Plan był prosty. Zniknąć niepostrzeżenie ze żłobka. Odszukać zapach mamy. Przypomnieć jej, że nastąpiła pewna pomyłka i miała wziąć mnie ze sobą. Bo ja rozumiem wszystko, też nie chciałoby mi się użerać z moim rodzeństwem. Ale zapomnieć o mnie?! Skandal! Ewentualnie wzięłabym tylko Wymyślnika ze sobą. W sumie to sam się przypałętał, więc wyszło dobrze. Tylko że potem wszystko się schrzaniło. Zniknęłam spostrzeżona przez brata. No, to pół biedy, jak już wspomniałam. Zapachów było strasznie dużo i koszmarnie się mieszały, a co gorsza żaden z nich nie był w ogóle zapachem mamy. Jednak wierzyłam, że jakimś cudem zaraz znajdę ten odpowiedni i uparcie brnęłam w swoje. No i się zgubiłam, a jej ani śladu. Jak ja miałam przypomnieć jej cokolwiek, jeśli nie mogłam jej nawet znaleźć? Byliśmy głodni, zmęczeni, a ja wściekła i rozgoryczona. Ale to nic. Znalazły się psy, które zdecydowały się nam pomóc. Po czym jednak wcale nie chciały pomóc. Szkoda tylko, że było już za późno. Ale nigdy nie przyznałabym, że się pomyliłam. To by mnie zrujnowało. Zresztą to wszystko wina Wymyślnika. Mógł mnie uprzedzać głośniej i bardziej uparcie.
Teraz wszystko się posypało. Usłyszałam tylko bardzo głośny huk. A potem wszędzie zrobiło się gorąco, kiedy płomienie zaczęły pochłaniać śmieci wokół. Zamurowało mnie. Byłam przerażona i nie dałam rady poruszyć łapami. Kłęby gęstego, czarnego dymu poszybowały ku górze, odstraszając tym samym zarówno dwunogów, jak i gang, który postanowił się zmyć. No tak, nie opłacało im się ryzykować dla jakichś szczeniaków, które i tak zdechną w pożarze, który same wywołały. Zakaszlałam.
— Śnieżynko?! — Wymyślnik zaczął mnie nawoływać, ale nie dałam rady mu odpowiedzieć.
Oprzytomniałam, dopiero kiedy znalazł się tuż przede mną i zaczął mnie ciągnąć w jakąś stronę. Wszystko to pamiętam jak przez mgłę. Było bardzo gorąco, zaczynałam się dusić i kompletnie wyłączyłam myślenie. Podążałam tępo za bratem, któremu udało się wyprowadzić nas z tego piekła. I chociaż byliśmy już poza zasięgiem płomieni, długo jeszcze biegliśmy, aż zabrakło nam tchu w piersi. Skręciliśmy wówczas w pierwszy, lepszy zaułek i schowaliśmy się w dziurawym kontenerze na śmieci. Otwór był na tyle niewielki, że poza nami zmieściłyby się tam co najwyżej myszy bądź szczury. Kiedy adrenalina opadła i byliśmy już całkiem bezpieczni, rozpłakałam się.
— Spokojnie, już dobrze. Już nic nam nie grozi — mówił Wymyślnik.
Położył się tuż przy mnie.
— Chcę do domu — zaszlochałam.
— Na razie poczekajmy. Myślę, że powinniśmy się przespać. Jutro na pewno znajdziemy dom. — Powtarzał.
— Pewnie nikt nas nawet nie szuka. Po co mieliby szukać podrzutków — podzieliłam się z nim moimi obawami i rozpłakałam się na dobre.
— Jazgot na pewno nas znajdzie. Dla niego jesteśmy ważni. Sam nam to mówił.
Pociągnęłam nosem. Zaczynało do mnie docierać, że wcale już nie znajdę nigdy mamy. Nie chciała ich. Nie chciała mojego rodzeństwa. Ale prawda była taka, że mnie też wcale nie chciała. Gdyby chciała, przecież wzięłaby mnie ze sobą. Nie zostawiłaby mnie. Byłam podrzutkiem tak samo, jak pozostała trójka. Byłam tak samo niepotrzebna i niechciana, jak oni. Zacisnęłam gniewnie zęby. Nie chciałam dzielić się z bratem tymi spostrzeżeniami.
Moment zaśnięcia pozostał dla mnie nieznany. W którymś momencie po prostu padłam, wycieńczona wydarzeniami tego okropnego dnia, który najchętniej wymazałabym po prostu z pamięci. Jak zresztą całe moje istnienie.
Wybudzenie natomiast było bardziej drastyczne. Usłyszałam warkot Wymyślnika i otworzyłam powoli oczy, gotowa nakrzyczeć na niego za zakłócanie mojego odpoczynku. Zamiast tego zaczęłam krzyczeć z przerażenia, które zawładnęło mną, gdy ujrzałam krwiożerczą, skradającą się w naszą stronę bestię. Wielkie, obrzydliwe szczurzysko.
— Wymyślniku, zrób coś! — pisnęłam błagalnie, odsuwając się w najdalszy kąt.
Brat zawarczał znów, ale potwór nie przestraszył się ani trochę. Rozpłakałam się więc na dobre, oczami wyobraźni widząc już swój koniec. Zbliżał się do nas niechybnie. Przymknęłam oczy. I wtedy usłyszałam huk. Przysięgam, myślałam, że w ten sposób wygląda śmierć. A to jakiś pies wskoczył do nas od góry i pozbawił szczura życia, o czym przekonały mnie jego paskudne piski. Czułam, że się zapowietrzam. Gang nas odnalazł. To na pewno oni. Wymyślnik zaczął warczeć na nieznajomego. O dziwo ten nie wyśmiał go, tylko odsunął się i położył, spoglądając na nas teraz z równego poziomu.
— Nie jesteście za młodzi, na samotne podróże? — zapytał.
Miał bardzo spokojny, melodyjny głos.
— Nie jesteś za stary na zaczepianie nas? — odpyskowałam natychmiast.
Wymyślnik szturchnął mnie, żebym przestała.
— Może i jestem. — Beżowowłosy nie dał się wyprowadzić z równowagi. — Wydawało mi się, że potrzebujecie pomocy.
Zanim zdążyłam kazać mu spadać na drzewo, odezwał się Wymyślnik.
— Potrzebujemy. Zgubiliśmy się i jakiś gang chce nas dopaść.
Chciałam ochrzanić brata za hipokryzję i obdarzenie zaufaniem jakiegoś obcego po tym, jak inni obcy doprowadzili do tej sytuacji, ale jakoś nie mogłam. Pies wzbudzał dziwne zaufanie i już po chwili patrzyłam na niego trochę mniej wrogo.
— Dokąd chcecie trafić? — zadał następne pytanie.
— Do Bezgwiezdnych. Jazgot na pewno się martwi…
— Daleko zaszliście, aż z Bezgwiezdnych — przyznał. — Na szczęście wiem, którędy powinniśmy przejść. W drogę. Wasz tato musi odchodzić od zmysłów — podniósł się, szykując do skoku.
— To nie jest nasz tato — syknęłam automatycznie, a w moich oczach ukazały się łzy.
Pies co prawda zdążył już wyskoczyć z kontenera, ale i tak piorunowałam go wzrokiem, kiedy znów znalazł się w moim zasięgu.
— Przygarnął nas — pospieszył z wyjaśnieniami Wymyślnik.
Przez pysk nieznajomego przeszło współczucie. Ohyda. Jeszcze tego nam było trzeba.
— Musi być bardzo dobrą osobą. Nie każdego stać na taki gest.
— Wielkie mi halo. Zlitować się nad bandą podrzutków — przewróciłam oczami.
Tak naprawdę nie wiem, co by się z nami stało, gdyby nas nie chciał. Ale długowłosy nie musiał o tym wcale wiedzieć.
— Może i nie jest waszym tatą, ale skoro troszczy się o was i dba, ma z tym słowem znacznie więcej wspólnego, niż mogłoby wam się wydawać.
Odwróciłam głowę. Byłam znużona słuchaniem tego typu tekstów.
— Skoro już spędzimy razem tę drogę, może moglibyśmy nie być sobie nieznajomymi. Nazywam się Niesforny Kosmyk, jestem z klanu Wodnych — przedstawił się.
— Miło nam pana poznać, jestem Wymyślnik, a to moja siostra Śnieżynka.
— Bardzo ładne imiona dla młodych, przyszłych wojowników — uśmiechnął się.
— Jest okropne — rzuciłam tylko, dalej na niego nie patrząc.
— A jakie byś chciała? — zapytał.
Zaskoczył mnie. Nikt nigdy nie pytał o takie rzeczy. Byłam po prostu Śnieżynką i już. Orchidea to w ogóle nazywała mnie Śnieżką i miała w głębokim poważaniu to, czy mi się to podoba, czy nie.
— Nie wiem — odburknęłam pod nosem i nie wdawałam się dłużej w dyskusję.
Większość drogi Niesforny rozmawiał z Wymyślnikiem, co jakiś czas starając się podjąć jakiś temat również ze mną, ale nie dawałam się mu. Niech sobie gada z moim bratem, ja nie jestem od zabawiania towarzystwa.
— Dalej już wiemy, jak iść — ucieszył się brat.
Mnie także poprawił się humor. Byliśmy na granicy klanu. Pamiętałam to miejsce.
— Nie wątpię, ale na wszelki wypadek przejdę z wami — oznajmił beżowy.
Chciałam zaprotestować, ale uprzedził mnie nadchodzący patrol.
— Stój! Odsuń się od szczeniąt natychmiast!
O dziwo to zrobił, nawet się nie kłócił, że jest niewinny.
— Znalazłem je w mieście, nie mogły trafić do domu, więc je odprowadziłem — odparł spokojnie.
— Powtórzysz to zastępcy. Nie stawiaj się, mamy przewagę liczebną.
Kiedy całą gromadą znaleźliśmy się na blokowisku, jako pierwsza wyskoczyłam z szeregu i pognałam do Jazgota. Rozpłakałam się mu w futerko, a on przytulił mnie do siebie. Jak wtedy, kiedy mama zniknęła.
— Chcę usłyszeć wersję szczeniąt, potem twoją. — Oznajmił Jazgot.
— W porządku. — Rzekł spokojnie Kosmyk.
Cichociemny doznał “zaszczytu” pilnowania wojownika wodnych, natomiast ja i Wymyślnik przeszliśmy z zastępcą do innego pomieszczenia. Spojrzałam na brata. Byłam zbyt emocjonalnie wymięta, żeby jeszcze mówić o tym, co się stało.
<Wymyślniku?>
[1227: Śnieżynka otrzymuje 12PD]
[1227: Śnieżynka otrzymuje 12PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz