Przez trzy księżyce Różyczka, razem z rodziną, pozostawali we Flumine, poznając tamtejsze psy i ich zwyczaje. Różyczce bardzo podobały się tamtejsze tereny – szczególnie jezioro. Magazyn, w którym spali, wydawał jej się z początku przyjaźniejszy, niż stadnina, w której się urodziła. Nie znosiła tej stadniny. To wrażenie zostało szczególnie pogłębione na początku, kiedy nagle znalazła się w miejscu, gdzie było tyle nowych rzeczy do zabawy, do odkrycia – oczywiście w obrębie, który wyznaczyli rodzice. Nie wyściubiała nosa tam, gdzie to było zabronione.
Jednak po jakimś czasie zaczęła tęsknić za stadniną. Potrafiła się położyć nostalgicznie na jednym z pudełek i rozmyślać o wcześniejszym etapie swojego życia (wydawało jej się to już tak dawno, w końcu przeprowadzka to wielki krok w tak młodym życiu), po czym dwie minuty później dostrzec kogoś lub coś, co sprawiało, że natychmiast podbiegała w tamtym kierunku, zupełnie zapominając o swoim nostalgicznym nastroju. Szczególnie jeśli tym kimś była mama.
W ciągu tego okresu nieco odsunęła się też od swojej siostry, Wieczorynki. Zaczęła coraz bardziej objawiać zachowania, które Różyczce w ogóle się nie podobały. Dalej potrafiły się wspólnie bawić, ale to nie było już tak jak wcześniej. To także wzmagało w niej tęsknotę za domem.
W końcu przyszedł moment, kiedy dostała wybór. Zostać, lub wrócić. Ventus, lub Industria. Wieczorynka podjęła decyzję pierwsza – zostać. Różyczka po nieco dłuższej chwili zastanowienia wybrała pójście z matką. Z lekkim wzruszeniem barków Szept także skierowała swoje kroki w ich kierunku, deklarując swój wybór na Ventus.
W ten sposób znów wylądowała w domu. Czuła z tego powodu większe szczęście, niż chciała po sobie pokazać. Nie spodziewała się, że ta zapyziała stadnina tak ją ucieszy.
Po czym okazało się, że pora na następny wielki krok w jej życiu – zostanie uczennicą!
Najpierw się nieco ucieszyła, a potem speszyła. Kto będzie jej mentorem? Była pewna, że ona sobie doskonale da radę z byciem wojowniczką, ale nieco stresowało ją to, kto może być jej mentorem.
Nadszedł dzień mianowania. Żałobna zrobiła wszystko, żeby jej córki wyglądały schludnie. Futerko ułożone, żadnych widocznych kudłów, żadnych rzepów przyczepionych brzydko.
— Mamo, czy mogę zwolnić mentora, jeśli mi się nie spodoba? — zapytała jeszcze przed wyjściem. Żałobna zachichotała.
— Nie martw się, Różyczko. Jestem pewna, że nie będzie takiej potrzeby — uspokoiła ją i liznęła w kark.
Różyczka podniosła głowę do góry i ruszyła za matką na spotkanie swojej przyszłości.
Cały klan stał w luźnym kręgu wokół spiętrzonego stogu siana w największym pomieszczeniu stodoły. Na stogu stał Brązowa Gwiazda, a obok niego Wilczy Cień. Różyczka i Szept stanęły naprzeciwko nich, a wszystkie psy patrzyły na nie. Starała się nie okazywać stresu, jaki zaczęła czuć, trzymając wciąż wysoko podniesioną głowę.
— Różyczko, Szepcie — rozległ się głos lidera. Wszystkie szumy, które były w tłumie, zamilkły.
„Mhm, zaczyna się” — pomyślała. Poczuła nagle dziwne swędzenie za prawym uchem. „Nie będę się drapać, nie będę się drapać, dam radę....” — mówiła sobie. Tak skupiła się na tym, żeby się dobrze zachowywać, że nie dosłyszała paru następnych słów.
— ... Różana Łapa. Twoją mentorką będzie Sarni Tupot. Sarni Tupocie — zwrócił się w kierunku suki, która wyszła na środek. — Zostaniesz mentorką Różanej Łapy. Sarni Tupocie, okazałaś się wojowniczką dzielną i lojalną. Na pewno przekażesz tej młodej uczennicy całą swoją wiedzę.
Sarni Tupot wesołym krokiem podeszła do Różyczki i dotknęła swoim nosem jej nosa. Cały klan wykrzyczał jej nowe imię, po czym stanęła obok, gdy lider zwrócił się do Szeptu.
— Szepcie, od dzisiaj aż do... — powtórzył formułkę. Różana Łapa spoglądała natomiast na Sarni Tupot, zastanawiając się nad nią jako swoją mentorką. Poznała ją wcześniej, owszem. Pamiętała, że była ona uczennicą Żałobnej. To dobrze świadczyło. Ale była też bardzo energiczna, mało... Dostojna, raczej wesoła. Różana Łapa miała z tego powodu lekkie wątpliwości. No ale cóż, będzie miała jeszcze okazję się przekonać, jak będą się dogadywać.
Zorientowała się, że Szept już styka się nosami, więc razem z resztą psów krzyknęła „Szepcząca Łapa!”.
Kilka minut później znalazła się już tylko z Sarnim Tupotem. Żałobna stała gdzieś w zasięgu wzroku. Szepcząca Łapa ze swoim mentorem także gdzieś stali.
— Tak się cieszę, że mogę być twoją mentorką, Różana Łapo! — powiedziała ucieszona Sarnia. Różana Łapa merdnęła dwa razy ogonem.
— Nie mogę się doczekać swojej nauki — odpowiedziała. — Kiedy się spotykamy na pierwszą lekcję? — spytała, przekrzywiając głowę.
<Sarni Tupocie?>
[697 słów: Różana Łapa otrzymuje 6 PD i 1 PT]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz