentyfikowanego obiektu.
Stał pod jedną z półek, jakkolwiek dwunożni zwali rzecz, na której postawiali swoje przedmioty. Był dziwnej konstrukcji, płaski, jakby zapraszający do przejażdżki, z dziwnym, wysokim i żółtym uchwytem. Wyglądając niemal nieszkodliwie, spokojne spał. To, co mnie zdziwiło, to była siedząca obok niego Agatka. Obwąchiwała przedmiot, ja natomiast w tym samym czasie podbiegłam do niej szybko i bezszelestnie, bojąc się obudzić wroga.
— Czyś ty… — syknęłam, na co ona przestraszona podskoczyła, lądując na potworze. Wielkimi oczami obserwowałam, jak ten się budzi i spokojnym truchtem rusza w głąb swojego terytorium.
— Zatrzymaj go! — krzyknęłam zdziwiona, co wyglądało zabawnie, ponieważ pojazd jechał mocne trzy długości ogona na dwa mrugnięcia okiem (na dwa naturalne, rzecz jasna, pojawiające się same, bez naszej zgody).
— Nie potrafię! — w jej głosie słyszałam wzburzenie.
Podbiegłam do pojazdu, próbując złapać go zębami, co jednak zakończyło się tylko jego przyśpieszeniem. Budziła się we mnie obawa, że Agatka najzwyczajniej odjedzie w stronę świeżego zapachu dwunożnych (ponieważ właśnie tam się kierowała) i spotka któregoś z przedstawicieli ów gatunku, szybko więc zdecydowałam nad swoją rozterką i wskoczyłam na potwora. Agatowa Łapa krzyknęła zdziwiona, ponieważ siła mojego skoku prawie ją zmiotła z powierzchni auta. Może byłoby to lepiej dla niej.
Niestety, przedmiot nie zwolnił — to właśnie chciałam osiągnąć, dokładając do masy Agatkę swoją, dość pokaźną wagę. Wbrew moim wszelkim życzeniom przyśpieszyliśmy i zmieniliśmy kierunek, o długość włosa mijając najbliższą szafę.
— Święci Gwiezdni — mruknęłam. — Zatrzymajmy to coś, zanim rozwali parę pudełek. Dwunożni spostrzegą wtedy, że ktoś tutaj był. A chyba nikt nie chce mieć z nimi konfrontacji.
<Agatowa Łapo?>
[1084 słowa: Drżący Szept otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz