Opowiadanie dzieje się przed towarzyską wizytą Piaskowej Mary we Flumine.
Uch. Ta suka wkurwiała Leszczynową Kępę jej samą obecnością, nie mówiąc już o nieudolnych próbach rozmowy i zatarcia niekorzystnego pierwszego wrażenia. Jednym słowem zdawała się pozerem, nieumiejącym zbytnio w relacje pies-pies, i z tego też powodu na siłę popisującym się, udającym bałwanem, byleby poprawić swoją reputację — oto, kim dla wojowniczki była ciemna nieznajoma, o niespokojnym kroku i rozbieganym spojrzeniu. Swój piękny pysk ciągle rozchylała to w zamyśleniu, to w pogardzie, obie emocje zaś skierowane były do tworów jej wyobrażeń, odcinających ją od Leszczynowej Kępy, która próbowała z towarzyszką ustalić jakąkolwiek informację, dotyczącą jej tożsamości.
Wojowniczka Wodnych nie mogła próbować tego w nieskończoność, z czego zdawała sobie sprawę. W zasadzie dwie próby, które podjęła, nieskończonością mianować nie można, albo chociażby szczególnym staranie się o uzyskanie innych rezultatów. Tak czy siak, po podwójnym fiasku postanowiła maszerować dalej w ciszy, zdyscyplinowanie, wzorem żołnierzy. Nie może w końcu pokazać ciemnocie, że ciepłe serce Leszczynki czuje do niej niechęć, skrajnie powiązaną ze strachem. W końcu nie może pokazać swoich słabych stron na widok nieznajomym, prawda? Tym bardziej, iż nieznajomi ci podają o sobie fałszywe informacje, a kłamstwa te służą nieznanym celom.
Sierść suki z Flumine zjeżyła się, gdy jej właścicielka pomyślała o tym, kim może być czworonoga istota. Mordercą? Szpiegiem? Kimś, kto nie lubi pączków?
Przerażająca była każda z wizji, a Leszczyka nie potrafiła podjąć decyzji, który z ów wyborów mógłby skończyć się najczarniej. Raz po raz posyłała włóczędze ciekawskie i zaniepokojone spojrzenia, podczas gdy suka unikała ich z wprawą, siląc się, by udawać, iż wcale ich nie spostrzega. Szczerze mówiąc, szła ona sztywno, i nienaturalnie odwracała wzrok, gdy tylko Kępa obdarzyła ją kolejnym z serii swoich podejrzliwych i niemych wypowiedzi.
Nie mogła wytrzymać długo. Kiedy jej towarzyszka potknęła się, wpatrując się w czarną tak, iż prawie rąbnęła o ziemię, obca parsknęła, z gniewem odwracając swój rozczochrany łeb ku Kępie.
— Na co się gapisz? — zapytała to bynajmniej bez miłości i trochę zbyt ostro, niż zamierzała. Słowa odniosły lepszy efekt, niż tego oczekiwała: wojowniczka odskoczyła w bok, przestraszona nagłą reakcją. Potem zaś zachichotała nerwowo, utwierdzając się w swoim przekonaniu, iż nieznajoma jest i Mordercą, i Szpiegiem, i niekoniecznym fanem pączków.
— Nic, nic — nerwowo zaszczebiotała, szeroko się uśmiechając. — Tylko cię podziwiam.
Chociaż zabrzmiało to dość ironicznie, pies o czarnej sierści nie zareagował. Rozpoczął tym dość długą ciszę, którą ciągnęła się po obu stronach suk. Przerywana była ona jedynie głośną pracą obu nosów, kiedy te próbowały wyłapać trop zagubionego młodego.
— Jak mam na ciebie mówić? — spytała się Leszczynowa Kępa, czując, iż powinna jakoś naprawić swoją negatywną postawę, i chociaż nie nazywać nieznajomej w swoich myślach naprzemiennie jednym z trzech tytułów, jakimi została ona obdarzona.
— To nieistotne — niechętnie odparła Morderczyni, niuchając wciąż zajadle.
„Ach ci faworyci wafelków, nie dość, iż nie cenią pączków, to jeszcze silą się na tajemniczość” — westchnęła Leszczynka w myślach, rozglądając się za Szkrabkiem. Mogła przeżyć postawę Szpiega, aczkolwiek zaginięcie Szkrabka do przetrawienia było trudniejsze, niżby się tego spodziewała. Przywiązała się do tego małego, niepojętnego kurdupla, utrudniającego jej życie. Chociaż przez niego i jego rodzeństwo mogłaby popełnić samobójstwo, to jednocześnie gotowa byłaby stracić życie w ich szlachetnej obronie.
I wtedy, jak z nieba, spadła rodzona matka szczeniąt, w towarzystwie zaginionego Szkrabka.
— Szkrabku! Chodź do cioci, dziecko, stęskniłam się za tobą! — radośnie zaszczekała, szybko tuląc (dusząc) młodzika.
— Hej, uważaj, bo go zadusisz jeszcze — mruknęła przybywająca z uśmiechem, ale ten zaraz zniknął, gdy jej wzrok napotkał czarną sukę. Obie zmierzyły się swoimi spojrzeniami, które stopniowo twardniały do tego stopnia, iż niemal jednocześnie zrezygnowały z pojedynku dla wzajemnego dobra, swoje oczy zawieszając na przepięknym krajobrazie.
— To jak? Teraz tylko znaleźć mojego najlepszego przyjaciela pod słońcem i rodzinka złączona! — Leszczynka nawet nie zauważyła panującej niezręczności i z niegasnącym zapałem gotowa była kontynuować przygodę.
Matka Szkrabka pokiwała głową, kierując się za wojowniczką z Flumine. I chociaż samica o czarnej sierści również chciała do nich dołączyć, prawowita opiekunka młodych posłała jej ostrzegawcze spojrzenie, mrucząc „Jeszcze raz … (niewyraźne mówienie, przykro mi) pożałujesz”.
Ciemna odburknęła jej coś, czego Leszczynka nie dosłyszała. Zresztą, nawet słyszeć tego zdania nie chciała, pogrążona w szczęśliwej wizji ponownie złączonej rodziny. W podskokach, rozmawiając sama z sobą o Szkrabku i współce poszła na poszukiwanie Bryzowej Łapy, pod opieką posiadającego pozostałą część dzieci.
Ten znalazł się bez problemu, niemal wychodząc im na spotkanie. Po szybkim, bezceremonialnym przedstawieniu sobie Bryzowego z Matką, drugi pies z tej dwójki szybko wziął swoje potomstwo i zniknął. Gdyby Leszczynowa Kępa wyposażona była w chusteczkę, zapewne machałaby nią na pożegnanie przez parę następnych godzin, roniąc przy okazji kilka soczystych łez.
— Tak się cieszę, że dzięki nam ta cudowna rodzinka jest ponownie razem — rozmarzona westchnęła, bez podtekstów dodając: — mam nadzieję, że kiedyś sama dorobię się takiej garstki bachorów!
Cokolwiek o tym myślał Bryzowy, i jeżeli w jakikolwiek sposób spróbowałby wypowiedzieć swoje myśli na głos, musiałby się obejść bez tego przywileju. Wojowniczka radośnie wyruszyła w drogę do domu, jedynie szybko żegnając Bryzowego, życząc mu miłego dnia.
Jej głowa ponownie była wolna od zmartwień wszelkiego rodzaju, co pozwalało na poszukanie paru dość świeżych pączków, jakich mogła się doszukać w śmietnikach dwunożnych.
Koniec wątku Leszczynowej Kępy i Bryzowej Łapy (Zamieci)
[832 słowa: Leszczynowa Kępa otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz