28 czerwca 2022

Od Dofinki — „Jak zostałam kultystą.” cz. 2

W miarę upływu dni spędzonych wśród nowo poznanych psów, Dofinka powoli przełamywała się do prowadzenia krótkich rozmów. Większość z nich polegała na jednostronnym pytaniu o samopoczucie i zdawkowych odpowiedziach, jednak... to zawsze było coś. Wciąż namiastkę tego kontaktu ograniczała do chwil, kiedy jeden z dorosłych osobników przynosił jej jedzenie. Nie zachowywali się złowrogo, wręcz przeciwnie - odnosiła wrażenie, że są względem niej bardzo cierpliwi i starają się ostrożnie stąpać po cienkim lodzie, jakim było jej zaufanie. Jakaś wyższa siła nie pozwalała jej jednak odwrócić się do nich plecami bez cienia obaw o własne życie. Coś było nie tak, tylko nie potrafiła dociec, co takiego. Natrętne myśli gryzły ją i kąsały niczym wściekłe stado pcheł.
Grupa, która ją przygarnęła, nawet nie kryła się ze swoim koczowniczym trybem życia. Suczka nie rozumiała, po co wędrować z miejsca na miejsce, zamiast osiedlić się w tym idealnym, które można by było nazwać domem. Oni woleli chodzić, codziennie nocować pod innym skrawkiem tego samego nieba, codziennie na innej trawie, codziennie wśród nowych zapachów. Niepokoiła się, gdy widziała, jak niezmiennie obserwowali każdy jej ruch. Zawsze znalazł się ktoś, kto miał ją na oku. Czuła się kontrolowana. Bali się, że ucieknie? Tylko dlaczego mieliby?
Bała się ich, choć nie robili niczego złego. Koegzystowali z naturą, nie zabijali dla zabawy ani nie skakali sobie na co dzień do gardeł. Po prostu byli, żyli we wzajemnej symbiozie. Ich spokój i opanowanie dawały szczenięciu wrażenie sztuczności. Ale po co mieliby udawać chodzące wzorce dla każdego szarego burka? Musieli po prostu tacy być. Niemożliwe, żeby wszystko było grą aktorską. Każdy element układanki idealnie się ze sobą łączył, ale... czegoś ciągle brakowało. Czegoś, co wiązałoby koniec z końcem i rozwiało wszelkie wątpliwości.
— Dofinko? — Usłyszała pewnego dnia, gdy ruda suczka zbliżyła się do niej wolnym krokiem.
Co do samego Gwiezdnego Nektaru... do niej miała najmniejsze obawy. Samica zdołała zaskarbić sobie malusieńki naparstek zaufania suczki. Z tego powodu nie kuliła się za każdym razem, gdy tylko ta zwracała się doń bezpośrednio. To z miodową potrafiła wymienić więcej niż dwa słowa.
— Tak? — odparła nieśmiało, wlekąc się ku niej, by spotkały się gdzieś w połowie odległości, która je dzieliła.
— Spędziłaś z nami już trochę czasu. Jak ci się podoba? Wiem, że wszystko nadal jest dla ciebie nowe, ale wydaje mi się, że udało ci się już wyrobić jakąś opinię na temat naszego małego stada — odpowiedziała, jak zwykle spokojnym i opanowanym tonem.
“Co mam odpowiedzieć? Boję się, że zrobicie mi krzywdę, bo jesteście dziwni. Jak o tym powiem, to co zrobicie? Na pewno nie chcą tego usłyszeć. Ja też nie chciałabym, żeby ktoś nazwał mnie strasznym... Może powinnam skłamać i dać im szansę? Dbają o mnie, dają mi jeść, to przecież dobre uczynki.”
Dofinka błądziła wzrokiem od lewej do prawej, od góry do dołu. Gmerała przy tym łapą w piasku, próbując rozładować nagromadzony stres. Żadne słowa nie były wystarczająco dobre. Powiedzenie czegokolwiek wydawało jej się głupie i bardzo ryzykowne. Nie chciała zostać zabita. Bała się tego. Wiedziała też, że powinna w końcu odpowiedzieć, bo Gwiezdny Nektar czekała. Nie poganiała małej, ale mimo to szczenię wyczuwało rosnące napięcie.
— Jesteście... fajni.
I już. Tyle. To była najbezpieczniejsza opcja. Bała się spojrzeć na pysk miodowej. Pewnie oczekiwała innej odpowiedzi. Dofinka była jednak za młoda, nie potrafiła prowadzić rozległych monologów i wyrażać obiektywnych opinii.
— Cieszę się bardzo. — Ta odpowiedź zbiła ją z pantałyku.
Jak to? Nie była zła, że usłyszała za mało? Owczarek spojrzał na nią nieśmiało i, ku własnemu zdziwieniu, spotkał się z przyjacielskim uśmiechem. Ogon niedawno poznanej suki kiwał się delikatnie na boki. Czyli nie była zła. Kamień spadł z drobnego serca.
— A... proszę pani... znaczy, Gwiezdny Nektarze — zaczęła, a widząc, że ma pełne skupienie swojej rozmówczyni, kontynuowała temat — Bo ja wiem, że nie jestem stąd. Ostatnio trochę myślałam i powoli sobie przypominam niektóre rzeczy... Chciałabym wrócić do domu. Możecie mi pomóc? Gdybyście mi pokazali, gdzie mnie znaleźliście...
— Wykluczone — odpowiedziała szybko i twardo, zaraz jednak chrząknęła i z powrotem złagodniała. — Posłuchaj, to bardzo niebezpieczne. Znaleźliśmy cię w bardzo złym stanie w groźnym miejscu. — Ucichła na kilka sekund, myśląc nad czymś intensywnie. — Myślę, że zasługujesz na prawdę... — Przybrała zbolałą minę. — Twoi rodzice cię porzucili i zostawili na pewną śmierć. Nie chciałam ci tego mówić, bo to na pewno ciężkie, ale sama wolałabym o tym wiedzieć na twoim miejscu.
Do oczu Dofinki napłynęły łzy. Jak to, mama i tata mogliby zrobić coś tak okropnego? Siąknęła cicho nosem i schowała pysk między łapy, próbując ukryć swoje załamanie. Bardzo bolało ją to gdzieś głęboko w środku, jakby jakiś szaleniec właśnie skakał po jej uczuciach i żonglował emocjami.
Czyli to oni zepchnęli ją z tamtej krawędzi? Nie goniła za motylkiem, aż straciła orientację w terenie? Jak mogli słuchać jej rozpaczliwego wołania o pomoc i nie zareagować, skoro na pewno byli w okolicy? Świat jest taki okropny, taki podły...
Pozwoliła miodowej samicy na okrycie jej ogonem i delikatnie głaskanie łapą po karku, gdy sama drżała podczas płaczu. Nie potrafiła pogodzić się z tym, co właśnie usłyszała. Była tylko dzieckiem, bardzo podatnym na manipulację.
[830 słów, Dofinka otrzymuje 8 punktów doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz