Jest taki moment w życiu każdego człowieka, że zapomina większości życia za młodu. Kto by pomyślał, że to samo spotka i Mlecza? Nie był w stanie przypomnieć sobie wszystkich sytuacji od swojego treningu po teraz, kojarzył pewne sceny, ale jedynie zza mgły. W środku Mlecza zdecydowanie naszły duże zmiany, przede wszystkim w charakterze. Już nie był tym samym beztroskim szczeniakiem, choć oddałby wszystko by powrócić do tych chwil. Wbrew pozorom to nie przez trening wydoroślał, chociaż Cierń bardzo się starał, aby jego przyszywane dziecko wyrosło na odpowiedzialnego Bezgwiezdnego, a teraz? Teraz Mlecz właśnie pluł sobie w brodę, kiedy zrozumiał, czego nie nauczył Dmuchawca, ten jednak nie miał mu za źle i szybko przyswoił braki. Jasny samiec żył z łapy na łapę, starając się wszystko poukładać jednak kiedy wracanie do szczenięcych miejsc nie pomagało, po prostu się poddał. Niekoniecznie wiedział, co zaburzyło jego wieże spokoju, a jeszcze ciężej było mu ja naprawić.
Dużo rozmyślał, ogromnie dużo. Nauczony przez Ciernia szanowania roślin, rozmawiał z nimi. Często dzielił się opowieściami i sytuacjami, które się przydarzyły. Miał on dziwne uczucie, że najbardziej słuchały go, kiedy mówił o poszczególnych psach w jego życiu. Zaczynając od matki, której nie pamiętał, a kończąc na Jazgocie, którego często widział, bardzo się cieszył, jak został zastępcą i nigdy by nie pomyślał za szczeniaka, że taka pozycja mu przypadnie.
Wśród tych wszystkich ważnych dla niego osób zdecydowanie największą część zajmował Laurency, jego trzy komórki dorównywały ówczesnemu szczeniakowi i bardzo im to pasowało, nie było sztywnej granicy, a poprzez zabawę nauczył się wielu rzeczy. Wiadomość o śmierci była dla niego druzgocząca, a najbardziej nie rozumiał, dlaczego nie odszedł tutaj, przy nich, ale nie złościł się, chciał, aby tam, gdzie teraz jest, był spokojny, bez zmartwień. I tak tez pewnie chciał Laurie dla Mlecza, aby dalej był tym samym głupkowatym szczeniakiem, który sporej ilości rzeczy nie rozumiał.
Beżowy pies stawiał rytmicznie łapy, czasem drapiąc się jedną z nich za uchem, idąc do dobrze znanego mu zaułka, odwiedzał to miejsce często, nawet nie był w stanie zliczyć na łapach. Bywał tu nie raz z czekoladowym ojcem, głównie wtedy, kiedy potrzebowali wspólnej odskoczni. Tym razem przychodził tutaj sam, ba nawet nie zamierzał nikogo tu przyprowadzać. Bał się, bał, że kolejna ważną mu osoba odejdzie, bo przecież inni, którzy nie byli w tym miejscu, dalej są w bezgwiezdnych i mają się dobrze.
Biszkoptowy samiec położył się ociężale na jednym z materacy, który był zmęczony życiem. Oparł swój łeb na łapach i obserwował otoczenie, jeszcze niedawno liczył, że Laurie przyjdzie tu do niego, jak się umówili, jednak ten znikał dość często i znikł na zawsze. Nie było pomiędzy nimi żadnej nici, która łączyła ich biologicznie czysty przypadek, a ten traktował go jak prawdziwego ojca. Po jego śmierci chciał jak najbardziej się do niego upodobnić, chociaż nie musiał, z lekkością przychodziło mu paplanie, a szefem nazywał prawie każdego, co zdobył jego ciekawość. Nie dało się jednak zastąpić tego samego myślenia, Mlecz zdecydowanie miał więcej komórek może z dwadzieścia? Lub coś koło tego. Stał się ostrożny co do życia i po dłuższym przemyśleniu był bardziej podobny do Leonisa, o którym tak mu opowiadał.
Kiedy poczuł wodzący za sobą zapach, zerwał się na wszystkie łapy, wprawiając je w ruch, przypominał mu coś dobrze znanego, ale zapomnianego coś, co za szczenięcia od razu czuje się bezpiecznie.
Podążał dzielnie za zapachem, a kiedy trop się urwał. Stanął zdezorientowany. Coś zaprowadziło go do parku, ale zupełnie nic nie znajdowało się w tym obszarze, nawet grzebiąc łapą w białym puchu, niczego się nie dopatrzył. Zdecydowanie los płata mu figle, aby chociaż trochę oderwać go od żmudnej codzienności. Samiec pokręcił się parę razy dla pewności, zanim ruszył w blokowisko, może to był przypadek lub faktycznie myśl, która przyszła do jego móżdżka była trafna. Nie chciał robić sobie nadziei, jednak wierzył, że to Laurie dał mu ten znak, no bo kto inny by zaprowadził do niczego? Wszystko miało głębsze znaczenie dla zmarłego psa.
Nie śpieszyło mu się do powrotu, lubił chłód, który przedzierał się przez jego sierść. Zwracał uwagę nawet na najmniej zmieniony szczegół, lecz go nie ruszał, godził się z tym, co się dzieje. Ułożył się na puchu, który przykrywał ziemie, gdzie zwykle pojawia się najwięcej mleczy. Obserwował blok, w którym znajdowali się bezgwiezdni, zanim tam wszedł, potrzebował chwili, aż połączy wszystkie kable i będzie w stanie znieść obecność innych.
Nie wiedział co robić, większość psów chroniła się od zimna i wesoło gawędzili, Mlecz nawet miał swoje zdanie w dyskusji o tym, że pora nagich liści mogłaby się już skończyć. Ułożył się w swoim legowisku i przysłuchiwał się wszystkim głosom, starając się wrócić do normalności.
<Ktoś?>
[763 słowa: Mlecz otrzymuje 7PD]
[763 słowa: Mlecz otrzymuje 7PD]
Zaklepane dla Pokrzywy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz