Wstające, letnie słońce, gdy tylko rzuciło promienie na Zakwitkę, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki spowodowało, że mała obudziła się ze snu.
— Mamo…? — zapytała sennie, wyciągając przednie łapki daleko przed siebie i otwierając pysk w szerokim ziewnięciu. — Jak ci się spało…? Mi całkiem dobrze, mówiąc szczerze. Całkiem dobrze-
Przerwała, gdy dostała silnego kopa w brzuch od brata, który niezdarnie przewalił się na drugi bok.
— Który to?! — warknęła, piorunując dwójkę szczeniąt wzrokiem wystarczająco rozbudzonym, by wywołać w rówieśnikach strach — i wystarczająco wyzywającym, by spowodować na pysku dorosłych wojowników uśmiech rozbawienia.
Stokrotkowy Płatek jednak nie wyglądała na rozbawioną; na jej jasnym pysku, o rysach tak bardzo podobnych do tych, które miała Zakwitka, pojawiła się mieszanka poirytowania i zmęczenia.
— Zakwitko, proszę, grzeczniej do braci — upomniała suczkę, choć jej głos został zagłuszony przez ciche pojękiwanie najmłodszego.
— To byłem ja — wydusił z siebie Drozd, mrużąc oczy od słońca, które wpadało do żłobka przez stare okno. — Ale nie zrobiłem tego naumyślnie, naprawdę!
Zakwitka przybrała minę wielkiej znawczyni, przyglądając się bratu jak surowy lider, który wymierza karę winnemu wojownikowi. Drozd przybrał niepiękną minę, zapewne zdając sobie sprawę, co następnie wypowie jego siostra.
— Nie kłóćcie się od rana — wymruczała Stokrotka, usiłując rozluźnić atmosferę w żłobku. — Jesteście bardzo głośno. Obudzicie waszych kuzynów.
Zakwitka obdarzyła nieobecnym wzrokiem czwórkę przyciśniętych do Słodkiego Pyska szczeniąt, które spały w drugiej części pomieszczenia.
— Słodki Pysk to fajna ciotka, wybaczy nam — odparła z pełnym przekonaniem Zakwitka, merdając na boki ogonem.
— I byliśmy w żłobku pierwsi — dodał Drozd, nie odrywając oczu od młodszych szczeniąt. — A oni wyglądają jak króliki.
— Albo jak płody! — szczeknęła rozbawiona suczka, totalnie zapominając o tym, że miała być zła na brata.
— O, właśnie! Jak królicze płody! — podchwycił Drozd, przez przypadek następując łapą na trzeciego z miotu, najstarszego Listka, który zdezorientowany otworzył błękitne ślepia, spoglądając na zawstydzonego Droździka. Stokrotkowy Płatek widząc to, zdała sobie sprawę, że teraz musi uspokoić nie dwójkę, a trójkę wyspanych, dwuksiężycowych szczeniąt.
— A skąd wy nagle jesteście specjalistami od płodów?
— Intuicja! — szczeknął Drozd i najpewniej — gdyby tylko miał taką możliwość — zastukałby się przy tym w palcem w czoło. Ale że nie miał ludzkich palców, ograniczył się do mądrej, dość dumnej z siebie miny i delikatnego uśmiechu mówiącego ,,Główka pracuje’’.
— Ach, ty i twoja intuicja… — Zakwitka przewróciła oczami, lecz zamilkła raptownie, zauważając wzrok swojej rodzicielki.
— No już, przestańcie. Może pójdziecie do ojca, albo się pobawicie? — zaproponowała Stokrotka, nie tracąc nadziei. — Obiecuję, że do was dołączę. Tylko potrzebuję chwilki spokoju. I czwórka szczeniąt Słodkiego Pyska też. Są bardzo małe i muszą mieć ciszę, a wy ruch.
Trójka szczeniąt popatrzyła po sobie.
— W porządku, mamo — zgodziła się Zakwitka, spoglądając zachęcająco na braci; Listek pokiwał powoli głową, a Drozd, patrząc się przez dłuższy czas w ciszy, zamyślony, po chwili przystanął na propozycję, ledwo zauważalnie skłaniając pysk, jak gdyby bojąc się, że zaraz straci jakiś scenariusz, który tworzył się w jego głowie.
Zakwitka nie posiadała się ze szczęścia, widząc, że w eksplorowaniu obozu będzie miała towarzystwo. Ruiny rosły w jej głowie do potężnych rozmiarów, ich korytarze ginęły w najczarniejszym mroku, a wszystko, co znała, wydało jej się tak małe i nieistotne. Była pewna, że odkryją coś wielkiego!
Ale, żeby odkryć coś wielkiego, trzeba najpierw pozbierać informacje o badanym terenie, czyż nie?
Dwanaście łapek pod kontrolą trzech szczenięcych mózgów, bębniło o kamienną, spękaną gdzieniegdzie podłogę, gdy trójka rodzeństwa wybiegła ze żłobka — Zakwitka, biegnąca na przedzie, zaliczyła skręt z potężnym ślizgiem, co wywołało na pysku odprowadzającej ich wzrokiem matki przerażenie, lecz i ulgę, gdy spostrzegła, że małej nic nie jest.
Listek i Drozd opuścili pomieszczenie z większą dostojnością, niż ich siostra. Gdy Zakwitka to spostrzegła, również przywołała się do porządku i zwolniła, karcąc się w myślach.
— Mogę wam opowiedzieć jakąś historię — zaproponował Drozd. — Pomyślałem, że bardzo fajnie byłoby, gdybyście usłyszeli o takim pajączku, Pestek się nazywał. Znalazłem go niedawno w żłobku.
— Nie, dzięki… — mruknęła Zakwitka nieobecnie, lecz zaraz w jej brunatnych oczach pojawił się błysk, a kąciki pyska uniosły się w uśmiechu. — O! O! Mam pomysł! Chodźmy do starszyzny! Oni na pewno mają jakieś stare historie! Mogą się z nami nimi podzielić! A potem przekonamy się, czy mówili prawdę! Odkryjemy coś! Rozpoczniemy śledztwo! Zobaczymy, czy mamy szczerych członków klanu!
Drozd wyglądał na zawiedzionego, a także na ciut zbitego z tropu. Mina Listka natomiast wyrażała głęboką zadumę.
— To jak? — Zakwitka odwróciła się przodem do braci. Wyglądała jak biała, puchata i niezwykle szczęśliwa chmurka. Jej oczy świeciły się jak dwa ognie, zajmujące się wysuszonym drewnem, a szczenięce łapy, mimo iż drżące, były gotowe do dzielnego wykonywania jej rozkazów, by ta mogła zaspokajać ciekawość. — No, chyba że macie lepsze pomysły?
<Drozd?>
[759 słów: Zakwitka otrzymuje 7 PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz