Nie zawsze byłem taki miły. Zazwyczaj wolałem biegać i denerwować innych, by w końcu zwalczyć swoją nudę, jednak zobaczyłem, że z nią nie jest zbyt dobrze. Była zamyślona i chyba niezbyt kontaktowała z rzeczywistością. Sam, gdy byłem młody, miałem takie chwile, jednak nie miałem nikogo, kto by do mnie podszedł. Dlatego postanowiłem, że sam to zrobię, by nie czuła się tak jak ja.
Po krótkiej rozmowie niby się czegoś dowiedziałem, kilku rzeczy nie rozumiałem, ale stwierdziłem, że nie powinienem jej przerywać w takiej chwili. Powiedziała, że mogę odejść, a jednak siedziałem w miejscu, nie chcąc się ruszyć. Nie miałem nic do robienia, dopiero co wróciłem. Przecież mogłem z nią trochę posiedzieć, prawda?
— A może nie chce? — ziewnąłem i rozłożyłem się na ziemi.
Sarnia spojrzała na nie ze zdziwieniem, ale nie odeszła. Czułem, że potrzebowała, by ktoś obok niej był, w ciszy po prostu napawając się swoim towarzystwem. Nie wiedziałem o niej zbyt dużo. Przelotnie zamieniliśmy ze sobą kilka słów i na tym się wszystko kończyło. Jednak może był to dobry moment, by lepiej ją poznać? Wszyscy mieli mnie trochę dość przez to, że często zawracałem im głowę z nudów, jednak może znajdę w niej przyjaciółkę, której potrzebuję. Przecież nie można być mną 24/7, prawda?
— Moglibyśmy spędzić trochę czasu ze sobą, jeśli nie miałabyś nic przeciwko. Widzę, że obydwoje nie mamy jak na razie nic do roboty.
Uśmiechnąłem się delikatnie, by nie zabrzmiało to podejrzanie. Po chwili wahania Sarenka się zgodziła, co sprawiło, że poczułem w środku ciepło, które powoli rozlewało się w moim wnętrzu. W końcu kto chciał spędzać z nim swój czas?
~*~
Przechadzałem się, powoli brnąć przed siebie. Wokół czułem zapach wielu stworzeń, jednak nie zwracałem na nie uwagi. Codziennie spotykałem je i przyglądałem się, jak leniwie pasą się i pochłaniają ogromne ilości trawy. Patrząc na nie, czułem spokój, który pozwalał mi, choć na chwilę wyłączyć się i zatracić w swoich myślach. W ciągu ostatniego czasu straciliśmy lidera, którego tak bardzo podziwiałem. Oczywiście nie przyznałem tego nigdy otwarcie, jednak brak jego obecności w klanie, nieco mnie przytłaczał. Nie mam na myśli, że nasz nowy lider jest do niczego, co to, to nie! Jednak nie znałem go tak jak Brązowego. Wilczy był spokojny i opanowany, zupełnie inny niż jego poprzednik.
Gdy tylko miałem wolną chwilę, starałem się przebywać jak najdalej od codzienności klanu. Z ochotą chodziłem na patrole, pomagałem innym, jednak czułem, że coś jest nie tak. Czułem się samotny. Nie miałem nikogo, do kogo mógłbym pójść i porozmawiać na głupie tematy, bądź się wyżalić. W wieku szczenięcym wcale mi tego nie brakowało, chciałem być jak najbardziej niezależnym i moja własna obecność najbardziej mi pasowała. Jednak gdy zostałem uczniem i zyskałem swoją własną mentorkę, coraz bardziej czułem, że jestem sam. Zawsze gdy tylko do kogoś podchodziłem, nie umiałem przywitać się normalnie, co skutkowało tym, że wszystkich denerwowałem i tak właśnie mnie zapamiętali — jako psotnika i awanturnika, który uwielbia dokuczać innym. Nie próbowałem wyprowadzić ich z błędu, w końcu i tak nic by mi to nie dało.
Nie zauważyłem nawet kiedy moje łapy zaczęły prowadzić mnie w stronę obozu. Powoli zaczynało być ciemno, a wolałem wrócić przed zapadnięciem nocy. Przyspieszyłem, zauważając ruch po mojej prawej stronie. To był Sarni Tupot! Nie pamiętam kiedy ostatni raz z nią rozmawiałem. Rzadko ją widywałem, a gdy już gdzieś ją zauważyłem, zawsze była zajęta, a ja nie chciałem zawracać jej głowy. Przystanęła, wpatrując się we mnie, dlatego postanowiłem, że powinienem pierwszy zagaić rozmowę. W końcu przecież kiedyś spędzaliśmy ze sobą trochę czasu i zawsze byłem tym który ją wysłuchał. Nawet nie wiem kiedy się od siebie odsunęliśmy.
— Witaj. — powiedziałem niepewnie, powoli ruszając w jej stronę.
<Sarni Tupocie?>
[601 słów, Burzowa Aura otrzymuje 6 punktów doświadzenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz