27 grudnia 2021

Od Agatowej Łapy CD Drżącego Szeptu

Akcja (na początku) dzieje się latem.

Agatka siedziała nieruchomo, wwiercając się brązowymi oczami w martwe ciało nieznanej jej bliżej wojowniczki, o wilczym umaszczeniu i pustych, błękitnych ślepiach.
Gwiazdy migotały wysoko na niebie, jak gdyby wraz z księżycem uśmiechały się do zmarłej suczki. Panowała spokojna, letnia noc, a lekki blask padający z nieba srebrzył wszystko, co znajdowało się na ziemi; pokrywał drzewa, pogrążone w żałobie psy, wypełniał ich oczy, nosy i futra, nadając im tajemniczości i magii.
Ciało Fenkułowej Plamki również oświetlone było nocnymi, delikatnymi promykami światła, które wpadały przez okno magazynu.
Szczenię, pochłonąwszy wzrokiem najbliższe otoczenie, które wyglądało rzeczywiście niezwykle, uniosło pysk, zauważając w grupie milczących psów identyczne, niebieskie oczęta, jak te, które widziała u zmarłej.
Zaskoczona tym jakże wspaniałym ,,znaleziskiem’’, a przy tym zaciekawiona, wstała ze swojego miejsca koło Sowiego Pazura i uparcie przepychając się przez tłum, dotarła do śnieżnobiałej wojowniczki — właścicielki pięknych oczu.
— Kim dla ciebie była? — pytanie Agatki zawisło w chłodnym powietrzu, po dłuższej chwili milczenia; sama pytająca długo zastanawiała się, czy złamać ważną zasadę i zaspokoić ciekawość, czy też być grzeczną niunią; jak już wiadomo, wybrała pierwszą opcję. Dość egoistyczną, szczerze mówiąc.
Nie wiedziała, że to jedno pytanie, zadane uprzejmym, choć lekko chłodnym tonem, wywoła tyle przekleństw godnych Sowiego Pazura, czy Omszonego.
— Spierdalaj kurwo niemyta, w czuwaniu zachowuje się ciszę. Pierdolić zresztą jebaną ciszę, kurwa!, pierdolić!
Agatka lekko poruszała uszami w rytm wykrzykiwanych brzydkich słów i wbiła intensywne spojrzenie w pysk wojowniczki, jak gdyby chciała ją zamordować swoimi szczenięcymi, kakaowymi oczętami, skąpanymi w blasku księżyca i gwiazd.
Wydawałoby się jednak, iż śnieżnobiała nie dostrzegła nawet wzroku Agatki, a jedynie wbiła grobowe spojrzenie w martwe ciało.
Szczenię nie spuszczało wzroku z niebieskookiej, tej żywej oczywiście, a w jej głowie buzowały różnorakie myśli, przypuszczenia, fakty i domysły, które próbowała jakoś złożyć w całość i otrzymać odpowiedź: Kim dla niej była?
Nie wiedziała do końca, dlaczego ją to tak interesuje. Wiedziała natomiast, iż na zadane sobie pytanie, gdy już rozbudziła swoją ciekawość, musi otrzymać odpowiedź. Po prostu musi.
,,Może Fenkułowa Plamka była jej siostrą?’’
W pierwszej chwili poczuła rozgrzewającą ją od środka dumę, że jest to z pewnością prawidłowa odpowiedź; zaraz potem, gdy jeszcze chwilę ją przeanalizowała, stwierdziła, że posiwiała zmarła była z pewnością za stara na rówieśniczkę wojowniczki.
,,No to pewnie była to jej matka’’.
I usatysfakcjonowana tym, rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie na śnieżnobiałą, nieruchomo siedzącą suczkę i podreptała do Sowiego Pazura, by grzecznie siedzieć przy jego boku do końca ceremonii czuwania.
 
***
 
Agatowa Łapa rozglądnęła się pośpiesznie, z zadowoleniem wbijając wzrok w stare ściany magazynu, od których odłaził tynk i farba; uśmiechnęła się delikatnie.
Członkowie klanu Płomiennych jeszcze spali; magazyn pogrążony był w ciszy, a nocny wartownik wrócił niedawno ze swojego posterunku, kładąc się spać. Słońce świtało, wpuszczając ciepłe, jesienne promienie przez okna w magazynie i oświetlając rozstawione wszędzie kartonowe pudła, a także kurz fruwający w powietrzu.
Czarna uczennica lawirowała pomiędzy unoszącymi się w regularnym oddechu grzbietami pobratymców, z determinacją stawiając obszerne, lecz ciche kroki.
Zostawiała za sobą rzędy półek, korytarze i numerki poprzyklejane na ścianach przy regałach. Mijając skąpą stertę zwierzyny, poczuła obrzydzenie i smutek na widok martwych ciał zwierząt. Szybko odwróciła wzrok. Sunęła cicho niczym duch, będąc skupiona i zdeterminowana.
Agatka bowiem, lekko poddenerwowana swoim poprzednim treningiem, podczas którego zgubiła się na terytorium własnego klanu, postanowiła regularnie wybierać się na spacery, poprawiając swoją orientację w terenie. Tylko… dlaczego poszła sama, skoro tak łatwo się gubi?
No cóż, co za dużo, to nie zdrowo — problem, który miała, nie wydawał jej się zbyt poważny. Ba, był błahostką, idiotycznym niedociągnięciem w jej całej osobistości pełnej zalet, z którym sama sobie poradzi. Po co miałaby ciągnąć Sowiego Pazura za sobą? Po co miałaby mu zawracać głowę? W końcu tatuś zajmuje się wraz z jej mamą całym, caluteńkim klanem.
O rodzeństwie nawet nie myślała. Uważała, że to jej najlepiej idzie trening na wojownika, więc też po jaką cholerę miałaby brać kogokolwiek z nich?
Wyszła z obozu, a w pysk uderzył ją chłodny wiatr. Zastrzygła uszami, lustrując z uwagą najbliższe otoczenie; starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, które pomogłyby jej w znalezieniu drogi powrotnej.
Kolorowe liście szurały pod jej szczenięcymi łapami, a niektóre z nich spokojnie opadając, lądowały na jej grzbiecie. Powietrze przesiąknięte było zapachem zgnilizny, dwunogów i Industrii.
Szła przed siebie, noga za nogą, krok za krokiem. Ogon trzymała luźno opuszczony, jednak łeb zadarła wysoko.
Postanowiła wybrać się w stronę jeziora. Była tam wczoraj z Lekkim Sercem i miała nadzieję, że odnajdzie drogę. I że w przeciwieństwie do dnia poprzedniego, da radę sama wrócić z powrotem do Magazynu.
Oszroniona trawa, oświetlana przez słońce, wydawała się mienić srebrem, a liście na niej leżące — złotem. Agatka z cichą radością obserwowała otoczenie, chcąc zapamiętać każdy, najdrobniejszy szczegół.
Jezioro było coraz bliżej niej; do jej nosa dochodził także zapach wody, ryb i kaczek. Odetchnęła głęboko, stawiając kroki jeszcze szybciej, niż dotychczas.
Gdy poczuła pod pobrudzonymi błotem poduszkami miękki, wilgotny piasek, gdzieniegdzie wymieszany z kamykami, uśmiechnęła się triumfalnie. Już połowa sukcesu za nią — trafiła do jeziora.
Cieszyła się tym faktem znacznie bardziej, niż powinna. Zaczęła również uważać, iż widocznie jej orientacja w terenie uległa poprawie — w końcu z taką łatwością dotarła na wyznaczone miejsce! Była wniebowzięta.
Nie dotarło do niej, że przez całą drogę kierowała się zapachem jeziora; nie wzięła również pod uwagę, że skoro wiatr jej sprzyjał i wiał w dobrą stronę, gdy szła, to, jeżeli się nie zmieni, będzie mieć niemały problem z drogą powrotną, bowiem nie będzie mogła już polegać na węchu.
Pochyliła się nad mieniącą się taflą, chłeptając powoli językiem chłodną, przejrzystą wodę.
Podziwiała jezioro jeszcze przez jakiś czas, obserwując pływające w nim nieliczne ryby i parę kaczek. Gdy podjęła decyzję, że powinna wracać, bo jeszcze rodzina zacznie się martwić, usłyszała za sobą głośny trzask i świszczący oddech.
Odwróciła się jak na zawołanie; serce podskoczyło jej w piersi, a wodne ptactwo, dotychczas spokojnie pływające, poderwało się do lotu. Zakręciło jej się w głowie, gdy, nieustannie kręcąc się wokół własnej osi, próbowała dojrzeć zwierzę, które tak ją wystraszyło.
Nagle znieruchomiała. Dostrzegła wpatrujące się w nią morderczym wzrokiem malutkie, brązowe oczka. Cofnęła się, gdy zza krzaków wyłoniła się cała sylwetka zwierza; krępe ciało o czterech silnych łapach i czarnej sierści, posiadającej dwa białe paski na pysku.
Borsuk.

<Drżący Szepcie?>
[1017 słów: Agatowa Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz