Nagietkowa Łapa od rana był nerwowy. Dlaczego? Otóż wiedział, że przed nim poważna próba, od której zależy, czy zostanie wojownikiem, czy też nie. Dzisiaj miał udowodnić, że jest godny nowego imienia, które nada mu liderka. Czy faktycznie czuł się godny? Na to pytanie nie znał odpowiedzi. Czy czuł się przygotowany? Merytorycznie tak, a psychicznie... wydawało mu się, że nie. Nie czuł się tak odważny, jak Omszony, szlachetny jak Ciepły, stanowczy jak Sowi czy troskliwy jak Rzepakowa. Kiedy stał nad jeziorem, wpatrując się w swoje wzburzone odbicie, czuł się nijaki. Właśnie to zatrzymywało go przed rozpoczęciem polowania. „Nijakość”.
Ciężko było mu jednoznacznie określić, jak się czuł. W głębi duszy był naprawdę szczęśliwy, że ukończył już trening i dotarł do tego momentu. Miał też nadzieję i prawdziwie wierzył w to, że stawi czoła wszystkim przeciwnościom losu, jakie w przyszłości napotka na swojej drodze. Niestety, może ze stresu, a może przez zbytnią samokrytykę, uczeń wciąż doszukiwał się negatywów.
Jakiś czas temu Ciepła Pleśń opowiedział mu o swoim teście. Podczas słuchania tej historii Nagietkowa Łapa po raz kolejny zrozumiał, jak dobrym wojownikiem był jego brat. Zabicie tak dużego stworzenia musiało być niesamowicie trudne. A czy on sam potrafiłby dokonać tak wielkich czynów?
Woda jeziora była delikatnie wzburzona. Ledwie zarysowane na tafli wody, powiększające się okręgi skłaniały Nagietka do kontynuowania rozpoczętych już w obozie rozmyślań o wielkości. Czy syn Rzepakowej chciał być wielkim wojownikiem? Chyba nie. Do szczęścia nie potrzebował chwały, uznania, nawet rozpoznawalności. Chciał móc chronić Industrię i swoją rodzinę. Chciał móc przynosić dumę Gwiezdnym i postępować zgodnie z Kodeksem Wojownika, gdyż wierzył, że takie życie będzie dla niego najlepsze. Chciał, by rodzina mogła na nim polegać w chwilach zagrożenia. Nieśmiało marzył o zyskaniu choćby jednego przyjaciela. Wydawało mu się, że nie oczekiwał od siebie niczego niemożliwego i pewnie gdyby został wojownikiem, mógłby sprostać swoim oczekiwaniom.
Westchnął cicho. Największą dumą dla niego byłoby zostać tak dobrym przykładem dla przyszłych uczniów, jakim Ciepły był dla niego. Oh, Gwiezdni... Gdyby tylko miał nad tym wszystkim kontrolę, pożegnałby się z połową swoich wszystkich zmartwień. Nie potrafił nawet przekonać do siebie swojego najstarszego brata.
✧─── ・ 。゚★: *.✦ .* :★. ───✧
Nagietek już jakiś czas temu odszedł kawałek od jeziora. Ułożył się w tym czasie ostrożnie na trawie, rozmyślając głęboko o tym, co go czeka. Zazwyczaj stojące uszy naszej czarno-białej kulki teraz praktycznie przylegały do głowy. Sam nie wiedział, czym się tak martwił. Nikt nie byłby na niego zły, nawet gdyby wrócił z myszą. W takim razie, dlaczego on sam nie potrafił sobie odpuścić? Dlaczego nie był pewny? Nie wiedział, ale musiał w końcu podzielić się z kimś tą niepewnością. Zwariowałby bez tego.
— ... Nie jestem pewien, czy i w takiej sprawie powinienem zwracać się do Gwiezdnych — zaczął niepewnie Nagietkowa Łapa, spoglądając z uniżeniem w czyste, błękitne niebo, doszukując się w nim boskości, mogącej być odpowiednią jedynie dla Gwiezdnych, którym w obliczu niezrozumienia we własnym świecie, Nagietek powierzał regularnie swoje najskrytsze przemyślenia i obawy. — Moi Gwiezdni... boję się, że nie jestem najlepszym materiałem na wojownika. — Zdanie te wypowiedziane na głos brzmiało jeszcze gorzej, niż brązowooki przypuszczał początkowo. — Uczyłem się i pracowałem wytrwale, aby was nie rozczarować, ale mimo tego nie czuję się gotowy. Staram się kroczyć dobrą ścieżką. Chcę być godny przychylności, jaką czynicie w moim kierunku, ale... Uch, chyba nie potrafię wytłumaczyć, czego tak naprawdę się obawiam. Opanowałem wszystko, co powinien potrafić wojownik. Umiem już walczyć, polować, pływać, wspinać się na drzewa i nie tylko. Mam za sobą patrol, zgromadzenia i naprawdę uważam, że Ciepły dobrze mnie wyszkolił. Moja mama, Rzepakowa Gwiazda, mówiła mi, że we mnie wierzy i skoro Ciepła Pleśń stwierdził, że jestem gotowy na przystąpienie do testu, to z pewnością tak jest. Naprawdę chciałbym im wierzyć, ale to dla mnie zbyt trudne, by tak po prostu to zaakceptować — fuknął płaczliwie. — Potrafię polować, więc powinienem sobie poradzić z czekającym na mnie zadaniem, ale czy to rzeczywiście wystarczy, aby zasłużyć na nowe imię? Nie chcę podważać tradycji, ale... — Nagietek skulił się w sobie, jakby przeszył go zimny dreszcz. — Jeśli nie czuję się godny zostania wojownikiem, czy powinienem nim zostać? — Te pytanie wyszeptał jeszcze bardziej kruchym tonem, niż ten, jakim zwracał się do Omszonego, gdy ten zrobił mu przykrość. — Proszę nie zrozumieć mnie źle, chcę być wojownikiem, nawet bardzo chcę, ale czuję, że nie jestem dość dobry. Naprawdę umiem to wszystko, nikt nie oczekuje ode mnie niczego niezwykłego. Nawet Ciepły zaproponował, abym w ramach testu upolował tylko zająca, kiedy on wrócił z ogromną sarną. Potrafiłbym zdać test. Tylko że kiedy widzę, jacy wszyscy wojownicy wokół są wspaniali, nie czuję, jakbym mógł do tego należeć. Każdy wyróżnia się cechą, której nie mam. Ciepły mówi, że będę świetnym wojownikiem, ale czuję się tak... nijaki. — Czuł ucisk w gardle, gdy patrząc w niebo, zwierzał się ze swoich wątpliwości. — Nie walczyłem w żadnej bitwie i niczym się nie wykazałem, a teraz, kiedy mam dowieść, że jestem godny, wcale nie czuję się, jakbym był. Czy tak powinno być? — Nagietkowa Łapa pokręcił głową, żeby się uspokoić. Wstał. — Jeśli powinienem zostać wojownikiem... proszę, Gwiezdni, dajcie mi jakiś znak.
Nagietek dość długo czekał na sygnał czy jakikolwiek inną wskazówkę. Nie wiedział, jak długo ma czekać lub czy w ogóle dostanie odpowiedź. Fala smutku zalała jego myśli. Miał już zrezygnować, gdy nagle usłyszał plusk wody.
Rozgorączkowany rozejrzał się w każdym możliwym kierunku. Od strony jeziora, lekko na ukos od niego biegł jakiś ogromny, mokry, brązowy szczur!
Zerwał się w pogoń za zwierzęciem. Nie mógł uwierzyć! Czy to faktycznie znak od Gwiezdnych? Nie miał czasu na obmyślenie żadnej strategii. Nawet nie wiedział, co to takiego.
— Stój natychmiast! Proszę!
Uczeń postarał się przyspieszyć, jak najbardziej mógł. TEN SZCZUR BIEGŁ ZYGZAKIEM! Chciał go zmęczyć? Niedoczekanie! Nagietek dość szybko znalazł się na ogonie brązowego, najwyraźniej mokrego potwora. Ten co chwilę starał się go zgubić. Nagietek nie miał jak wgryźć się w jego szyję, jak uczył go Ciepły. Musiał improwizować.
Brązowy „szczur” na pewno nie spodziewał się, że pies ugryzie jego ogon, żeby go spowolnić. Nagietek za to nie spodziewał się, że jego przeciwnik w odwecie go ugryzie.
— AŁ! Grh! — zaciskając zęby, Nagietek wykorzystał fakt zatrzymania się mokrego szczura i ugryzł go. Szybko jednak zrozumiał, że nie trafił w szyję dziwnego stworzenia. Te znowu zebrało się do ucieczki. Nagietek ledwo dogonił go, nim ten wskoczył do wody.
Z trudem utrzymywał stabilną pozycję, z całych sił zaciskając zęby na piszczącym, syczącym i wiercącym się, zakrwawionym potworze, który w dodatku okładał go ogonem. Obawiał się, że wierzgające zwierzę mogłoby mu uciec, gdyby choć trochę mu odpuścił. Tym razem nie zdołałby go już dogonić, więc dzielnie znosząc ciosy, dotrzymał konające stworzenie, aż zupełnie opadło z sił.
Kiedy umorusany jeszcze ciepłą krwią uczeń puścił krtań wodnego drapieżnika, stanął jedną z łap na jego brzuchu, by mieć pewność, że ten przypadkiem nagle nie wstanie. To był najtrudniejszy cel, jaki Nagietkowa Łapa dotąd sobie wybrał. Nie czuł, że dokonał czegoś wybitnie wielkiego, ale był z siebie zadowolony. Jego zdobycz nie była przeciętna, a schwytanie jej było dla Nagietkowej Łapy czymś więcej niż tylko udanym polowaniem. Jeśli Gwiezdni uważali, że powinien zostać wojownikiem, nie zamierzał z nimi dyskutować.
— Dz...dziękuję wam, Gwiezdni, za zesłanie tego... zwierzęcia na moją drogę. W zgodzie z Kodeksem Wojownika będzie on pokarmem dla mojego k...lanu. Chcę jeszcze... powiedzieć, że... zostanę wojownikiem... i dziękuję wam za pomoc w podjęciu decyzji. Przepraszam za moje... wątpliwości — wysapał, łapiąc szczątkowe oddechy.
Nagietkowa Łapa mógłby przysiąc, że w tamtym konkretnym momencie, patrząc w niebo, czuł dziwną, przyjemną energię, wypełniającą go nieznanym mu wcześniej ciepłem. Może była to zasługa pory zielonych liści i przegrzania po dłuższym biegu. Może brązowy stwór pojawił się na drodze ucznia przypadkiem? Najpewniej właśnie tak było. Serce Nagietkowej Łapy zdawało się jednak wiedzieć lepiej. Domniemany znak z Coleum napełnił przyszłego wojownika determinacją i optymizmem.
Zadyszany pies mógł wreszcie dokładnie przyjrzeć się swojej ofierze. Wciąż dość mocno bolała go przednia łapa, ale starał się nie zwracać na to w tamtym momencie uwagi. Nie miał pojęcia, co za dziwne stworzenie leżało teraz przed nim. Pachniało krwią, rybami i dziwną, nieokreśloną mieszanką błota z czymś, czego Nagietkowa Łapa jeszcze nie znał. Znów przyjrzał się tej zagadkowej kreaturze. Opływowy kształt ciała, duży, silny ogon, brązowe, krótkie futro od strony grzbietu oraz jasne od spodu. Małe uszka i czarny nosek z długimi wąsami. Z pewnością nie widział tego zwierzęcia nad jeziorem nigdy wcześniej, a wcale nie bywał tam rzadko. Może przybiegło tu z innego klanu? Najpierw z trudem stanął obok i wyprostował się. Potem, lekko utykając, obszedł zwierzę dwukrotnie, zatrzymując się w końcu przy jego głowie. Niepewnie, zakrwawioną łapą rozchylił jego szczękę, żeby przyjrzeć się uzębieniu. Cokolwiek to było, miało małe i ostre zęby.
✧─── ・ 。゚★: *.✦ .* :★. ───✧
— Jak się czujesz, Słońce? — zapytała Rzepakowa, idąc obok swojego syna. Liderka prowadziła go właśnie w środek tłumu. Nie mieli wcześniej zbyt wiele czasu, żeby porozmawiać.
Właściwie od razu po ułożeniu (jak się okazało) wydry na stosie żywności, Nagietkowa Łapa został osaczony przez rodzeństwo z miotu, a później — już tylko przez Kłaczastą Łapę — zaprowadzony do medyka. Nagietkowa Łapa wiedział, że brat czuje do niego niechęć, ale nie komentował tego, nie chcąc pogorszyć sytuacji. Pozwolił bratu odejść, by zaraz przywitać się serdecznie z jego mentorem. Peter po wstępnych oględzinach i opisaniu przez czarno-białego problemu dał mu do pogryzienia kilka żółtych kwiatów, a oprócz tego oblepił jego łapę przeżutymi liśćmi i pajęczyną. Po wszystkim syn Sowiego poczuł się lepiej. Ulgą niestety nie mógł nacieszyć się zbyt długo. Szybko został odprowadzony do mamy, z którą właśnie rozmawiał. Dopiero po chwili odpowiedział na jej pytanie.
— Trochę się denerwuję — odszepnął, czując jednak, że to „trochę” stanęło mu w gardle ze stresu. — Muszę ci coś powiedzieć. — Ciężko mu było utrzymać się na łapach, choć te nieutrudzenie służyły mu, aż znalazł się w odpowiednim, wyznaczonym przez suczkę miejscu.
— Później mi powiesz, w porządku? Musimy zacząć. — Rzepa krótko liznęła jego policzek i nie czekając na odpowiedź, zaczęła mówić już dużo głośniej, by wszyscy zwrócili na nią uwagę. Nagietek poczuł na sobie dodatkowe pary oczu. — Ja, Rzepakowa Gwiazda, liderka Industrii, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Ciężko pracował, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam go wam jako wojownika. Nagietkowa Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę życia?
— ... Obiecuję.
Rzepakowa Gwiazda uśmiechnęła się, a Nagietek czuł, jakby ogromny ciężar spadł mu z serca.
— A zatem mocą Coelum nadaję ci imię wojownika. Nagietkowa Łapo, od dziś będziesz znany jako Nagietkowy Poranek. Gwiezdni honorują twoje oddanie i determinację, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Industrii.
Rzepa położyła głowę na tej Nagietka. Nowo mianowany wojownik polizał bark liderki. Gdy klan skandował jego nowe imię, Nagietkowy Poranek liczył, każde powtórzenie. Nie zorientował się nawet, kiedy głosy ucichły. Wydawało mu się, że skupiał się na tym na tyle mocno, że nie było możliwe przegapienie tego momentu. Co liczył, jeśli tak naprawdę tych głosów nie było? Kiedy się rozkojarzył?
— Podoba ci się imię? Długo myślałam, jakie ci nadać... Myślę, że brzmi dobrze, prawda? Gwiezdni, jestem taka dumna! — Rzepa widocznie powstrzymywała się przed mocnym wyściskaniem swojego synka. Widok uradowanej rodzicielki pozwolił mu na wykrzesanie z siebie odrobiny radości.
— Jest naprawdę ładne, dziękuję — Nagietkowy Poranek uśmiechnął się delikatnie, machając niespiesznie ogonem.
— Pamiętasz, że musisz odbyć całonocne czuwanie w ciszy?
— Pamiętam... Ciepły bardzo dobrze nauczył mnie Kodeksu Wojownika.
— Tylko się upewniałam. — Uśmiechnięta Rzepa nie wytrzymała i uścisnęła Nagietka mocno. — Co chciałeś mi powiedzieć przed mianowaniem?
Kiedy Nagietkowy otworzył oczy, zobaczył czekające na niego rodzeństwo, niemogące się doczekać, aż ten skończy pogawędkę z mamą i przyjdzie do nich. Nie całe rzecz jasna. Omszony się gdzieś zapodział, ale to nie było żadną nowością. Kłak stał bardziej z boku, Węgorzowy Całun podobnie, zdawało się, że chciała jak najszybciej zmyć się z magazynu. Największą uwagę Nagietek skupił na Ciepłym i Sowim, którzy patrzyli na niego z równie dużą dumą.
— Że... cię kocham — wydukał nieśmiało, nie chcąc przedłużać. Innym razem o tym opowie.
Liderka rozkleiła się do reszty i odeszła do Sowiego Pazura, odstępując nowego wojownika reszcie rodziny. Nagietek czuł, że w końcu może wziąć oddech.
To będzie długa noc — pomyślał, podchodząc do rodzeństwa.
[1982 słów, Nagietkowa Łapa otrzymuje 19 punktów doświadczenia i nowe imię, kończąc trening]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz