Miał bardzo konkretny plan. Zbierał się cały dzień, aby kopnąć swoją dumę i poprosić Mleczne Oko o rozmowę, do której przygotowywał się już jakiś czas. Wiedział, że nie będzie łatwa ani przyjemna, w końcu, ilekroć o niej myślał, natychmiast pogarszał mu się humor. Ale wiedział, że nie może ukrywać tego przed nią w nieskończoność. Szczególnie że była jedną z tych osób, które naprawdę zasługiwały na to, aby znać prawdę.
I wtedy na drodze pojawił się uczeń medyka, próbując wcisnąć mu kit, że potrzebuje jego pomocy. Tu warto wspomnieć, że Nocny odwiedzał medyka prawie tak często, jak modlił się do Gwiezdnych. Czyli nigdy. No dobra, może raz za tę tamtą babcię Mlecznej, bo bardzo jej na tym zależało. Ale nawet jej się do tego nie przyznał. Po prostu poprosił Krucze Pióro, aby miała na nią oko. I to by było na tyle z jego wiary. Dlatego pierwszym odruchem było wyminięcie szkodnika, który zatruwał mu czas. Jak się okazało, nie było to takie proste.
— Boli mnie twoja obecność w mojej przestrzeni — rzucił krótko, licząc na to, że młodzik zrobi smutną minę i odczepi się od niego.
— Ojej! Mówisz zupełnie jak mój mentor! Macie tyle wspólnego! Myślę, że powinieneś go bliżej poznać, przy okazji opatrzę cię dokładnie.
Nocny parsknął tylko na to zdanie. Gdyby miał trochę więcej empatii, może nawet zrobiłoby mu się szkoda młodego ucznia. Ale nie miał. I pewnie ten wątek bardzo szybko zakończyłby się na tym, że wojownik zostawiłby ucznia bez słowa, gdyby nie obrzydliwy swąd dwunogów. Furia bardzo często zapuszczał się na tereny miejskie, więc rozpoznawał go już z oddali. Wiedział, że musi to sprawdzić.
— Gdzie idziesz? — usłyszał natychmiast.
Wiedział, że tak łatwo się go nie pozbędzie.
— Jak chcesz się przydać, to zamknij się i chodź za mną. Byle cicho — mruknął.
Ogon brązowego poszedł w ruch. Na początku jeszcze próbował dotrzymać warunków postawionych przez Nocnego, ale zaraz pękł i znów zaczął paplać.
— To gdzie idziemy? Po co? Co będziemy robić? To ważne zadanie?
I mimo tego, że pytania się nie kończyły, wojownik uparcie je ignorował. Dopóki nie znaleźli się wystarczająco blisko łysych intruzów.
— Jak dasz się złapać, ja nie będę leciał cię ratować, więc lepiej się skup — zastrzegł od razu Furia.
Sam zaczął skradać się w kierunku, jak się okazało, stosunkowo młodych dwunogów. Odkąd nastała Pora Zielonych Liści, rozłazili się absolutnie wszędzie. Coraz więcej ich pojawiało się na terenach klanu, co oczywiście nie mogło mieć dobrych rezultatów. Dlatego Furia przyglądał się sytuacji. Kiedy widział, że ma szansę odstraszyć smrody, robił to. Potrafił ocenić, czy będą to typy, które uciekną w popłochu, czy nie mają dziwnej, głośnej, huczącej broni, która robiła dziury w ciele, czy nie mają za dużej liczebności i czy nie mają obok siebie potworów, które kiedyś skrzywdziły Mleczne Oko. Ci byli raczej niegroźni, ale hałaśliwi. Łatwi do przegonienia. Wystarczyło wyskoczyć znienacka, szczekając głośno, żeby obsrali zbroje i zniknęli z pola widzenia, ale jak wiadomo, życie nie może być zbyt piękne, a sprawa się znacznie skomplikowała.
Pajęcza Łapo?
[490 słów: Nocna Furia otrzymuje 4PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz