24 marca 2022

Od Smużnej Łapy do Konwaliowego Szronu

Drap, drap, drap, drap, drap… ta onomatopeja mogłaby powtarzać się przez kilka kolejnych akapitów. Taki właśnie dźwięk towarzyszył Smużce od niewyobrażalnie długiego czasu, którego jej młoda główka nie była nawet w stanie zliczyć. Wbrew wszelkim pozorom, nie są one sztucznym nabijaczem słów w tym opowiadaniu. Tydzień? Dwa? Może nawet miesiąc albo i dłużej. Każda chwila tego okropnego uczucia, jakby na jej ciało ktoś wpuścił całe mrowisko, była nie do zniesienia. Przez pierwsze dni nie było trudno ukryć potrzeby jak najszybszego odwiedzenia medyka, ale im bardziej suczka to odwlekała, tym bardziej zwracało uwagę jej bezustanne drapanie, gryzienie albo tarzanie się, chociaż dla chwili ulgi. Teraz już nawet to nic nie dawało. Pomimo okropnie upartej natury Smużki, w końcu udało się jej matce siłą wepchnąć ją do pokoju gospodarczego Ruin Tenebrisu, w którym, według powszechnej wiedzy, mieścił się gabinet Lisiego Wrzasku. Nie bywała tu często, a właściwie prawie nigdy z powodu swojej ogromnej dumy, ale gdy przechodziła obok, nie zdarzyło jej się jeszcze zobaczyć kolejki. Najwidoczniej jest to jakaś odwieczna zasada, że gdy tylko potrzebujesz skorzystać z należnych ci usług klanowego uzdrowiciela, kolejka po prostu jest i nic nie można z tym zrobić. Sunia przyjrzała się dwójce psów przed nią. Lisi Wrzask obsługiwał już jednego z nich, czarnego wojownika o białych łapach, w drobne ciapki, przywodzące na myśl poziomki, które kiedyś Pan Ojciec przyniósł jej i mniej udanemu, z perspektywy Smużki, rodzeństwu. Gdyby bardziej jej na tym zależało, możliwe, że byłaby w stanie przypomnieć sobie imię tego Poziomkowego wojownika. Kochana Pani Matka kazała jej się kiedyś uczyć imion wszystkich psów jej klanu, ale nie było to zbyt proste na jej małą główkę, więc poszły na kompromis i Smużka znała na pamięć tylko większą część wojowników, a reszta klanowych imion krążyła bez celu w odmętach jej umysłu, czasem obijając się o ściany i przypominając o swoim istnieniu, ale z rzadka.
— Ta nornica, którą zjadłem wczoraj na kolację, pewnie była już stara. A co, jeśli się zatruję i stanie mi się coś poważnego? — zaczął panikować wojownik. Po chwili dodał, mrucząc pod nosem. – Po co ja ją w ogóle jadłem? Tak coś czułem, że miała dziwny kolor.
Medyk Tenebris spojrzał się na biednego psa ze zmęczeniem. Przewrócił oczami i westchnął, po czym odszedł gdzieś w cień pokoju, prawdopodobnie w celu dobrania odpowiednich ziół.
Zaraz przed Smużką, na swoją kolei czekała puchata biała suczka, w czarne łaty. Co nie zdarzało się szczeniakowi często, uznawała tę wojowniczkę za bardzo ładną. Nawet zapamiętała jej imię! Śnieżny Tryumf. Łaciata Śnieżka wydawała się zdenerwowana, więc szczeniak postanowił nie zbliżać się do niej za bardzo. Tak na wszelki wypadek. Może futro miała piękne, ale co do jej charakteru nie była wciąż pewna, więc wolała nie odkrywać go, gdy wojowniczka miała zły humor. Szaro-czarno-ruda sunia dumnie klapnęła swoim kuprem na ziemi i z wyniosłą miną czekała na swoją kolei, co kilka chwil chaotycznie wywijając tylną łapą, z ciągłą nadzieją na poprawę jej fatalnego stanu, związanego z pchłami. Nie naczekała się samotnie długo, bo dosłownie kilka chwil później, zza jej pleców dobiegł aksamitny, spokojny, niczym morze w bezwietrzny dzień, głos:
— Witaj Smużko, jak się czujesz?
Zaalarmowany szczeniak odwrócił się i spojrzał w równie spokojną i harmonijną, jak tajemniczy głos, parę oczu. Zaskakujące, że te dwukolorowe, praktycznie przeciwne sobie gałki oczne, można nazwać harmonijnymi. A jednak. Konwaliowy Szron, jak zdołała sobie uzmysłowić Smużka, była wyjątkowa. Pomimo iż szczenię widziało ją wiele razy, nigdy nie targały nią żadne silne emocje, a nawet jeśli, jakimś cudem wojowniczka potrafiła przemienić je w spokojny morski szum. – jak mogłaby określić zdecydowanie mniejsza sunia, gdyby bawiła się w przenośnie i poezje. Jednak ten maluch zdecydowanie wolał bezpośredni przekaz, nad którego znaczeniem nie trzeba się zastanawiać.
— Okropnie swędzi mnie wszystko – poskarżyła się. – A ta kolejka jest taka strasznie dłuuuuga! Kto w ogóle wymyślił kolejki? Pewnie po śmierci trafił do Infernum!
Konwalia zastanowiła się chwilę.
— Wydaje mi się, że gdyby nie kolejki, wszyscy by się przepychali i ostatecznie przez to nigdy nikt by nie dostał pomocy medyka — odpowiedziała w końcu.
Smużka nie spodziewała się, że będzie musiała mierzyć się z dobrym argumentem.
— Chyba ma Pani rację — powiedziała, wbrew swojemu nastrojowi. — Pewnie ma to jakiś sens. A wiedziała Pani, że moja Pani Matka przygarnęła niedawno kolejnego szczeniaka? Nazywa się Ćma – zmieniła kompletnie temat.
Od jakiegoś czasu bardzo chciała o tym z kimś porozmawiać, bo drażniła ją perspektywa kolejnego bachora, zabierającego należną jej miłość matki. Wiedziała, że nie powinna się od razu nastawiać na najgorsze i że Gwiezdni by tego nie pochwalali, ale nie chciała oddawać rodzicielki innym. Jej siostra Morze też jakby została zagarnięta przez nowego członka rodziny, co było dla Smużki ciosem prosto w serduszko, bo liczyła, że jej do tej pory jedyna siostra pozostanie jej wierna, jakkolwiek by to samolubnie nie brzmiało.
— Coś o tym niedawno słyszałam — odpowiedziała, łagodnie jak zwykle, Konwalia. — I jaka ona jest? Zaprzyjaźniłyście się?
Sunia miała ochotę powiedzieć całą prawdę, o tym, że nie bardzo jej się podoba wizja jeszcze większej ilości rodzeństwa, ale powstrzymała się, myśląc, że właściwie jeszcze bielutkiej siostruni nie poznała, a jak powie coś takiego na głos, ludzie mogą o niej pomyśleć dziwne rzeczy.
— Chyba jest w porządku, jeszcze nie miałam za bardzo okazji jej poznać.

<Konwaliowy Szronie?>
[855 słów: Smużna Łapa otrzymuje 8 PD i 1 Punkt Treningu + zostaje wyleczona]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz