27 lutego 2022

Od Nocnej Łapy CD Straconego Pazura

Ciemnobrązowe oczy szczeniaka rozbłysły ekscytacją, której ogrom trudno byłoby zapewne pojąć komuś, kogo Gwiezdni obdarzyli zarówno gorącym pragnieniem bycia użytecznym, jak i wyjątkową niezdarnością. Na krótką chwilę wbił wzrok w wirujące za oknem płatki śniegu; nie chciał, by nadmiar emocji znalazł ujście w przypadkowym drżeniu głosu. Dopiero huk zza drugiej strony szyby przywrócił go do rzeczywistości i Nocek z powrotem spojrzał w zdradzający pierwsze oznaki zniecierpliwienia czarno-biały łeb górującego nad nim psa.
— Naprawdę zabierzesz mnie na polowanie? — upewnił się i zaraz ponownie zamknął pysk. Jeżeli Stracona Łapa nie wyglądał na przekonanego do własnego pomysłu już wcześniej, to teraz jego błękitne oczy aż lśniły podejrzliwością.
— Mam jakiś powód, żeby tego nie robić? — odpowiedział pytaniem na pytanie, unosząc nieznacznie brew. — To przecież nie twoje pierwsze polowanie, nie?
— Moje? Nie, dlaczego? Nie! — zaprotestował, kręcąc gwałtownie głową.
Starszy pies westchnął ciężko, podniósł się i zaczął kierować się w stronę wyjścia ze stajni, po drodze trącając go — szorstko, ale nie wkładając w uderzenie siły — w ucho. Pisk Nocka był wywołany zaskoczeniem, nie bólem (nic dziwnego; kary cielesne i Obłoczne Poroże nie miały w zwyczaju iść ze sobą w parze); nie zmieniało to faktu, że patrzył na starszego psa szeroko otwartymi oczami pełnymi szczerego zdumienia.
— Nie okłamuj innych, kurduplu, jesteś w tym tragiczny. — Stracona Łapa zerknął na niego z politowaniem, przekraczając próg. — No dalej, idziesz czy nie?

***

 Obecna pora Nagich Drzew.
Nocna Łapa wciąż pamiętał zapał, który rozsadzał go w dniu mianowania na ucznia, ale obecnie wydawał mu się wyjątkowo odległy i jakby wyblakły. Nie bez przyczyny — nie mógł myśleć o tamtej ceremonii bez myślenia o matce, nie mógł oddzielić zadowolonego głosu lidera od dumy w jej spojrzeniu ani ciepła świecącego mu w oczy słońca od delikatności matczynego dotyku, gdy poprawiała jego pozycję, szkoląc go na przyszłe polowania; próbował więc odepchnąć od siebie wszystko na raz.
Tęsknił za nią.
Uwielbiał Brązową Gwiazdę jak mało kogo, mniej czy bardziej subtelnie stawiając go sobie za wzór niemal na równi z (a momentami, choć nikomu by się do tego nie przyznał, nawet i ponad) ojcem. Jego niewyczerpane zasoby energii pomagały mu zaakceptować własny charakter, podziwiał fakt, że zawsze kończył wszystko, co zaczynał — na Infernum, z czasem zaczął doceniać nawet nieubłaganą szczerość, która też go cechowała — ale to jego delikatność sprawiła, że nie rozpłakał się, gdy w jakiś czas po odejściu Pręgowanej Skóry (dalej nie potrafił używać w stosunku do niej słowa „śmierć”) lider odwiedził go w jego legowisku. Pojawił się późnym rankiem, gdy szóstka jego rodzeństwa i Obłoczny załatwiali swoje sprawy na terenie całego Ventusu, i łagodnym tonem oznajmił, że ma mu coś do przekazania.
Przykro mi z powodu twojej mamy, powiedział chwilę po przywitaniu. Szczeniak słyszał te słowa dziesiątki razy, tak samo jak reszta dzieci Pręgowanej, ale dopiero w tamtym momencie przeraziło go to, jak niewiele zmieniały — nawet, gdy wypowiadał je jego ukochany Brązowa Gwiazda. Nie pamiętał zbyt wielu szczegółów z rozmowy, która potem nastąpiła; jeszcze trochę kondolencji, informacja o przypisaniu mu Straconego Pazura jako nowego mentora, pochwała ich współpracy z zeszłej zimy (złapali coś pomimo, a nie dzięki pomocy Nocka, ale nie sprostował tej drobnej nieścisłości, kiwał jedynie głową), życzenia owocnych treningów i wreszcie coś, co chociaż trochę wyrwało go z odrętwienia.
Uprzedziłem Straconego Pazura, że pojawisz się u niego jeszcze dziś po południu, oznajmił lider. W jego głosie, choć wciąż pełnym ciepła, zabrzmiała stanowcza nuta i młodszy pies raz jeszcze skinął łbem, choć nie miał ochoty opuszczać domu, a jeszcze bardziej nie chciał wracać do treningu… Jednak, czy tego chciał, czy nie, życie klanu już dawno wróciło do normalności, jego rodzeństwo w większości stało się już wojownikami i on również powinien przestać udawać, że czas się zatrzymał.
Idąc szybkim krokiem w kierunku legowiska swojego nowego mentora, próbował oczyścić umysł; wprawdzie mógł utkwić Straconemu w pamięci jako roztrzepany szczeniak, ale miał już na karku więcej niż kilka księżyców i powinien się zachowywać stosownie do swojego wieku. O tej porze wielu Wietrznych wróciło już z polowań, treningów i wart i brązowooki niemalże czuł, jak ich ciekawskie, niekiedy współczujące spojrzenia wypalają w futrze na jego plecach dziury. Nie mógł nie zastanawiać się, ilu z nich również myślało o wszystkich jego niewypełnionych powinnościach.
— Stracony Pazurze? — zawołał cicho, stając przy uchylonych drzwiach pomieszczenia, które ów zagospodarował.
<Stracony Pazurze?>
[696 słów, Nocna Łapa otrzymuje 6 punktów doświadczenia i 2 punkty treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz