Na początku nie mogłam przywyknąć do tego wszystkiego. Byłam z dala od znajomych zakamarków obozu, przyjaznych szczenięcych mordek krzyczących w moją stronę: „Ciocia!!!”, szmeru fontanny oraz tysiąca znanych mi, kojących zapachów. To wszystko zostało w tyle, pod rządami upadłej na łeb suki. Bałam się, że mój dom popadnie w ruinę.
Potem Klematisowego Korzenia, naszego ukochanego, prawowitego lidera, dopadła gorączka. Pamiętam dobrze te chwile, gdy trzęsłam się ze strachu, stojąc nad nim. Nie wyglądał zupełnie jak on. Gdy na niego patrzyłam, chciało mi się płakać. Ledwo wierzyłam, że to ma być nasz lider. Myślałam, że wszystko stracone.
Promyczkiem w nadziei było to, że nasza grupa zaczęła się powiększać. Pewnego ranka doszła do nas Leszczynowa Kępa, z którą szczerze się zaprzyjaźniłam. Pamiętam, jak była jeszcze szczeniakiem. Och, jak to wszystko się potoczyło…! W klanie również było wielu chętnych, by nam pomóc. Podgrzybkowa Sierść wyleczył Klematisa. Musicie mi wierzyć, gdy zobaczyłam, że z Klematisowego Korzenia zeszła gorączka, ryczałam ze szczęścia.
Jednak udało nam się dostosować do nowego życia. Patrole, zdobywanie informacji i plany weszły nam w codzienność. W końcu zaczęły się coraz ambitniejsze posunięcia. Od tego, by wszystko wróciło do normy, dzieliło nas już coraz mniej kroków.
Kurczaczki, była jedna taka narada, którą wspominam szczególnie miło. Tak… swojsko. Bezpiecznie.
Byliśmy w naszej kryjówce, nadmorskiej jaskini. Panował wokół nas półmrok, a od ścian odbijały się odgłosy bębniącego deszczu. Mimo że nie byliśmy u siebie, staraliśmy się nadal kultywować tradycje. Jeżeli była taka możliwość, zwykle robiliśmy swoje zgromadzenia, gdy padał deszcz. Oczywiście często nam się to nie udawało, ponieważ nasze życie wygnańców było dość gwałtowne, ale rozmowy podczas deszczu zawsze dawały mi poczucie bezpieczeństwa.
— Myślę, że powinniśmy porozmawiać z jednym z liderów. Potrzebujemy wsparcia innego klanu — oświadczył Klematis, a ja na te słowa uniosłam pysk, wymieniając przelotne spojrzenie z Leszczynową. Uśmiechnęłyśmy się do siebie.
Słoneczny Pysk pokiwała głową, a ja, widząc jej kręconą, rudą sierść, znów poczułam ukłucie zazdrości. Ałaj.
Zaraz jednak przywołałam się do porządku. Hej! Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż czyjeś futro! — zakrzyknęłam w myślach. Gdzieś we mnie jednak pozostało bolesne uczucie niedostatku.
— Kogo proponujesz? — zwróciła się Słoneczko do Klematisa.
Chyba we wszystkich obecnych głowach pojawiło się to samo, dwuczłonowe imię.
Brązowa Gwiazda
— Ventus — odparł po prostu. — Są najbliżej. A i Brązowa Gwiazda jest zdecydowanie lepszy od swojej poprzedniczki.
W oddali odezwał się grzmot. Zamilkliśmy wszyscy, przestraszeni wsłuchując się w mrożące krew w żyłach dudnienie. Lało już jak z cebra.
Gdy hałas umilkł, Leszczynowa niepewnie zabrała głos. Słuchałam ją jednym uchem. Drugim cały czas wsłuchiwałam się w otoczenie. Nasłuchiwałam kolejnych oznak niszczycielskiej burzy. Niczego szczególnie niepokojącego jednak nie dosłyszałam.
— To ma sens — szczeknęła. — Potrzebujemy sojuszników. Tylko… Co zrobimy, jak… Brązowa Gwiazda się nie zgodzi? Pójdziemy do innego przywódcy? A co, jeśli wszyscy odmówią nam pomocy?
Wszyscy oprócz mnie wymienili porozumiewawcze spojrzenia, na co coś mnie skręciło w środku. Nie możemy pesymistycznie myśleć! Na pewno się zgodzi! Jaki dobry lider odwróciłby się od nas?! Przecież znajdujemy się w okropnej sytuacji.
— Zgodzi się! Na pewno się zgodzi! — wyplułam z siebie z nadmiernym entuzjazmem. — Musimy spróbować. Poza tym zawsze mamy też Tenebris i Bezgw- E, hehe, ale w sumie oni nam nie będą potrzebni, no nie? Przecież wiemy, że Brązowy się zgodzi. Powie: „Tak, oczywiście, przesyłam wyrazy współczucia. Musimy omówić wszystkie niezbędne kwestie” i blabla, nie do końca wiem, co tam się gada w takich przywódczych i oficjalnych gadkach. Ale Brązowa Gwiazda wie przecież, on ma tyle doświadczenia, że szok. Rosłe psisko, mózg wielkości gniazda dwunożnych, no naprawdę. Wydaje się cholernie mądry. Jak jakiś mędrzec albo Gwiezdny czy co. No nie? Na pewno ktoś taki nam pomoże, głowy do góry.
Po tej wyczerpującej przemowie wyłączyłam się już z rozmowy. Do końca narady przesiedziałam ze wzrokiem wbitym w Klematisowego Korzenia. Miejmy nadzieję, że za niedługo Klematisową Gwiazdę. W głowie buzowały mi wszystkie pomysły, jakie miałam, na rozwiązanie tej sprawy. Możliwe zakończenia. Dramatyczne sceny. Nasz szczęśliwy powrót do domu. Brązową Gwiazdę, który z uśmiechem na pysku ofiaruje nam szczodrą pomoc. Albo i też, jak z grymasem niedowierzania odmawia nam współpracy.
Miałam nadzieję, że spełnią się tylko te dobre z nich.
— Dobrze. Więc jutro ja wraz ze Słonecznym Pyskiem pójdziemy na tereny Ventus. — skwitował Klematisowy. — Miejmy nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży.
Na te słowa ocknęłam się z rozmyśleń. Wraz z innymi udałam się do spoczynku. W marszu złapałam przelotny kontakt wzrokowy z Leszczynką.
Musi się udać. Od tego zależy nasza przyszłość. Przyszłość całego Flumine. To jest być, albo nie być. Sprawa istnienia.
***
Wszystko w tym koszmarze, jakim było życie wygnańców, szło jak po maśle. Mimo okropnych okoliczności nasz wspólny plan wypełniał się co do joty. Wszystko! Punkt po punkcie został zaliczany. I dalej, dalej… Coraz bliżej…
Brązowa Gwiazda obiecał nam kilku wojowników, którzy pomogą nam z odbiciem naszego domu. Podszepty, które do nas dotarły, wskazywały na to, że padło już imię jednego z nich — Pszczelego Tańca.
MOJEGO PSZCZÓŁKA, ROZUMIECIE TO????
Zawalczę z przyjacielem o mój dom! Czułam się magicznie, gdy to usłyszałam. To dobry chłopiec. Przeżyliśmy razem fajne chwile. Jestem pewna, że sam się zgłosił do tego zadania.
Każdy kolejny patrol, na który się wybierałam, mógł być tym ostatnim. Ostatnim w tym beznadziejnym położeniu. Cały czas czekaliśmy na ten moment. Gdy to, co nam się należy, do nas wróci. Nie chcieliśmy się już ukrywać jak jakieś szczury.
Po prostu nie chcieliśmy.
Uśmiechnęłam się do siebie.
— Wiesz, co, Leszczynowa Kępo…?
Zakończyłam ciszę, która między nami zapadła. Odpędziłam na bok moje przemyślenia.
Leszczynka również otrząsnęła się, wracając do rzeczywistości. Jestem pewna, że myślałyśmy o tym samym. O wspomnieniach. O domu. O tym, co było nasze i zawsze będzie nasze.
Wbiłam zamglony wzrok w spokojne morze, w którego głębi odbijało się zachodzące słońce.
— Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Mimo… Mimo tego wszystkiego. Nie możemy się poddać. Szczególnie że wygrana czeka na nas tuż za rogiem.
<Leszczynowa Kępo?>
[976 słów: Zroszona Ptaszyna otrzymuje 9PD]
[976 słów: Zroszona Ptaszyna otrzymuje 9PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz