1 marca 2022

Od Różyczki do Żałobnej Pieśni

Różyczka nie znosiła stadniny. Nie była mała, jednak dla niej sprawiała klaustrofobiczne wrażenie. Cieszyła się z każdej okazji, aby wyjść. Na każdym spacerze z rodzicami — najpierw noszona, a z biegiem czasu chodząc już na własnych łapkach — wystawiała pyszczek do słońca, by nacieszyć się otwartą przestrzenią, po czym zaczynała rozglądać się wokół, automatycznie wyłączając się z każdej rozmowy.
Kiedy zbyt dużo czasu spędzała w zamknięciu, podchodziła do rodziców i zaczynała im marudzić, żeby pozwolili jej wyjść. Kiedy odpowiadali, że „nie teraz”, zazwyczaj podchodziła do Wieczorynki i zaczynała jej marudzić, że chciałaby wyjść. Takie marudzenie czasem kończyło się wspólną zabawą. A czasem tym, że suczka na nią nawarczała, a biała odchodziła powoli z podkulonym ogonem i kładła się w odległym kącie, zastanawiając się, co zrobiła źle. Różyczka czasem zastanawiała się, czy jej siostra ma równo pod sufitem.
W każdym razie, kiedy całą rodziną ruszali do Industrii, rozpierało ją szczęście. Jak wyruszyli, hycała wesoło, co chwilę wpadając pod nogi rodziców. Do tego zasypywała tatę pytaniami:
— Jakie jest twoje ulubione miejsce w terenach ognistych? Dużo tam miejsca do biegania? Czy macie tam jakąś wodę? W sensie… płynącą wodę?
Gdy dowiedziała się, że mają jezioro — J E Z I O R O — pisnęła z zachwytu i zaczęła jeszcze energiczniej biegać, ściągając na siebie nieco zażenowane spojrzenie Wieczorynki i półprzytomne skupienie Szeptu, która jak zwykle szła w lekkim oddaleniu zatopiona we własnych myślach. Po skończeniu swojego wywiadu także ciut się odsunęła od swojej rodzinnej karawany, skupiając się na chłonięciu wzrokiem mijanych terenów. Pleśń natomiast odetchnął nieco z ulgą, gdy córeczka skończyła go zasypywać pytaniami.
Różyczkowa beztroska skończyła się jednak, kiedy Żałobna zwołała swoje córki bliżej siebie.
— Zbliżamy się do terenów Industrii — rzuciła z lekkim roztargnieniem. — Trzymajcie się teraz blisko i nie hałasujcie za bardzo.
Postura Różyczki od razu się zmieniła. Futerko się zjeżyło, główka lekko zadarła w górę, a ogon zesztywniał, ograniczając ruchy do minimum.
— Mamo, jak oni na nas zareagują? — zapytała. Jej głos był wyniosły, ale podszyty stresem, który starała się jak najbardziej zamaskować. — Muszą nas zaakceptować, prawda?
— Tak, słoneczko. Oczywiście, że tak. W końcu waszym tatą jest Ciepła Pleśń, a jego tam bardzo szanują — rzuciła z uśmiechem w kierunku samca idącego obok. 
Po chwili ten uśmiech jednak zniknął z jej pyska. Zresztą od początku nie obejmował on oczu ani głosu. Chociaż wzroku matki, w której widniało to samo pytanie, które Różyczka przed chwilą zadała, nie widziała, to córka usłyszała wątpienie w głosie. Tak, jej matka także się tym stresowała.
— Nie ma się czym przejmować, kochanie — rzekł Ciepły swoim zwyczajnym, opanowanym głosem, właściwie nie wiadomo, do której z nich. Pewnie do obu.
Mimo to, gdy dochodzili do magazynu, przed którym zgromadziła się rodzina ze strony taty, Różyczka trzymała się tuż przy swojej matce, przy każdym kroku niemal następując jej na łapy. Gdy w końcu zobaczyła swoją rodzinę, właściwie nie zmieniła swojego wyrazu pyska. Ich reakcja była naprawdę dobra, ale chociaż wewnętrzne napięcie po chwili z niej zeszło, to jej postawa na zewnątrz się nie zmieniła. Z taką samą wyższością patrzyła na to, jak jakiś pies rzucił się na jej tatę, na ekscytację swojej babki i na psy, które podchodziły im się przyjrzeć i się zapoznać. Nie peszyło jej to, że ciężko jest szczeniakowi patrzeć z góry na dorosłe psy, w większości kilkukrotnie większe od niej samej. Każdemu rzucała oczami wyzwanie, jakby chciała powiedzieć: „To moje miejsce. Nie obchodzi mnie, że byliście tu wcześniej”. Nikt co prawda nie sugerował, żeby się ich pozbyć, ale Różyczka i tak traktowała pozostanie tu jako wyzwanie.
Słońce coraz bardziej chyliło się ku zachodowi, a Różyczka męczyła się, próbując spamiętać imiona swojej „nowej” rodziny. Co chwilę rzucała spojrzenie na matkę, żeby sprawdzić, czy przypadkiem już nie mogą iść. W końcu Ciepły zreflektował się, że chyba pora ułożyć dzieci, więc w porozumieniu ze swoją matką zaprowadził ich w głąb magazynu. W końcu się zatrzymali.
— Tutaj będziemy spać — zapowiedział, a cała rodzina zaczęła się układać. Różyczka ułożyła się obok rodziców.
— Chyba… było okej, prawda? — Spytała biała, podsypiająca kulka. — Polubili nas?
— Ciebie w szczególności, jak wszystkim rzucałaś mordercze spojrzenia — zachichotała wyraźnie już bardziej zrelaksowana Żałobna. Różyczka się obruszyła, ale była już zmęczona, więc kuleczka tylko się lekko poruszyła i fuknęła.
— Obejrzymy jutro cały teren? — zdążyła jeszcze zapytać, po czym zapadła w sen i nie mogła usłyszeć odpowiedzi.
<Żałobna?>
[704 słów, Różyczka otrzymuje 7 punktów doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz