18 maja 2022

Od Bzu

Bez szarpała swojego ulubionego buta, bijąc ogonem o twardą ziemię. Można było stwierdzić, że z tego czegoś zostały tylko skrawki poszarpanego materiału. Trudno pomyśleć po zobaczeniu tej stęchłej, brązowej skóry, że jakiś człowiek mógł w ogóle kiedyś to nosić na stopach. Ale Bez to nie przeszkadzało — to obuwie wciąż pozostawało jej ulubionym gryzakiem. Uwielbiała wręcz wbijać w niego zębiska, myśląc, że to „Nakrapiana Gwiazda”. Nie wiedziała kim albo czym było „Nakrapiana Gwiazda”, ale rodzice i liderka nie mówili o tym czymś zbyt przychylnie. Wilczy Blask też tego nie lubił, więc za każdym razem jak się bawiła z Azalią w zapasy, ona była Nakrapianą Azalią. A ona Bzowym Kłem, bo była najlepszą wojowniczką w całym Flumine. W końcu zawsze z białą wygrywała! A w wyścigach w ogóle, zawsze była pierwsza na drugim końcu żłobka. Nikt nie zdążył nawet mrugnąć, a czarno-białe łapki Bzu już były w ruchu. A poruszały się z prędkością światła! Była super. Patrzyła na swoją wiecznie zmartwioną matkę, skubiącą delikatnie jakąś rybę. Bez nie pamiętała, kiedy ostatni raz odwiedził ją ojciec. Kiedy po raz ostatni rozmawiała z jakimś psem poza jej siostrami i innymi szczeniakami ze żłobka? Nie była pewna. Czuła się samotnie. Tylko ona. I but. Może trzeba było go jakoś nazwać, skoro był takim jej przyjacielem? 
 
*** 

— A masz! — warknęła psotliwie Bez, uderzając łapą swoją siostrę w pysk. Dzień jak każdy inny. — Trawka, chodź się bawić! Nudna jesteś!
Dostała teraz od Azalii w ucho i zaszczekała, machając ogonem. Warknęła na suczkę, udając wściekłą. 
— Piaskowa Maro! — rozległ się głos na dole, nieznany szczeniętom, który sprawił, że położyły po sobie uszy. Rozejrzała się gwałtownie po żłobku. Nikogo tu nie było. — To koniec twoich rządów.
Azalia momentalnie zaprzestała zapasów. Skuliła się u boku czarno-białej siostry. Usłyszała głośne skomlenie Trawki w rogu pokoju. 
— Myślałam, że zapomnieliście już o swoim klanie! Jeżeli ktokolwiek podniesie łapę na mnie, wysłanniczkę Coelum, może liczyć się z tym, że już niedługo postawi ją w Infernum!
— Mogę trafić i tam, jeśli tylko będę mieć pewność, że ty już tam jesteś! — warknął nieznany jej pies i rozpoczęła się sekwencja odgłosów zgrzytu zębów, agonalnych pisków i stukotu łap na drewnianej ziemi. Bez mogłaby przysiąc, że podłoga się trzęsła. W jednej chwili opanował ją strach. Sparaliżowany. Nie wiedziała, co się dzieje. Pisnęła żałośnie, odbiegając w stronę podjedzonego skórzanego fotela, by z trudem wślizgnąć się pod niego. Kichnęła, wzbijając w powietrze chmurę kurzu, jaka się pod nim skrywała. 
Poczuła się bezpieczniej w schronieniu. Wkrótce i obie jej siostry pobiegły do niej, by wcisnąć się tam, skomląc żałośnie. Trawka wygryzała sobie sierść spomiędzy poduszek, Azalia szczekała, a Bez drżała, wsłuchując się w odgłosy chaosu.
To napad samotników. Szybko ich pokonamy.
Mijały chwile długie jak godziny, gdy jedynym co młoda suczka słyszała, były wrzaski. Bała się. Okropnie się bała. Wszyscy się bali, lecz walczyli dzielnie. Wilczy Blask wszystkich rozgromi i zamieni w drobny pył.
 
***
 
Ciało czarnego psa leżało na zakrwawionej podłodze bezwładnie. Bez poczuła, jak jej serce staje w miejscu. Rozdarta skóra na małe kawałki. Postrzępiona sierść, która kiedyś lśniąca i piękna, w tej chwili marna i czerwona. Rozpłakała się. Głośno i wyraźnie by każdy usłyszał jej lament. Zaczęła bić łapami o posadzkę, sprawiając, że z każdym ruchem łap jej poduszki były coraz bardziej popękane. To nie jest prawda! 
— Tu jesteście, psiaki! — zaszczekał ktoś do niej. — Już jest wszystko dobrze. 
— Zdrajca.
— Parszywa zapchlona skóra. 
— Tchórze. 
— Niech żyje Klematisowa Gwiazda!
— C-co? Klematisowa…?
— Nie musisz się niczego bać, psino. — rudawy corgi przybrał opiekuńczy wyraz pyska. – Już wszyscy jesteśmy bezpieczni. 
— Wilczy Blask! — warknęła, patrząc, jak jakiś pies wyciąga jego ciało na zewnątrz. Rzuciła się na nie. — Tato, obudź się! 
Nic jednak się nie wydarzyło. Jedynie została odepchnięta na ziemię.
— Hej, spokojnie, Bziku! — podbiegł do suczki Puchate Serce. — Piaskowa Gwiazda i wszyscy inni… zniknęli. Już ich nie ma. Nikomu nie zrobią większej krzywdy.
Nie sądziła, że jakiekolwiek słowa mogą tak zaboleć.

[637 słów: Bez otrzymuje 6 PD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz