1 marca 2022

Od Kłaczastej Łapy CD Szczurzego Kichnięcia

Kiedy Kłaczasty wesoło odszedł z mentorem zbierać trującą roślinę, był pewny, że tej nocy będzie miał już błogosławiony spokój, a następnego dnia odeśpi to, co wytrenował, gdy księżyc gościł na niebie. Gdy dotarł z Peterem nad jezioro, sznaucer chwilę wyjaśniał mu, jak obchodzić się z rośliną, by samemu się przypadkiem nie zatruć. A gdy uzbierali trochę, zdecydował, że uczeń radzi sobie na tyle, że poradzi sobie sam. Ze zbieraniem ziół młody medyk nigdy specjalnie nie miał problemu. W końcu przeważnie nie wymagały one jakiś tajemnych technik.
Brązowy przytrzasnął jedną łapą łodygę z białymi kwiatami, a pazurami drugiej ją rozerwał, tym sposobem zdobywając kolejną cykutę bez zatrucia się jak skończony kretyn.
Wtedy usłyszał znajomy głos.
— Hej! — zawołał do niego nieco starszy od niego Wodny.
A później przez kolejne kilka długich chwil, Kłaczek był bombardowany jego milutkim ględzeniem. Przysłuchiwał mu się bez większego entuzjazmu, dowiadując się, że jego dręczyciel przynajmniej jest czyściochem. Tyle dobrze, bo chyba nie zdzierżyłby jakiegoś nastręczającego mu się brudasa.
— Mogę ci potowarzyszyć? — Spytał w końcu starszy pies. — Zawsze lepiej jest być z kimś niż samemu.
Z Ognistego wyrwało to ciche westchnienie. Naprawdę tracił powoli siły na bycie miłym dla tego wariata.
— A jak ty się właściwie nazywałeś? — zapytał zrezygnowany, chcąc przynajmniej zapamiętać z kim ma do czynienia.
— Szczurza Łapa — odparł mu wesoło Wodny, całkowicie nie zauważając tego faux-pas, którym było niezapamiętanie jego imienia.
Kłak mu głową w kierunku moczarowego zielska, sam przysiadając na ziemi.
— Jeśli chcesz mi pomóc, to właśnie zbierałem cykutę — wyjaśnił, po czym z jego pyska wyrwało się ciche, jakby niewinne parsknięcie — Może to przyda ci się do tych twoich pachnideł.
To była wręcz oczywista drwina, ale starszy uczeń jakby nie zdawał sobie z tego sprawy. Młodemu medykowi zaczynało się podobać posiadanie u boku niezbyt bystrego psa, którego trudno urazić. W końcu nie musiał tak ociekać cukrem, jak normalnie się starał.
Nie spodziewał się jednak w najpiękniejszym śnie ani najgorszym koszmarze, że Szczur rzuci się z zębami na roślinę. Kłaczasty nie miał pojęcia, co z tym faktem zrobić. Stał, przyglądając się tej tragiczno-komicznej w jego oczach scenie z niedowierzaniem. Czyżby szpiegujący go Wodny nie widział, jak zbierali oni cykutę? Niemniej, poza nagłym przypływem adrenaliny, jaki przeważnie towarzyszył zagrażającym życiu sytuacją, Kłaczasty poczuł coś jeszcze. Był niezmiernie ciekawy, co się wydarzy, można wręcz powiedzieć, że podekscytowany, chociaż opis tego miał wyryty dokładnie w swojej głowie.
— Strasznie ciężko to zerwać i… fuj, jakie to gorzkie — rzucił pies typu beagle.
— Ta, wiesz, raczej tego nie bierze się do pyska — W głosie Ognistego brzmiała bardzo niezdrowa nuta fascynacji, którą próbował ukryć znudzeniem.
Wodny natomiast kaszlnął, raz, drugi, trzeci, powoli zaczynając się dławić. Patrzył na ucznia medyka z zaskoczeniem mieszającym się ze strachem.
— Wiesz, lepiej, by Peter cię zobaczył — powiedział wspaniałomyślnie Kłaczasty.
Był świadomy, co powinien zrobić, ale nie miał przy sobie żadnej odtrutki, nie sądził, że będzie mu potrzebna. Złapał zębami kark Szczurzego, który zdążył usiąść i pociągnął go do legowiska Szarego. Zatrzymał się jednak w wejściu, puszczając w końcu, plującego białą pianą, Wodnego.
— Peter? — zawołał, wchodząc głębiej w poszukiwaniu sznaucera.
Ten wychylił się do niego chwilę później.
— Tak? Przyniosłeś cykutę? — zapytał Szary.
Kłaczasty popatrzył na niego najniewinniejszymi oczami, jakie ten świat widział, po czym oznajmił spokojnie:
— Nie, Szczurza Łapa mi przeszkadzał i się zatruł. Mamy jeszcze Krwawnik? — Odpowiedź ta była tak niepokojąco spokojna, że niejednego przeszedłby przerażający dreszcz.
Medyk Industrii nie wyglądał na specjalnie przejętego tym pytaniem, pozostał równie poważny i rzeczowy co jego uczeń.
— Tak, tam na górnej półce — odparł, przyglądając się jak syn Rzepakowej ściąga roślinę z półki. — Chcesz sam się tym zająć?
Brązowy zastanawiał się kilka sekund, po czym skinął łebkiem.
— Aha. Dam sobie radę — ocenił brązowy.
Wrócił szybkim tempem do Wodnego, który wyglądał, jakby brak tlenu powoli dawał mu się we znaki. Kłak rozchylił nieco szerzej jego pysk, a następnie wsadził mu postrzępione liście między zęby.
— Przeżuj dokładnie i połknij — polecił, pilnując, by starszy uczeń na pewno zastosował się do jego rozkazu.
Na szczęście dla Szczurzego, młody medyk nie chciał go zabić. Jeszcze. W każdym razie uważał, że podtrzymanie go przy życiu może być bardziej wartościowe niż pozwolenie mu udusić się na śmierć.
Kilka minut zajął przyszłemu powrót do względnej normalności. Jego oddech nadal był ciężki, a oczy, którymi patrzył na swojego wybawcę, nieco zaszklone. Jeszcze przez chwile patrzył nieco nieprzytomnie na brązowego przed sobą, aż w końcu na jego pysku wymalował się strach.
— Co… Co się stało? — wymamrotał.
Kłak całkiem nie rozumiejąc, dlaczego w tym momencie Wodny miałby czuć niepokój, wyjaśnił mu tę sprawę bez większych emocji:
— Zjadłeś cykutę i zacząłeś się dusić. Jeszcze nie widziałem nikogo, kto by to zrobił. Dałem ci Krwawnik, więc nic ci nie powinno być.
Źrenice psa w typie beagle’a nagle się zwęziły. Prawdopodobnie uświadomił sobie, jak blisko zaświatów był jeszcze chwilę temu przez swoją porywczość.
— Uratowałeś mnie? — zapytał, patrząc na syna Rzepakowej, jakby był bohaterem.
Odpowiedziało mu na to pytanie ciche prychnięcie i wyższe zadarcie brązowej głowy.
— Oczywiście, jeszcze Flumine pomyślałoby, że…
— Uratowałeś mnie! — powtórzył uradowany Szczur.
Tym razem Kłaczasty jedynie westchnął i mu przytaknął. Pozwolił sobie, by rozlało się w nim ciepło związane z tak wspaniałą pochwałą. Czyżby właśnie przypadkiem zrobił coś dobrego? Najwidoczniej tak, w końcu ktoś raczył docenić jego wspaniałomyślność, a nie jedynie krytykować za egoizm. Zapomniał, jak jeszcze chwilę temu pomagał Szczurzemu jedynie ze względu na niechęć poniesienia konsekwencji w związku z jego zgonem. Wolał czuć się jak altruista, pełen miłosierdzia względem biednego Wodnego.
— Nie wiem jak ci dziękować — dodał starszy uczeń, nieświadomie pompując ego swojego wybawiciela do absurdalnych rozmiarów.
— Wystarczy, że następnym razem nie będziesz się rzucał na rośliny tak bezmyślnie — odparł spokojnie Kłaczasty, mimo że w po jego pysku błądził lekki uśmiech.
Poszkodowany aż się wzdrygnął na samą myśl, że coś takiego mogłoby się powtórzyć.
— Będę uważał — obiecał szybko.
Dopiero po tej wymianie zdań oraz chwilę trwającym odpoczynku, Szczur rozejrzał się po pomieszczeniu i zaskoczył, że najwidoczniej muszą być w legowisku medyka Industrii. Zaraz po tym przyszła kolejna fala realizacji, a było nią zmęczenie. Było już bardziej nad ranem niż w nocy.
— Chyba powinienem wracać — stwierdził w końcu, kompletnie wykończony tą przygodą.
Syn Rzepakowej skinął głową. Miał jednak wątpliwości co do tego, czy jego znajomy ze zgromadzenia poradzi sobie ze znalezieniem drogi. Poza tym chciał wrócić jeszcze po uzbieraną cykutę.
— Odprowadzę cię — zaproponował, nawet nie zauważając, że propozycja ta zabrzmiała wręcz miło i opiekuńczo w uszach pierwszego lepszego optymisty.
Powiadomił o swoim wyjściu Petera, a następnie opuścił obóz razem z drugim uczniem.

✧─── ・ 。゚★: *.✦ .* :★. ───✧

Mimo złożonej na zgromadzeniu przez Szczura obietnicy wcale nie spotkali się zbyt szybko na testowanie perfum. Chociaż nie była to zgoła jego wina. Kłaczasty z powodzeniem unikał tej niezręcznej konfrontacji, zasłaniając się raz po raz wymówkami. Mówił, że jest zajęty lub, że znalazł rośliny, które przydadzą się im obojgu. Przyznać jednak trzeba, że się widywali, a dla młodego medyka utrzymywanie z kimś tak dobrego kontaktu można było nazwać już przyjaźnią. Słowo to jednak przestawało być adekwatne, jeśli tylko pomyślało się, czym przeważnie taka relacja się charakteryzuje. Mianowicie, gdzie obie osoby dają coś od siebie, martwią się o siebie i im zależy. Tutaj bliżej było temu do adorowania Kłaczka przez Szczura oraz tolerowania obecności Wodnego przez ucznia medyka.
Odkąd jednak Piaskowa Mara przejęła władzę we Flumine, ich kontakty nieco osłabły. Nieco starszy pies został mianowany na wojownika, ale mimo tego wyglądał na bardzo zatroskanego sytuacją swojego klanu. Często przy synu Rzepakowej był przygaszony i niechętny, by wracać do swojego obozu.
Co jednak przez ten okres było dla Ognistego najważniejsze, w końcu począł on swoje badania na temat mieszanek ziół. Zainspirował go do tego piękny sen, w którym dzięki niemu wojownicy Industrii stali się o wiele potężniejsi od psów z pozostałych klanów. Początkowo testował je na myszach i szczurach, nie chciał przypadkiem kogoś otruć. To całkowicie mijałoby się z celem. Po dwóch księżycach powoli zaczął swoje testy przeprowadzać także na włóczęgach. Wciąż nie rozumiał, jakim cudem byli na każde jego skinienie, kiedy tylko ładnie zamrugał do nich oczami i powiedział kilka cieplejszych słów. Ta taktyka, którą podpatrzył u Omszonego, jednak działała, dlatego nie zamierzał jej kwestionować. Podawał im potencjalnie szkodliwe zioła, obserwując z bezpiecznej odległości, jak wpadają w szał. Po jego ustąpieniu zawsze padali nieprzytomni lub wręcz martwi. To mu się nie podobało, nie taki był jego cel. Mieli nabrać werwy do walki, a po jej zakończeniu powoli się uspokajać. Projekt ten wymagał jeszcze dopracowania.
— Kłaczasta Łapo! — usłyszał wesoły głos Wodnego, z którym umówił się tego zimowego dnia.
Ognisty miał dość tego jak bardzo był on przybity sytuacją z Piaskową. Właśnie dlatego w ramach odwrócenia uwagi przypomniał mu w końcu, że miał mu zaprezentować zapachy, które wymyślił. Mogłoby się wydawać to miłe z jego strony, ale chodziło o coś innego niż troska. Smutny Szczurze Kichnięcie nie dawał Kłaczastemu wystarczająco atencji. Brązowo-biały pies pogrążony był często we własnych myślach, nieobecny, przybity. To, co sprawiało, że młody medyk uznawał go jakkolwiek za interesującego, całkiem wyparowało. Skoro jednak się zmienił, można było ten proces odwrócić. Wydawało się to o wiele prostsze niż przyzwyczajanie się od nowa do czyjejś obecności.
— Hej, Szczurzy — przywitał się z nim syn Rzepakowej, a jego ogon zabujał się lekko na boki, wiedział, że inne psy to lubiły.
— Gotowy na to, co przygotowałem? — zapytał wojownik wesoło.
— Pewnie — przytaknął Kłak, mniej entuzjastycznie.
Wiedział, że będzie to ekstremalnie niezręczne. Że prawdopodobnie Wodny dotknie go wielokrotnie przypadkiem lub nie. Mentalnie przygotowywał się na to przez ostatnie kilka dni. Był tym tak zaaferowany, że prawie wydłubał oko Węgorzowemu Całunowi, kiedy pozbywał się jej pcheł. Nigdy nie krył, że nawet przypadkowe smyrnięcie łapą przez innego psa, sprawiało, że napinał się jak struna, ale tym razem chciał stać spokojnie bez szybkiego zmęczenia lub rzucenia zgryźliwym komentarzem. Wydawało mu się to kompletnie absurdalne, że dla durnego poprawienia komuś humoru musi porzucić tymczasowo bycie pięknym, delikatnym i przede wszystkim nietykalnym kwiatem. Nie miał pojęcia czy będzie warto, ale zawsze, jeśli będzie miał dość, może stamtąd uciec. To też był jakiś pomysł.
<Szczurze?>
[1636 słów, Kłaczasta Łapa otrzymuje 16 punktów doświadczenia i 3 punkty treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz