Sikorkowa Łapa rosła jak kurwa na drożdżach, a Mech, którego umysł był zbyt często pod wpływem kompletnego najebania jakimś szajsem, nawet nie zauważył kiedy jego uczennica z małego smroda zmieniła się w dorosłą babkę, nie tak daleką wiekiem do tego kiedy on sam był mianowany. Szczerze to zdziwił się kiedy przyszła ona do niego pewnego poranka, gdy miał czystą głowę. Wcześniejszego dnia poszedł spać serio wcześnie, przez co wszystkie cudowne działania zjedzonych przez niego roślinek zdążyły przeminąć. Przez dobre kilka chwil miał wrażenie, że przespał jakiś ogromny kawał czasu i zastanawiał się, jak mocny towar opierdolił, że tak go ścięło, ale ostatecznie okazało się, że jest po prostu kretynem. Czyli nic kurwa nowego.
Moje obrażanie Omszonego nie bierze się znikąd. Ten pożalcie się Gwiezdni wojownik, w rankingu chujowych mentorów na pewno był gdzieś wysoko w rankingu. Może nie osiągnął poziomu Sowiego Pazura (nigdy nie wpierdolił dla Sikorki, słowo!) czy Skalnego Potoku, ale nie był też choćby akceptowalny. Tyle razy ile wystawił swoją uczennicę do wiatru, że było wręcz kurwa żałosne. Zachowywał się jak jakiś pieprzony tchórz, który bał się tej minimalnej ilości odpowiedzialności, jaką na niego powierzono. Zamiast tego wolał się kłócić i włóczyć ze swoim wcale-nie-chłopakiem, byle tylko by nie musieć niańczyć Sikorkowej Łapy.
Oczywiście... Nie zawsze wychodziło mu unikanie swojej uczennicy i koniec końców parę lekcji odbyć z nią musiał. Mech sam by bez bicia przyznał, że na początku n i e n a w i d z i ł tej gówniary i jego celem numer jeden w życiu było jak najszybsze pozbycie się jej. Paradoksalnie, zamiast odbębnić trening z Sikorką, by mieć ją z głowy, ten przedłużał go i przedłużał. Próbował nakłamać dla Rzepakowej, że dzieciak jest już gotowy, ale ten debil powiedział to gdy ta miała ledwo 10 księżyców i Sowi kazał mu spierdalać. Mech więc parsknął, machnął ogonem i poszedł. Z upływem czasu, coś się zmieniło. Omszony sam nie wiedział co wpłynęło na tą nagłą zmianę jego podejścia. Być może, że zmuszony do spędzania czasu z tą pozytywną kulką energii, zaczął zauważać w niej zalety, zamiast tylko kolejnego, pieprzonego obowiązku, którego chciał się po prostu pozbyć. Nie ważne co to było, Mech nieironicznie polubił spędzać czas z Sikorką i parę ostatnich umówionych treningów, jakimś cudem nie ominął, lecz przyszedł — co już było kurwa wielkim wyczynem, ale słuchajcie dalej — i nawet w jakimś stopniu się starał.
— Nie, nie, nie — sapnął i powoli podszedł do Sikorkowej Łapy, która przygotowywała się do skoku na jakiegoś potężnie grubego szczura. Przylgnął do niej bokiem, wbijając wzrok w zdobycz. —W ten sposób zahaczysz łapami o tamtą dziurę — szepnął i kiwnął głową na wcześniej wymienioną przeszkodę — Spowolni cię to, a ten grubas ucieknie.
Sikorkowa Łapa przyjrzała się jeszcze raz swojej trasie i delikatnie przesunęła się na bok. Uśmiechnęła się do niego lekko i skoczyła. Mech dumnie obserwował, jak suczka w ułamek sekundy znalazła się przy szczurze, łapiąc go w pysk i zaciskając szczęki. Polała się krew, ale zwierzak nawet nie zdążył pisnąć. Uczennica, szczęśliwa, zamachała energicznie ogonem na prawo i lewo, kierując wzrok na swojego mentora, do którego podeszła sprężystym krokiem, wyraźnie dumna z tego jak szybko jej to poszło.
— To co, chyba zasłużyliśmy na małą ucztę? Starczy go dla dwójki — Mech wyszczerzył swoje zęby.
Oczywiście, że kodeks wojownika go nie obchodził. Ba! Pewnie nawet nie pamiętał o tym punkcie, przepadł on w przeżartym narkotykami mózgu głupiego ćpuna, znikając bez powrotu. Dawno już zapomniał większość rzeczy, jakie Sowi Pazur mu wciskał do głowy.
Miał szczęście, że jego uczennica czuła się podobnie wobec zasad wymyślonych przez dawno martwe pieski.
Wbił swoje zęby w cielsko szczura, zaraz po Sikorkowej Łapie, biorąc kęs.
Cóż, Mech nigdy nie był kurwa idealny. Jasne, że swoją piękną mordą oczarował niejednego, jednak zbyt często brakowało mu rozgarnięcia. Nie była to wada wrodzona, raczej nabyta przez debilizm. Tym razem, nie miał zielonego pojęcia jak stara jest Sikorkowa Łapa, przez co gdy jej wiek (22 księżyce!) przeleciał mu koło ucha, uznał, że to jakiś kurwa żart i musi to zmienić. Musiał ją mianować i musiał to zrobić przed tym kiedy uczeń Ciepłego zostanie mianowany. Pomińmy fakt, że Nagietek był już drugim uczniem brata Omszonego, kiedy ten ledwo sobie radził z jednym. Ego Mcha jednak było zbyt daleko, by wojownik mógł dopuścić do swojej głowy tę myśl.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił po przetworzeniu tej tragicznej informacji, było znalezienie swojej uczennicy. Nie było to trudne, kręciła się koło pierwszych rozkwitniętych kwiatów, niedaleko obozowiska.
— Hej Sikora! — zaśmiał się, podchodząc energicznie do swojej uczennicy. Ta spojrzała na niego, oderwana od jakiegoś mało ważnego zajęcia. — Co ty na może małe mianowanie? — wyszczerzył się.
— Że... Że teraz?
— No jasne, że teraz, a co kurwa myślałaś? Ile można czekać, nie chcesz chyba być tą pieprzoną Łapą całe życie?
Nie miał pojęcia czy jego uczennica była bardziej podekscytowana, czy zdziwiona nagłą decyzją Mcha.
<Sikorkowa Łapo? Co ty na jakieś późniejsze uczczenie mianowania Sikory?>
[810 słów: Omszona Krtań otrzymuje 8PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz