15 maja 2022

Od Promiennej Łapy (Piasku) CD Drżącego Szeptu — ,,Klepsydra’’.

Początkowo akcja dzieje się krótko przed tym, kiedy Piaskowa Mara przejęła władzę we Flumine.
Promienna Łapa kucał w cieniu krzewów, które — choć już pożółkłe, nadal rzucały przyjemny cień. Cień był tym bardziej przyjemny, ponieważ — choć pora spadających liści powoli chyliła się ku końcowi — dni były jeszcze dość ciepłe. Wystarczająco ciepłe, by woda była ochłodą, głód czymś nieznanym, a wiatr lekki nazywany zimnym.
Był jeden z takich dni. Z bardzo radosnych dni Promiennej Łapy; wspólne polowanie z Drżącym Szeptem, a dodatkowo zakończone sukcesem w postaci dwóch świeżutkich burgerów, było bardzo, ale to bardzo wesołym wydarzeniem.
— Najcudowniejsze było, jak Dwunożni próbowali nas złapać. Biegali w kółko jak głupi. Choć, mówiąc szczerze, mam nadzieję, że w rzeczywistości są inteligentni — zamyślił się na chwilę, poprawiając trzymany w pysku ludzkiej roboty przysmak. — Tak czy siak, to było udane polowanie.
Śnieżnobiała suczka przytaknęła, mrużąc oczy, gdy jeden z promieni zachodzącego słońca, prześwietlając na wskroś jesienny liść karłowatego drzewka, zatańczył jej prosto na czole. Było to ostatnie drzewko, które minęli, wychodząc z cienia gęstych gniazd dwunożnych i roślin. Weszli w plamę szkarłatnego blasku.
— Ojej! Widzisz, jakie to słońce jest wielkie?! — wymruczał Promienna Łapa, nie kryjąc zachwytu. W ostatniej chwili przypomniał sobie, że powinien trzymać szczękę zaciśniętą, by nie musieć zbierać łupu z ziemi. Jego siostra, widząc jego zachowanie, uniosła oczy do góry w geście politowania, lecz nie można było nie zauważyć, że przy tym uśmiechnęła się lekko.
— Uważaj lepiej. Dzisiaj jest zgromadzenie. Co prawda my nie idziemy, ale myślę, że liderka przed wejściem na Gwiezdny Szczyt będzie chciała coś zjeść. A nie wydaje mi się, by jej przysmakiem były hamburgery wymieszane ze zgniłymi liśćmi. I gównem.

***

Księżyc na niebie zastąpił słońce. Był to sygnał dla wybranych psów do wędrówki na Gwiezdny Szczyt. Mieli reprezentować Industrię na zgromadzeniu klanów.
Promienna Łapa podbiegł do gromadzących się psów, by pożegnać się ze siostrą. Nie z Dreszczką, a z Piaskiem — młodą wojowniczką, którą — choć sam nie chciał się do tego przyznać — najbardziej uwielbiał z rodzeństwa.
— Powodzenia, Piaskowa Maro! — wykrzyknął ze szczerością oraz szczęściem i w głosie, i w oczach. Patrzył się przy tym prosto w jej ślepia, tak cudownie lazurowe, tak bardzo przypominające spojrzenie ich świętej pamięci matki — miał wrażenie, jakby spoglądał właśnie do duszy Fenkułowej Plamki. Na jej wspomnienie Promienny czuł w sercu zarówno palący smutek, jak i ciche szczęście. Tęsknił za nią, ale wiedział, że jego matka ma teraz spokojne życie po śmierci, a gwiazdami nie są jedynie jej oczy, a całe ciało, całe serce i dusza; bo właśnie na to zasługiwała.
Dziś jednak spoglądnął w te Piaskowe ślepia o jedną chwilę za dużo.
Iskierka spokoju, powagi i małego podekscytowania, którą dostrzegł, nie wydawała się niczym nadzwyczajnym — było to pierwsze zgromadzenie Piasek jako wojowniczki. Niepokój budził dopiero malutki błysk, tak szybki, pojawiający się z taką łatwością, błysk jakiegoś szaleństwa skrywanego dotąd głęboko, że Promienna Łapa poczuł w gardle jakąś kulę, w sercu zwątpienie, a w myśli wkradł mu się strach.
Pierwszy raz pomyślał, że jego siostra może mieć więcej wspólnego z Malwowym Ogonem, niż dotąd przypuszczał.
Nie wiedział jeszcze, że ziarenka piasku, dotąd powoli opadające na dno klepsydry, niezwykłym trafem przyśpieszyły, odliczając czas do ich rozłąki. Rozłąki na zawsze. O tej rozłące, ani o klepsydrze Promienny nie wiedział nic; tak samo, jak nie zdawał sobie sprawy, że były to ostatnie jego słowa skierowane go Piaskowej Mary, a spojrzenie, które rzucił jej, gdy ta odchodziła, ostatnim, jakie było jej dane zobaczyć od jego pary karmelowych oczu.
 
***
 
Nikt w rodzinie nie był dla niego tak ważny, jak Mara. Siostra, o piaskowej sierści, o czapraku ciemnych włosów na plecach i łbie, które były niczym cień tak rzadkiego, wysuszonego i na granicy życia pustynnego drzewa. O oczach błękitnych, tak wciągających i tajemniczych, jak fatamorgana, która mąci oczy podróżnikom, ukazując im wodę. Te ślepia w błękitnym kolorze były zawsze blisko niego, a choć Piaskowy pysk wyrzucał z siebie nierzadko niemiłe słowa, to właśnie ślepia często mówiły co innego. Promyczek wiedział, że jego siostra go lubi. Może nawet kocha — raz był tego niemal pewny, innym razem nic na to nie wskazywało. On ją jednak kochał całym swoim sercem. I dlatego, gdy dotarła do niego wiadomość, że Piaskowa Mara wraz z Owczym Sercem nie wróciła ze zgromadzenia, był w rozpaczy. Czuł, jak fale odrętwienia, niczym wzburzone morze, miotają jego duszą i ciałem. Nie pomagały na to modlitwy do Gwiezdnych, nie pomagały rozmowy z ojcem i resztą rodzeństwa, nie pomagały treningi. Potrzebował czasu. I spokoju. By móc uporządkować myśli.
Dlatego, gdy jego mentorka, Różany Płatek, poinformowała go, że za kilka dni dostanie swe wojownicze imię, był przerażony, a jednocześnie tak zasmucony, że miał ochotę na zawsze zostać uczniem.
— Wiesz co, Jazgocząca Łapo… — wyszeptał do brata tak cichutko, zaraz po tym, jak dowiedział się, że on również stanie się za niedługo wojownikiem; w tamtym momencie to właśnie Jazgotek przeżywał podobne uczucia co on. Nie takie same. Nie miał z Piaskiem tyle wspomnień, ile Promyk. Ale wciąż był w podobnej sytuacji. To powodowało, że beżowy uczeń, czuł w sobie wręcz bolesną chęć wygadania się. Słowa same pchały się na jego język — tylko umysł był jakiś otępiały, z wielkim opóźnieniem przetrawiał wszystko. — Ja nie chcę być wojownikiem… Nie teraz… Myślałem, że… Och. Po prostu… Inaczej to sobie wyobrażałem, wiesz?... Ty pewnie też. Wszystko jest teraz tak… skomplikowane.
Jazgoczący popatrzył się na niego tak dziwnie, a jednocześnie tak pokrzepiająco, że Promiennemu łzy same napłynęły do oczu.
— Ty wiesz… — załkał cicho. — Co… Powinienem zrobić? Ja naprawdę myślałem, że Piasek jest dobra. A ona?... Biedna Piasek… Biedne Owcze Serce… Co one zrobiły…
— Porozmawiajmy z Rzepakową Gwiazdą. Ona zrozumie.
— I… Nie będę m-musiał zostawać teraz wojownikiem? Wiesz, ja naprawdę chcę nim być, tylko… Bardziej od tego pragnę trochę czasu… Po prostu… Aż ona nie wróci.
— Jasne. Jest kochaną liderką. — odszepnął trójkolorowy. — I ja też się wstrzymam z awansem. Najbardziej pragnę, by przejść mianowanie wraz z członkiem rodziny. Razem zostaniemy wojownikami. Jak będziesz gotowy — tutaj przerwał, jak gdyby bijąc się z własnymi myślami. I ostatecznie dodał, choć innym, obcym głosem: Poczekamy, aż Piaskowa Mara wróci. Wtedy zostaniemy wojownikami.
Lecz jego oczy mówiły co innego. Ona nie wróci — zdawały się krzyczeć, a jedynie miłość do brata i współczucie powstrzymały ten krzyk.
 
***
 
Rzepakowa Gwiazda zgodziła się, by nie mianować na wojowników obu braci. Pokrzepiło to zarówno Jazgoczącą, jak i Promienną Łapę. Był to pozytyw. Jedyny pozytyw, który potrafił dostrzec Promienny w tamtych dniach.
Jednak kolejne księżyce były dla niego jeszcze gorsze.
Był to czas kolejnych informacji, które, choć upragnione, były przyjmowane z coraz większą rozpaczą, z coraz większym przerażeniem. Każda kolejna wiadomość o Piaskowej, która docierała do Promiennego, pozbywała go resztek nadziei.
Co dzień rano, gdy słońce dopiero wstawało, i co wieczór, gdy gwiazdy poczęły ukazywać się na niebie, Promyczek modlił się ku przodkom. Zadzierał pysk wysoko, jak gdyby oczekując, że z niebios otrzyma odpowiedź na wszystkie pytania, które miał w swojej głowie, że spłynie na niego ukojenie, albo że i Piaskowa Mara — a teraz już Gwiazda — we własnej osobie sama do niego zejdzie, przywita się i z nim porozmawia; powie mu, że jest dobra, że cały ten cyrk z odbijaniem Flumine, z wojną, zabijaniem psów, manipulowaniem Owczej, to nie jej wina! Ba! Ona przecież chciała temu zapobiec!
Jednak modlitwy nie dawały nic nadzwyczajnego, nic potrzebnego; budziły w Promiennej Łapie jedynie łudzenie się, że robi coś dla siostry. Dla tej kochanej siostry, a nie oszalałej, przesiąkniętej złem suki. Umysł Promiennego nie pojmował, że ta sama Piasek, której plótł wianki, którą pocieszał, której przynosił jedzenie, jest morderczynią; te myśli wywoływały w nim zarówno przerażenie, jak i zdezorientowanie.
Wszakże i te modlitwy, i to łudzenie się, i to przerażenie, ta głęboka rozpacz, te wszystkie bezsenne noce musiały się kiedyś skończyć.
 
***
 
Siedział jak na rozżarzonych węglach, z utęsknieniem wyczekując powrotu psów z kolejnego zgromadzenia klanów. Kojący zapach letniej nocy upajał jego zmysły, dawał mu pewność, że to będzie ten dzień — wielki powrót osoby tak bliskiej jemu sercu, wojowniczce o nie tylko złotej sierści, ale też o złotym sercu. Oczyma wyobraźni widział już powracające sylwetki klanowiczów, a za nimi idącą smętnie Piaskową Marę, która przegrała bitwę i została wygnana z Flumine, by wrócić do rodzinnego klanu. Widział, jak wszystkie psy po kolei jej wybaczają, a ona płacze z żalu, że ich opuściła, by rządzić jako samozwańcza liderka. Jej morskie oczy były w kolorze deszczu — i istotnie łzy z nich padały, jak deszcz kropi z zachmurzonego nieba. A na ostatku, gdy wypłakała się już wszystkim, i ojcu, i Drżącemu Szeptu, i Jazgoczącej Łapie, i Kruczej Łapie, i liderce, i zastępcy, podeszła do niego, do Promiennego. I bez słowa żadnego, tylko z wielkim szczęściem oraz żalem w oczach, przytuliła się do niego, zaczynając szeptać do niego przeprosiny.
I tak będąc na jawie, nie zauważył zbliżających się do niego wojowników. Dopiero Drżący Szept, gdy stanęła wprost naprzeciw niego, z dziwnym błyskiem w oku, jakby zgarbiona, spowodowała, że Promyczek otrząsnął się.
— Promienna Łapo… — lekko zachrypnięty głos śnieżnobiałej nie zwiastował niczego dobrego.
Beżowy uczeń skulił się, nie mając odwagi patrzeć prosto w niebieskie oczy, które naddo przypominały mu Piaskową.
— Na zgromadzenie przybyło Flumine — zaczęła mówić głośniej, siląc się na neutralny ton. — Na ich czele był Klematisowa Gwiazda. Nigdzie nie mogłam dostrzec Piaskowej Mary.
I przerwała, a jej głos zadrgał, na rzęsach zawisły dwie łzy. Jedynie pysk wojowniczki pozostawał kamienny, jakby wyryty przez osłupienie.
— Długo czekałam, aż powiedzą coś o niej. Myślałam, że może…
Uczeń byłby omdlał z bólu i niepewności, gdyby Dreszczczka go nie podtrzymała.
Ona nie żyje, Promienny. Nie żyje.
Cały świat zawirował przed orzechowymi ślepiami i tak, jak umierający widzi przed oczami całe swoje życie, on zaczął widzieć Piaskową i wszystkie wspomnienia, które z nią dzielił.
Popatrz, co znalazłem! — szczeknął z euforią i śmiechem Promyczek, nie panując nad emocjami; przysiadł na chwilę, po czym błyskawicznie wstał, machając beżowym ogonem to na prawo, to na lewo. Jego ciemne oczy błyszczały z uciechy i dumy. — To dla ciebie, siostrzyczko!
Rudawa suczka warknęła, gdy wianek osunął się na jej nos. Zezując, próbowała przyjrzeć się niechcianemu upominkowi, który właśnie dostała.
— Co to za badziewie? — syknęła, po raz kolejny ukazując swoją wredotę. 
Jej brat jednak się tym nie przejął, upierając się w myślach, że usłyszał w jej głosie swojego rodzaju ciepło; miejmy nadzieję, że miał rację. 
— Z tego, co wiem od Kolorowego Wiatru, to to się nazywa wianek — wyznał, przystępując z łapy na łapę; zanim Piasek zdążyła z siebie wykrztusić kolejny niemiły komentarz, złapał ją zębami za skórę na łopatce, zaczynając ciągnąć siostrę w stronę wyjścia z obozu.
Suczka najpierw była zbyt zaskoczona, by jakkolwiek zaprotestować i dopiero po dłuższej chwili, gdy już niemalże wyszli na świeże powietrze, zaczęła się wić, warcząc pod nosem; Promyczek cały czas parł naprzód, ignorując ją; był zbyt podekscytowany wizją spędzania czasu razem. Głupkowato się szczerzył, tuptając zawzięcie łapkami o podłoże.
Po kilku sekundach, gdy szczeniak poczuł pod poduszkami wyschnięte łodygi letniej trawy, wypuścił siostrę; ta, zdenerwowana, z energią zatoczyła się w bok, plącząc nogi, gdy wianek, już po raz drugi, zsunął się na jej oczy.
— Co robisz?! Ja-
— Nie widzisz, jaki świat jest piękny?! — roześmiał się Promienna Łapa, tańcząc w kółko.
Wszystkie ziarenka piasku, które były w tej piaskowej klepsydrze odliczającej czas, opadły na jej dno. Stało się. Dowiedział się. Był pewien, że tępy ból rozsadził mu serce.
 
***
 
Czas mijał powoli.
Pierwsze dni żałoby Promienna Łapa spędzał samotnie, jedynie w swoim towarzystwie. Nie miał ani ochoty, ani siły nigdzie wychodzić, z nikim rozmawiać, chodzić na polowania, czy patrole. Gdy mocno świeciło letnie słońce, uczeń po prostu spędzał czas na swoim posłaniu, to drzemiąc, to patrząc się nieprzytomnie w ścianę i będąc myślami gdzieś indziej. Gdy nadchodziły burze, obserwował błyskawice i deszcz z okna Magazynu. Noce natomiast upływały mu w półśnie; niby nie spał, żyjąc we wspomnieniach, to zmęczenie brało górę i morzyło jego umysł na jakiś czas, by obudził go z powrotem jakiś koszmar.
Dopiero po jakimś czasie zaczął rozmawiać z rodziną. Drżący Szept była dla niego nadzwyczajnie wyrozumiała i cierpliwa, Krucza Łapa pocieszał go na swój sposób, a Pustynny Wiatr zmieniał mu posłanie, wspierał dobrym słowem i chodził na specjalne polowania, by przynieść synowi jakieś rarytasy, którym wprost nie mógłby się oprzeć.
— Promienna Łapo? Mogę wejść?
Pustynny Wiatr, mimo że nie musiał, zapytał się z grzeczności. Stojąc przed wejściem do legowiska uczniów, trzymał w pysku dziką kaczkę. Słysząc ciche „tak”, wszedł pomalutku do pomieszczenia, kierując się w stronę Promyczka.
— Proszę. Przyniosłem coś dla ciebie.
Promienny uniósł pysk znad wyściółki, patrząc jakby niewidzącymi oczyma na martwe zwierzę. Pustynny, poniekąd zmieszany pod tym spojrzeniem i zasmucony, usiadł koło syna, podsuwając mu pod nos kaczkę.
— Lubiłeś je jeść — rzucił ni stąd, ni zowąd, nie wiedząc, od czego zacząć rozmowę. Promienny jednak nie ruszył się ani o milimetr.
Wiatr westchnął cicho, nie dając za wygraną.
— Posłuchaj mnie, proszę. Odkąd przyszliście na świat, bardzo was kocham. Może tego nie okazuję za często, ale tak jest. Chciałbym, żebyście byli dobrymi wojownikami, oddanymi Industrii, świetnie walczącymi, którzy potrafią o siebie zadbać, gdy mnie zabraknie. Bo to naturalna kolej rzeczy. Każdego kiedyś stracimy. I to jest normalne. Możemy bać się pożegnania z bliską osobą, ale nie możemy żałować tej znajomości. Nie możemy rezygnować z tylu dobrych wspomnień, bo boimy się pożegnania.
Promyczek zastrzygł uszami, na znak, że usłyszał. Po dłuższej chwili milczenia, przerywanej tylko przyśpieszonym oddechem Pustynnego, młodziak przysunął kaczkę bliżej siebie i jakby zduszonym, wysilonym, choć szczerym głosem powiedział ciche — Dziękuję, tato.
Dzięki wsparciu Promienna Łapa czuł się coraz lepiej, a choć z dnia na dzień nie było widać wyraźnych efektów, gdy spojrzało się wstecz, łatwo można było dojść do wniosku, że poprawę widać wyraźnie. Zaczął chodzić na spacery, które stawały się coraz dłuższe, a wkrótce były i pierwsze od dłuższego czasu polowania.
Ptaki świergotały w promieniach drzew, a promyczki słońca, roztańczone i pełne gorącego żaru, skakały to po liściach, to po trawie, to po dwóch grzbietach uczniów; czarnego, umięśnionego regularnymi treningami i zapadłego, beżowego, o matowej sierści, wskazującej na słabszą kondycję.
— Jazgotku… — Promienna Łapa szepnął, marszcząc delikatnie nos. — Myślałem nad tym od jakiegoś czasu. Nie wiedziałem, kiedy nadejdzie ten dzień, ale teraz już wiem, że jest on coraz bliżej. Czuję się już dobrze. Dzięki Tobie, wiesz? I dzięki Dreszczczce, dzięki Kruczemu, dzięki Pustynnemu. Chciałbym już wrócić do moich obowiązków.
Jego brat spojrzał na niego przez bark, a jego trójkolorowy pysk rozjaśnił delikatny uśmiech.
— Możemy chodzić co wieczór na wspólne polowania.
Na te słowa na jaśniejszej mordce pojawiło się zakłopotanie.
— Nie do końca o to mi chodziło. Chciałbym już przyjąć nowe imię, obowiązki, które już dawno powinienem mieć. Szkoda mi Piasek. I zawsze będzie mi jej szkoda, ale muszę iść dalej. Klan mnie potrzebuje. I teraz wiem, że ja jego też. Myślę, że Piasek po prostu tego nie wiedziała. Ona chciała tylko rządzić. Jest mi przykro, że tak się myliła. Ale będę się za nią modlił. Mam nadzieję, że to coś da.
 
***
 
— Ja, Rzepka, liderka klanu Płomiennych, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tych uczniów. Ciężko pracowali, by zrozumieć nasz szlachetny kodeks. Przeszli długą drogę i cieszę się, że na jej końcu czeka ich taki pozytyw! Jazgocząca Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę życia?
Jazgotek wyprostował się, napinając całe ciało. Jego oczy były jak dwie roziskrzone gwiazdy, niczym ślepia Potworów, które nocą rozświetlają mrok ostrymi smugami. Jak ogniska ciepłe, i przyjazne, i tak wesołe, że aż chce się wokół nich śpiewać.
— Obiecuję.
— Zatem nadaję ci imię wojownika — z pyska Rzepakowej Gwiazdy nie schodził uśmiech. — Jazgocząca Łapo, od dziś będziesz znany jako Jazgoczący Nurt. Gwiezdni honorują twoją empatię i wytrwałość, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika naszego klanu.
Gwiazda polizała Jazgoczący Nurt w głowę, a ten przycisnął pysk do jej barku, pochylając głowę w geście szacunku. Wśród zgromadzonych wojowników rozpoczęły się wiwaty i gratulacje, które ucichły, gdy liderka znów zabrała głos, odwracając się przodem do Promiennego, który stał cicho, z niepewnym uśmiechem na pysku. Z jego oczu biło błaganie i przypomnienie, a jego myśli zaprzątała tylko rozmowa, którą odbył rano z liderką — gdy poprosił ją o imię, które pragnie nosić.
— Promienna Łapo. Od dnia dzisiejszego będziesz miał wojownicze imię — nabrała głęboko w płuca powietrza, przerywając na chwilę. — Bądź dobrej wiary i się nie poddawaj. Witamy cię jako pełnoprawnego wojownika naszego klanu. Gratulację, Promienny Piasku.
Na biszkoptowym pysku zakwitł tak piękny uśmiech, jak fascynujące są kwiaty w porze nowych liści; uśmiech ten był tak zaraźliwy, że i tłum uśmiechał się, wiwatując nowe imię Promiennego. Mimo, że Piaskowa Mara nie zapisała się w historii klanów jako bohaterka, dla Promyczka nią była. Zapisała się w jego pamięci drogocenna jak diamenty, ukochana na wieki przez jego duszę. Suczka o pustynnej sierści i lazurowych ślepiach, na które osuwał się wianek tak błyszczący, jak gdyby utkany był ze złota i srebra — w rzeczywistości był po prostu z promyczkowej miłości.
I oto, kim była dla niego Piasek. Ukochaną siostrą, która po prostu wybrała o jedną złą drogę za dużo. O jedną złą drogę za dużo…

<Drżący Szepcie?>
[2747 słów: Promienny Piasek otrzymuje 27 PD i zostaje wojownikiem]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz