13 maja 2022

Od Bryzowej Zamieci do Trawki

— Tak? — zapytała Łasicza Łapa, prezentując najdziwniejszą pozycję łowiecką, jaką Bryzek widział w swoim życiu.
— Nie, kompletnie na odwrót — westchnął wojownik. — Ogon do góry, jeśli będziesz szurać nim po ziemi, wszyscy cię usłyszą z daleka. Przednią łapę troszkę bardziej do przodu... — skomentował, delikatnie próbując własnymi łapami ustawić ciało swojej uczennicy w chociażby akceptowalnej pozie.
— To strasznie głupie — poskarżyła się. — Przecież nawet nie uda mi się dobrze zamachnąć łapą, kiedy muszę nią tak bez sensu utrzymywać równowagę! Jak na razie własnym stylem szło mi świetnie, nie mam pojęcia, po co to zmieniać.
— W końcu się do tego przekonasz. Jeśli ktoś tylko zobaczy tę twoją karykaturę, to na pewno cię wyśmieje. Wolimy tego uniknąć, prawda?
— Jakoś nie słyszałam niczyjego śmiechu, gdy byliśmy na patrolu i zaczaiłeś się na tamtą wiewiórkę — uśmiechnęła się głupawo suczka, dumna ze swojej riposty.
— Och, coś mi się właśnie przypomniało, jaka szkoda, chciałem zabrać ciebie i twoje siostry jutro nad Rzekę poćwiczyć pływanie, ale jeśli dobrze pamiętam, Słoneczny Pysk wspominała coś, że przydałoby się wymienić posłania w legowisku wojowników... — Odpowiedział jej z równie złowieszczym uśmieszkiem Bryzowa Zamieć. Uwielbiał to robić. Rzadko miał odwagę, szczególnie wobec obcych, ale Łasiczka była z nim na tyle blisko, że wyjątkowo dawał radę.
— Nad Rzekę!? O nie, przepraszam, wymsknęło mi się, twoja pozycja łowiecka jest świetna, i w ogóle to dobrze dziś wyglądasz, jesteś moim ulubionym mentorem! Obiecuję, że poćwiczę jeszcze to polowanie, ale proszę, idźmy jutro popływać — wypluła z siebie natychmiast uczennica.
Wojownik skinął rozbawiony głową i zakończył dzisiejszy trening. Łasiczka odbiegła w stronę obozu, a on spokojnym tempem podążył za nią. Dzisiaj przez cały dzień nie miał czasu nawet na odetchnięcie. Niemal od samego rana latał w tę i z powrotem, od psa do psa, a to na jakieś szybkie polowanie, a to nazrywać ziół, skoro i tak szedł w stronę Rynku albo, co najbardziej męczące, nauczyć Łasiczkę czegokolwiek. Nie to, że była złym uczniem, zwykle całkiem się nawet słuchała, ale kimkolwiek by nie była, ciągły obowiązek zwracania uwagi, czy jakiś dzieciak się jeszcze przypadkiem nie zabił, to dla Bryzka piekło, szczególnie, gdy taki stan ciągnie się cały dzień, tydzień, księżyc. Robiło się już ciemno, a większość odgłosów powoli zanikała i pozostała tylko ogłuszająca cisza, przerywana z rzadka szumem liści, po których stąpał Bryzek. Powietrze było gorące, duszne i ciężkie, nie ruszało się prawie kompletnie, przez co wojownik machał różowym jęzorem na wszystkie strony, by dać sobie chociaż trochę ulgi. Przez ten wszechobecny brak dźwięku, nie było trudno wychwycić cichy szept:
— Ale wy jesteście urocze. — Po tych słowach rozległ się ledwie słyszalny śmiech.
Czarno-rudo-biały pies stanął w bezruchu, a słysząc, że ktoś wierci się w szuwarach, ostrożnie podszedł bliżej. Gdy wyjrzał zza nich, zobaczył małą, brązowo-białą sunię, nachylającą się nad sadzawką i pogodnie uśmiechającą do skaczących wszędzie wokół żabek. Byli blisko obozu, więc nie powinno się jej stać nic szczególnie strasznego, ale tak czy inaczej lepiej, żeby nie zostawała tu sama po ciemku. Z drugiej strony, wydawała się taka szczęśliwa i nie chciał jej przerywać. Jeśli Bryzek dobrze pamiętał, pochodziła ona z miotu tej pomagierki Piaskowej Szmaty, jak lubił ją sobie w myślach nazywać. Przecież przez nią jego bracia prawie umarli, a Ćma... może wcale nie przez to. Bryzek często zastanawiał się, czy jeszcze o nim pamięta, czy jest jej dobrze tam, gdzie się teraz znajduje, czy zrobiła to z własnej woli, a może ktoś ją porwał... Szukał jej już chyba wszędzie, ale nie znalazł ani śladu. Nie miało to jednak w tym momencie znaczenia, bo jego aktualnym dylemat brzmiał inaczej. Siostry sam nie uratuje, a nawet jeśli, to pewnie było już za późno. Postanowił oddalić się na tyle, by kontrolować tę małą żabiarę, a w razie zagrożenia interweniować. Może było to trochę tchórzliwe, ale nic lepszego nie mógł wymyślić. Niestety nie zdążył wdrożyć swojego planu w życie, gdyż nagle wiatr prawdopodobnie magicznie się obudził i dmuchnął w rośliny bezpośrednio za nim, co zaalarmowało obserwatorkę żab. Odwróciła się czujnie, a na widok wojownika zjeżyła sierść i wytrzeszczyła oczy. Wyglądała na przerażoną. Bryzek nie przypominał sobie, by widywał ją szczególnie często. Na pewno odwiedził kiedyś żłobek, by pobawić się ze szczeniakami Tulipanowej i widział maluchy Owczego Serca, ale to chyba tyle. Wziął głęboki wdech i wydech. Zwykle pomagało mu to chociaż trochę się uspokoić.
— Trawka, tak? — zapytał zestresowany. — Nie martw się, uch, tylko przechodziłem sobie i zastanawiałem się, czy wszystko u ciebie w porządku, bo trochę tu ciemno i yyy... No tak, robi się ciemno, pora chyba wracać do obozu, prawda?
Brak reakcji. Nawet nie mrugnęła, prawdopodobnie bojąc się, że gdy zamknie choć na chwilkę oczy, napastnik podejdzie za blisko. Bryzek po części ją rozumiał. Jako uczeń miał podobnie, ale starał się udawać "normalnego". Tego od niego wymagano, więc to właśnie robił. Westchnął jeszcze kilka razy, patrząc niezręcznie w oczy szczeniaka. On za to bał się, że jeśli odwróci wzrok, co bardzo pragnął w tej chwili zrobić, sunia ucieknie.
— Też uwielbiam żaby, wiesz? Możemy zabrać którąś do żłobka, jeśli chcesz. Tylko trzeba zapewnić jej odpowiednie warunki, możemy wziąć jakąś miskę po Dwunożnych, nalać wody, wrzucić jej jakieś roślinki... Chyba nikt się nie obrazi, jeśli będziecie mieć tam zwierzątko — silił się na spokojny i opanowany ton.
<Trawko?>
[855 słów: Bryzowa Zamieć otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia, a Łasicza Łapa 1 Punkt Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz