TW: rozcinanie ciał, krew
Sowi był chujem. Rozumiałem go, ale nadal był chujem. Całe szczęście, że on jeszcze nie miał władzy w łapach. Gdyby nie Rzepa, Sowi pewnie dawno by już zrobił ze mnie dywanik.
Całkiem przyjemnie żyło mi się w klanie. Na pewno przyjemniej, od kiedy posiadałem ucznia. Chociaż posada medyka była bardzo przydatna, to zapewniała pewien dystans między mną a innymi psami. Brakowało mi naturalnych interakcji.
A potem przyszły szczenięta, które już wychowały się ze mną i mogłem namawiać je, by nazywały mnie Peterową Skałą. Działało średnio, ale uważałem to za świetny kompromis. Najlepszy był oczywiście Kłak. Mój młody, niekoniecznie normalny, dzieciak. Mogłem przekazać mu wszystko, co medyk powinien wiedzieć i dodać trochę wiedzy dodatkowej, przydatnej życiowej. Takiej jak zastosowania ostróżki.
— Może ja go adoptuje — zażartowałem, patrząc jak Sowi rozmawia ze swoim synem.
— Przestań myśleć, nie wychodzi ci to — odpowiedział głos w mojej głowie. Przewróciłem oczami. Wstałem ze swojego miejsca, na przyjemnie wygrzanym kamieniu i ruszyłem w stronę psów. — Co zrobisz, gdy zostanie medykiem?
— Hm?
— Jest dobry, nie brakuje mu wiele do akceptowalnego poziomu.
— Wiem. Ale to wciąż jest dzieciak, który wie jak używać medycyny, ale nie wie jak to jest być medykiem.
Dotarłem do psów, przerywając tym samym, jak oni by to określili, dyskusje z samym sobą. Wiedziałem, że moja relacja z Sowim i tak była gówniana, to nie było co się nawet starać. Można było mu za to bardziej dogryzać.
Kiedy byliśmy już w bezpiecznej odległości, gdzie ojciec malucha już nie mógł nas usłyszeć, powiedziałem.
— Znalazłem coś dla ciebie.
— Co? — Widziałem, jak aż ogon mu delikatnie zamerdał.
— Zobaczysz. Najpierw nazbierajmy ten jaskier, żeby nie wyszło, że jesteśmy zupełnie bezużyteczni.
Kłak mógł iść szybciej niż ja, ale grzecznie trzymał się mojego boku. Sam zerwałem jaskier i włożyłem go na szmatę, skradzioną dwunogom. Zostawiali te śmieci wszędzie, a ja niespecjalnie chciałem skończyć z pęcherzami. Potem skręciłem w stronę morza. Niedaleko granicy z Flumine miałem swoją niespodziankę.
— Czy to…
— Martwa lisica. Możesz ją otworzyć.
Ostatni raz martwego psowatego widział, gdy zmarło jedno ze szczeniąt Iskrzącej. Trudno było znaleźć odpowiedni materiał do ćwiczeń, a jednak młodzik musiał znać anatomie od środka. Zbyt wielu medyków myślało, że wystarczy znajomość paru roślinek i wprawne łapy. Wziąłem ostry kamień i podałem młodemu. Zostawiłem go tu ostatnim razem, gdy znalazłem samice. Leżała tu już pół dnia. Zaczęło śmierdzieć, ale nie było jeszcze tak źle. Nie rozłożyła się jeszcze.
— Dobrze Kłaczuś, pokaż mi nerki — poprosiłem.
Naukę poprzez grzebanie w ciele, chyba mogę ominąć. Dzieciak radził sobie nieźle. Trochę się gubił, ale to było zrozumiałe. Pokazywałem mu budowe wewnętrzna na podstawie innych zwierząt, ale to nie było to samo. Jednak każde zwierzę ma pewne różnice między sobą.
— A ciebie kto tego uczył? — zapytał.
— Doświadczenie — odpowiedziałem. — Jeśli jesteś psem mojej wielkości i mojego dawnego… powołania, musisz wiedzieć, gdzie uderzać. Nie możesz liczyć na siłę.
— Tak, mali wojownicy mają utrudnione zadanie.
— O nie, ja nie byłem wojownikiem. Byłem mordercą.
— Słucham.
Kłaczek przechylił łeb. Widziałem w jego spojrzeniu zainteresowanie, może zaskoczenie, ale brakowało obrzydzenia. Jednak znałem swojego dzieciaka, chociaż trochę. Mimo to reakcje bywały różne, nawet od bardziej… szarych moralnie psów. Nie ukrywałem przeszłości, jeśli ktoś pytał. Ale też nie musiałem mówić o niej zawsze głośno.
— Byłem wtedy sprawniejszy, ale popełniałem morderstwa za, powiedzmy, przysługi. Mały, słabowity, brzydki pies nie ma łatwo. Dlatego trzeba było samemu coś z tym poradzić.
— Co to za przysługi?
— Trochę jedzenia, czasem miejsce do spania na dłużej. Zwykle po prostu zostawiałem to niedopowiedziane. Miałem haka na drugiego psa, to znacznie ułatwiało mi relacje. Tobie tego nie polecam, zła okolica. Za dużo psów jest połączonych rodzinnie.
Kłaczek pokiwał łbem, ale zainteresował się bardziej znalezieniem trzustki. Popatrzyłem na niego.
— To dobre dziecko. Niekoniecznie przystosowane, ale dobre.
— Nie wątpię — odpowiedział mi głos.
— Boje się, że nie poradzi sobie, jeśli zmieni się władza.
— To go naucz.
Pokręciłem łbem.
— Dziecko — powiedziałem, patrząc na młodzika poważniej. — jeśli miałbyś zapomnieć wszystko, czego cię nauczyłem, to chcę, byś zapamiętał jedną rzecz. Masz być bezpieczny. Nieważne, co zrobić masz, by to bezpieczeństwo utrzymać. Dlatego ja żyje już jakiś czas, mimo dość… nieciekawych zdarzeń. Ja na przykład mam z tym problem.
— Jaki? — zapytał Kłak, odsuwając płat skóry, by uzyskać dostęp do gnijących mięśni.
— Twój ojciec chce mnie wywalić na zbity pysk od momentu, gdy tu przyszedłem. — Kłaczek nie zaprzeczył, bo to była sprawa tak oczywista, że nawet szczeniaki o tym pewnie wiedziały.
— Przecież jest Rzepa.
— A jak ona umrze?
— To jestem ja — powiedział, jakby to była rzecz jasna jak słońce. Uśmiechnąłem się i uniosłem ogon zwierzęcia.
— Martwica. Była powodem zgonu?
— Oczywiście, że nie — odpowiedział Kłak, jakby to pytanie go uraziło. — Za mało się rozwinęła, by infekcja mogła zabić. Czemu mówisz mi o bezpieczeństwie w tym momencie? — uniósł łeb.
— Bo Rzepa jest już stara. Sowi podobnie. Przeżyjesz na pewno i jedno i drugie. A może i kolejnego lidera. Ale nie wiemy kto nim będzie. Nie chce by następca stwierdził, że medyk jest dziwny albo nieprzewidywalny, więc lepiej się go pozbyć. Bo ma tendencje, które im nie pasują.
— Przecież wiem, jak się zachowywać — zmrużył oczy. — Nie jestem bezmyślnym szczeniakiem.
— Ja też wiedziałem. Nawet bardzo dobrze wiedziałem, jak się ukrywać, jak omijać… kodeks, a i tak skończyłem we własnych wymiotach, dręczony za zbrodnie, które wierzono, że popełniłem.
Krzak przechylił łeb. Westchnąłem.
— Nie puszczę cię na medyka, póki się nie upewnię, że nikt nie będzie miał wobec ciebie nawet grama wątpliwości, a ty nauczysz się być najbardziej odpowiednim i odpowiedzialnym medykiem, jaki istnieje. A potem mogę iść na emeryturę albo zostać wyjebanym na zbity pysk, zobaczymy czy twoje prośby poruszą zimne serce naszej sówki.
<Kłaczku?>
[912 słów: Szara Skała otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia, a Kłaczasta Łapa 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz