Kiedy życie się zaczyna, świat daruje ci rodziców, braci i siostry. Rodzinę. Jednak niewiele z tego Kawka raczyła rzeczywiście otrzymać. Przynajmniej z początku. Schowana pod jakimś krzakiem, na skraju życia i śmierci, gdzie nie jej zdanie liczyło się w wyniku. U boku braci oraz chłodu zbliżającej się godziny wyboru. Co pozostaje? Jedynie ciche kwilenie w nadziei, że słodka nieświadomość pozwoli zasnąć na wieki szybko i bezboleśnie. Bez doświadczenia miłości czy smutków. Słodko, niewinnie, zapominając o świecie, o którym nie wie się nic. Cisza.
A jednak radości nie byłoby końca dla obu stron tego niezwykłego odkrycia. Świętego znaleziska pomiędzy przemokłą rosą trawą. Ciepły oddech obcego, powolne uchylenie oczu i nagły przestrach, aby zraz potem zostać „porwanym” z miejsca swojego przyjemnego snu, bliskiego temu wiecznemu. Kawka głodna i przestraszona nieco usiadła, spoglądając na psa, który zaglądał na nich z niedaleka. Co się działo i co się miało zadziać już wkrótce, miała poczuć na własnej sierści.
Siedząc pod schodami pośród własnego rodzeństwa, już najedzona, już wyspana analizowała powoli, co tak właściwie zadziało się w jej życiu. Jeszcze niedawno leżąca z rodzeństwem pod jakimś liściem, nieco głodna teraz miała nowy dom. Dom? A co było jej domem. Ogromny magazyn, w oczach szczenięcia wydający się być jeszcze większym niż w rzeczywistości. Tłum psów tak żywy i prawdziwy, że zdawał się dla suczki tylko snem, który przeżywała w swojej małej główce. Nie widziała w końcu w swoim krótkim życiu tylu różnych kolorów i zapachów zgromadzonych w ramach jednego budynku. Nie wiedziała, gdzie jest, ale było jej wystarczająco dobrze, aby przyswoić do siebie, że jest bezpieczna i zagrzana. Ziewnęła. Jej oczy powoli przesunęły się po ścianach i psach leżących obok niej. Było parę szczeniąt poza nią i rodzeństwem, jednak onieśmielona nie odezwała się do tej pory ani słowem. Tylko w ciszy schowała się w jakimś kącie, obserwując. Obserwując. I obserwując. U jej boku usadowił się jeden z jej braci. Wtuliła się w jego furto, układając głowę na łapach. Przymknięte oczy szybko pochłonęły ją w świat niesamowitych snów i sennych mar.
Kawka. Piękne imię, czyż nie? I Kawka, rozwrzeszczane dziecko, czyż nie? Nie inaczej. Nie minęło wiele czasu, ciężko powiedzieć nawet o przeminięciu paru dni kiedy ten rozbrykany charcik na dobre zadomowił się w nowym domu, bez problemu nazywając Szlochającą Wierzbę swoim ojcem i ciociując Iskrzącemu Płomieniu. Co więcej, zaczęło się jej wychodzenie poza ramy żłóbka. Uczepiła się ogona swojego wujka, chodząc za nim. Nieważne jak często odkładano ją pod schody, nieważne jak często mówili jej, żeby siedziała na tyłku, tego zwierzęcia zwyczajnie nie dało się okiełznać. Wolna dusza, jak to mówią. Kręciła się więc nonszalancko pod nogami wojowników co jakiś czas tylko słysząc przekleństwa kiedy ktoś potykał się o jej małą osobę. Nieprzejęta jednak tym zwiedzała sobie półki i półeczki. Nawet zajrzała do medyka, ale tylko kątem oka, gdyż mimo wszystko obawiała się go. Niby była to osoba z dużym respektem w klanie, ale bądźmy szczerzy. Osoby z dużym respektem są najczęściej przerażające, prawda? Każdy w końcu nieco się obawia autorytetów.
Szczęście czy nieszczęście by też chciało, że nadeszła godzina kiedy i Iskrzący Płomień musiał wstać z legowiska. Rozprostować łapy, napić się, nadrobić wiadomości ze świata. Nie oddaliła się daleko, ale... wystarczająco.
— Ey. — Kawka podskoczyła i jednym susem znalazła się obok brata. Jej nos zadrżał z ekscytacji, a za nim ruszyło całe ciało. — Iskierek... — jej brat powoli podniósł głowę zaskoczony. To w końcu był czas na drzemkę, a ona tak skakała i śmiała go budzić.
— Co? — padło wyczekiwane pytanie.
— Chceeeesz... może pójść gdzieś ze mną? Będzie fajnie... zobaczysz! Chodź — bezczelnie ustawiła się za nim i pchnęła jego tyłek swoją głową.
— Ale dokąd? Poza tym trzeba powiedzieć cioci. Będzie się martwić. —
— Pfff.. — Kawka przewróciła oczami z zawodem. Co to za martwienie się. Przecież nie będą uciekać poza magazyn!
— Nie będzie. Nie idziemy daleko przecież! —
— To dokąd w takim razie. — młody chart skonsternowany spojrzał w te błyszczące oczy pełne podekscytowania, które ponownie pokonały swoją orbitę.
— Nigdy nie zastanawiałeś, się co jest na górze? — spytała, mrugając szybko swoimi długimi rzęsami Kawka. Jej spojrzenie wbijało się prawie w duszę bratu. — Nie chcesz wiedzieć?
— Znaczy... nie wiem... może? —
— No chodź. Wrócimy, zanim zobaczą, że zniknęliśmy. Chodź. Chodź. — podskoczyła i delikatnie capnęła go za ogon, ciągnąc. Ten skrzywił się, zabierając swoją własność, ale po chwili przytaknął. Może i jego ciągnęła ciekawość.
I w ten sposób stanęli przed schodami, z ciekawością zaglądając na kolejne stopnie. Czy to niebezpieczna wyprawa? Co tam zastaną? Kawka jedynie obejrzała się jeszcze raz czy nie zostali zauważeni i wskoczyła na pierwszy stopnień. Pierwszą przygodę czas zacząć.
<Iskierek?>
[748 słów: Kawka otrzymuje 7 PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz